Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

10 / 1995

CO WY NA TO?

Angielski film pt. „Ksiądz” wywołał w Polsce wielkie poruszenie (przed i po wejściu na ekrany), krytykę ze strony duchowieństwa i oburzenie kręgów katolickich, zwłaszcza wiernych słuchaczy Radia „Maryja”. Skutki tych gwałtownych reakcji, nagłośnionych przez środki przekazu, były łatwe do przewidzenia. W pierwszych dniach wyświetlania filmu, choć nie można było dostać się do kin przez tłumy ciekawskich i protestujących, widownie napełniły się publicznością, a kasy pieniędzmi. Dystrybutorzy nie mogli zamarzyć o lepszej reklamie! Trzeba zupełnie nie znać się na ludzkiej psychice, żeby zastosować taką metodę sprzeciwu wobec zjawiska uznanego za niepożądane.

Przyznajmy jednak, że negatywna reakcja katolików jest całkowicie zrozumiała. Wszyscy ukazani w filmie księża stanowią wszak żywe zaprzeczenie wzorowego wizerunku kapłana. Biskupa ukazano jako postać bezduszną i twardą, jeden z księży jest figurą mroczną i pozbawioną ludzkich uczuć, pozostali zaś to życiowi rozbitkowie, niezdolni dostosować się do twardych wymagań kościelnych przepisów. Środowisko parafialne jawi się równie nieciekawie. W sumie mamy wrażenie, iż oglądamy wycinek rzeczywistości w krzywym zwierciadle, co pozwala reżyserce, Antonii Bird, ostro zarysować kilka problemów. Ostro, ale powierzchownie.

Właśnie te problemy mogłyby stać się podstawą do dyskusji, nie tylko zresztą w środowisku katolickim. Również ewangelicy oraz ludzie indyferentni religijnie znajdą tu tematy warte przemyślenia i postawienia sobie paru pytań z zakresu postaw moralnych. W pierwszych recenzjach i w protestach ludzi, którzy filmu nie widzieli, na pierwszy plan wysuwa się jednak homoseksualizm głównego bohatera, młodego ks. Grega. Tymczasem stanowi on zaledwie ułamek obrazu ukazującego społeczność, która jest chora. Różni ludzie bowiem, nie tylko księża, żyją w fałszu. Ks. Greg ma przynajmniej świadomość swej słabości, ale - sam jej ulegając - surowo ocenia starszego kolegę, który od lat żyje w konkubinacie z gospodynią. Uczęszczający do kościoła parafianie kłamią, kradną, biją się i cudzołożą, a mimo to unoszą się świętym oburzeniem na księdza, bo jego grzech wydaje im się szczególnie odrażający. Można by powiedzieć, że ostrze krytyki zostało skierowane przeciwko celibatowi duchownych, gdyby pominąć milczeniem choćby problem parafianina zmuszającego córkę do kazirodczych stosunków. Dramat ks. Grega potęguje się właśnie z powodu tajemnicy spowiedzi, która nie pozwala mu na wydobycie dziewczynki z katastrofalnej sytuacji. Jedynym ratunkiem staje się modlitwa, dramatyczna i niemal bluźniercza, oraz cud jej wysłuchania. To zresztą jedna z najciekawszych scen filmu, budząca wzruszenie wielu widzów.

Po obejrzeniu „Księdza” niejeden chrześcijanin poczuje się zgorszony świętokradczym atakiem na Kościół. „Ksiądz” Antonii Bird na pewno nie jest opowiastką dla dzieci, ukazującą wzory do naśladowania, ani tym bardziej rozdziałem z „Żywotów świętych”. Nie ma wątpliwości, że oglądamy karykaturę, a nie wierny obraz rzeczywistości. Karykatura zaś pewne cechy jednostronnie wyolbrzymia, aby je uwypuklić i zdyskredytować. Spełnia zaś swoją funkcję, jeśli zachowuje podobieństwo do przedmiotu czy osoby, którą przedstawia. Podobieństwo takie, acz groteskowo przerysowane, zostało jednak w tym filmie zachowane. Zamiast więc z góry pomstować na obrazoburcze dzieło i składać do prokuratury skargę o obrazę uczuć religijnych, warto się zastanowić, czy nie zawiera ono mimo wszystkiego choćby źdźbła prawdy i czy nie stanowi reakcji na rzeczywiste problemy.

Ks. Greg, zesłany za karę do parafii zgorzkniałego proboszcza, słyszy z jego ust, że jest ropiejącym, żywym wrzodem. Tę ocenę należałoby odnieść raczej do całej wspólnoty: i do wiernych, i do ich nieszczęsnych i nieszczęśliwych duszpasterzy. Mimo że ks. Greg – gej, i od lat łamiący celibat ks. Matthew budzą sympatię widza, to przecież współtworzą oni ten sam grzeszny krąg, w którym obraca się ojciec-kazirodca i bezduszny biskup, ponury proboszcz ze swą sarkastyczną gospodynią i mężczyzna opuszczający z oburzeniem kościół na widok publicznie skompromitowanego kapłana, który sprawuje Eucharystię. Pamiętając o tym, że zło i grzech w rozmaitych postaciach obecne są w rozmaitych wyznaniach, warto też dostrzec w tej gorzkiej wizji ostrzeżenie przed zimnym piekłem, w jakie przerodzić się może wspólnota pozbawiona ożywczej siły płynącej z wiary i braterskiej miłości, które powinny spajać niedoskonałych chrześcijan żywą więzią. Czym staje się wspólnota kościelna, która przestała być rodziną lub nigdy nianie była?