Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

9 / 1995

CO WY NA TO?

Protestujemy. Grupowo i hałaśliwie. Protestując, żądamy spełnienia postulatów takich czy innych, ale zawsze dotyczących naszych kieszeni, naszego zdrowia, naszych warunków pracy, naszej swobody postępowania, słowem – naszych własnych interesów. Na świecie protestuje się niekiedy także bezinteresownie, a raczej w interesie całego globu. Krytykuje się poczynania rządów, korporacji i organizacji, które robiąc swoje mają z kolei na uwadze własne – polityczne bądź finansowe – interesy. I tak się kręci ta krajowa i międzynarodowa karuzela interesów, a w tym zamęcie i wrzawie wielu ludzi przestaje słyszeć głos własnego sumienia i zatraca poczucie przyzwoitości.

21 sierpnia wyruszył specjalny pociąg Warszawa-Pekin, wioząc do Chin na IV Światową Konferencję na Rzecz Kobiet m.in. sześć Polek: dwie przedstawicielki rządowego Biura ds. Rodziny oraz cztery delegatki organizacji pozarządowych. Miło było popatrzeć na roześmiane twarze odjeżdżających pań. Miło też pomyśleć, że w towarzystwie 260 osób z Europy Środkowo--Wschodniej i krajów b. ZSRR przemierzą osiem tysięcy kilometrów w tym wspaniałym, mierzącym pół kilometra pociągu, spędzając czas na nauce i rozmowach, a w wolnych chwilach korzystając z wagonu kąpielowego. Aż dojadą. I w spokoju ducha staną na placu Tiananmen.

Czy padły u nas jakieś protesty przeciw urządzaniu Konferencji właśnie w Pekinie bądź przeciw legitymizowaniu – przez udział polskiej delegacji – tego, co robią Chiny w dziedzinie praw człowieka? Panowała cisza – z wyjątkiem głosu Komitetu Helsińskiego. Natomiast nie można powiedzieć, że wokół całej sprawy w ogóle nie było krytyki. Prymas Glemp na przykład skrytykował tezy rządowego raportu, katoliczki, oburzone treścią owego raportu, włączyły się do popieranej przez „Radio Maryja”, a zainicjowanej przez Federację Ruchów Obrony Życia, akcji wysyłania listów protestacyjnych do władz, a Antoni Szymański z FROŻ stwierdził, że przedstawicielka Forum Kobiet Katolickich „stanowiłaby tylko listek figowy dla pań podróżujących tym pociągiem” („Życie Warszawy” z 17 sierpnia). Dwie reprezentantki FKK pojadą więc do Pekinu osobno, dzięki organizacjom katolickim i indywidualnym ofiarodawcom. Wszystkie uczestniczki mogą jednak jechać tam bez o-baw, bo władze chińskie w trosce o ich bezpieczeństwo zawczasu dokonały egzekucji kilkunastu skazańców. Zostało to odnotowane przez naszą prasę i każda z pań mogła sobie o tym przed wyjazdem przeczytać.

Wszyscy zainteresowani mogli też przeczytać w raporcie amerykańskiej organizacji praw człowieka (Humań Rights Watch/Asia), iż „Fakt, że w Chinach nie istnieją procedury prawne (chroniące oskarżonych), każe sądzić, że wielu więźniów było i nadal będzie skazywanych bezpodstawnie, by pobierać od nich organy. [...] Wiadomo nam, że niektóre egzekucje celowo nie prowadziły do śmierci skazanych po to, by byli oni nadal żywi w chwili pobierania organów”. Do ilu z imponującej liczby 170 tysięcy listów, wysłanych do premiera przez obrońców życia (poczętego), dołączono protest przeciw zbrodniczemu łamaniu praw człowieka w Chinach – gdzie nagminnie i w okrutny sposób torturuje się i zabija ludzi, traktując przy tym kobiety jeszcze gorzej niż mężczyzn, i gdzie kwitnie prawdziwa „cywilizacja śmierci”? Według najostrożniejszych szacunków w chińskich łagrach (laogai) zginęło od początku rządów komunistycznych od 50 do 70 milionów ludzi, a aborcje w Chinach przeprowadza się bezwzględnie, nawet w ósmym miesiącu ciąży (o umieralniach dla noworodków nie mówiąc).

Na jednej szali mamy więc ludobójstwo, głód i cierpienia, na drugiej zaś tłumy rozdyskutowanych (często szczerze przejętych i pełnych dobrej woli) ludzi, którym zapewniono niezły wikt i opierunek. Znowu, jak wiosną w Danii podczas konferencji ONZ na temat światowego ubóstwa, będą słowa, słowa, słowa i tony cierpliwego papieru... Co przyniosą pekińskie debaty poza dalszym ciągiem sporów z ubiegłorocznej konferencji kairskiej i ogólnie słusznymi rezolucjami? Czy w jakikolwiek namacalny sposób poprawi się los kobiet w Czadzie, Rwandzie, Birmie, Bośni czy w samych Chinach – ze szczególnym uwzględnieniem Tybetu?

Część szwedzkich organizacji pozarządowych zaprotestowała przeciw miejscu konferencji i ją zbojkotowała. Niektóre delegacje przyjęły do swego grona przedstawicieli organizacji tybetańskich, którym władze chińskie odmówiły wjazdu. W Polsce, zajętej sporami na inny temat, wołano tego nie zauważyć, a może i rzeczywiście nie zauważono. Ludobójstwo, tortury, upodlenie i głód w dalekiej Azji, dalekiej Afryce czy na dalekich Bałkanach są bowiem tak odległe od naszych kieszeni, zdrowia i warunków życia, że nie widzimy powodu do protestów. Ale czy przy okazji nie umyka nam gdzieś hierarchia wartości i ludzka przyzwoitość?