Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 3/2021, s. 37

Ks. Michal Jablonski prowadzi modlitwe przy symbolicznej mogile zolnierzy z Batalionu "Parasol" (fot. PER Warszawa)1 sierpnia na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym w Warszawie przy symbolicznej mogile żołnierzy z Batalionu „Parasol” odbyło się doroczne spotkanie modlitewne upamiętniające wybuch powstania warszawskiego. Poprowadził je ks. Michał Jabłoński. Poniżej zamieszczamy wygłoszoną przez niego refleksję.

W kolejną rocznicę powstania warszawskiego wspominamy i oddajemy honory walczącym i poległym żołnierzom i cywilom, ale też miłościom, przyjaźniom i innym relacjom, które nie miały szansy dłużej się rozwijać, a także miastu, którego już nie ma.

W rocznicę naszej największej narodowej i warszawskiej klęski w minionym stuleciu trzeba przede wszystkim pamiętać o jej ofiarach. W szczególności o najliczniejszych ofiarach wśród ludności cywilnej. Dopiero potem powinno się z nie mniejszym szacunkiem oddawać hołd żołnierzom powstańcom. Czyniąc zaś to ostatnie, należy zachować umiar, bo słuchając niektórych apologetów powstania, odnosi się wrażenie, że uznają je oni za zwycięskie. Oczywiście w wymiarze moralnym.

Moi rodzice urodzili się 9–10 lat przed powstaniem, tata spędził okupację w Warszawie, a powstanie na Rynku Nowego Miasta. Od babci, jego matki, i od niego słyszałam wiele strasznych opowieści z perspektywy cywilów – małego chłopca i kobiety. Po rozmowach z naszymi parafianami powstanie widzę osobiście właśnie z tej perspektywy, perspektywy cywila.

Nie wiem, czy rozkaz wybuchu powstania warszawskiego był błędem, czy dobrą decyzją. Ale podziwiam tych młodych ludzi, którzy zdecydowali się brać w nim udział. Czasami odkrywam w sobie ten gen romantyzmu, gdzieś to głęboko tkwi w wielu z nas. Nie przepadam za tym genem, prawdę mówiąc, ale nie mogę się go pozbyć. Będę myśleć dzisiaj o tych wszystkich powołanych do walki. I wiem, że usłyszę z tamtego dnia wezwanie, by nie być obojętnym, być zaangażowanym tam, gdzie się jest, i na taki sposób, jaki nas stać. Po to, by w jak największym stopniu zminimalizować nienawiść, bo wykorzenić się jej nie da.

O jaką ojczyznę walczyli ci młodzi ludzie wtedy? O wolny kraj, w którym bez lęku znów można by wyjść na ulicę, spotkać się z przyjaciółmi, cieszyć się owocami swej pracy, dziećmi, rodzinami. Walczyli o wolność, którą stracili pięć lat wcześniej. Ich kraj był taki, jakim go wtedy znali – wciąż pełen różnic, dysproporcji, z wysokim poziomem analfabetyzmu, gdzie wielu obywateli nie rozmawiało po polsku, a już wtedy zniknęła cała cywilizacja żydowska w Polsce; kraj wciąż stawiający swe pierwsze niezależne kroki wolnego, młodego państwa. Państwo ze swymi jasnymi, ale też ciemnymi kartami. Byli zniewoleni jako naród, ale jako ludzie wewnętrznie wolni.

„W zasadzie najważniejsze jest samo życie. A jak jest już życie, to najważniejsza jest wolność. A potem oddaje się życie za wolność. I już nie wiadomo, co jest najważniejsze” – powiedział Marek Edelman.

Ze smutkiem zmieszanym z lękiem patrzę na wolność naszego państwa dzisiaj, na to, że wolność myślenia, odczuwania, wolność postaw i wartości, wolność wiary i niewiary jest systematycznie ograniczana i trwoniona.

Czym jest wolność dla nas dzisiaj? Jak długo będzie z nami, w nas?

* * * * *

ks. Michał Jabłoński – proboszcz Parafii Ewangelicko-Reformowanej w Warszawie

 

Na zdjęciu: Ks. Michał Jabłoński prowadzi modlitwę przy symbolicznej mogile żołnierzy z Batalionu „Parasol” (fot. PER Warszawa)