Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7 / 1993

CO WY NATO?

1 czerwca, po konsultacjach międzyresortowych, rząd przyjął tekst konkordatu między Watykanem a Rzecząpospolitą Polską. Nad umową pracowała od jesieni 1991 r. dziesięcioosobowa grupa negocjatorów z udziałem przedstawicieli naszego rządu (pod przewodnictwem ministra Krzysztofa Skubiszewskiego) oraz Stolicy Apostolskiej. Dyskretnie i cicho. Nie na tyle jednak, by zapobiec fali pogłosek, jakie rozchodziły się po kraju wzbudzając niepokój wielu środowisk – w tym także mniejszościowych społeczności chrześcijańskich – o przyszły kształt stosunków wyznaniowych w naszym państwie. Ponieważ w dyplomacji obowiązuje zasada zachowania tajności negocjowanych dokumentów aż do czasu ich ratyfikowania (konkordat musi być jeszcze w całości – bez prawa wniesienia poprawek – przyjęty lub odrzucony przez nowo wybrany Sejm, a potem podpisany przez prezydenta), 1 czerwca minister spraw zagranicznych ujawnił tylko niektóre zasady i sformułowania interesującej nas umowy.

Oto kilka danych. Obie strony – Polska i Watykan – mają się zobowiązać do przestrzegania zasad prawa międzynarodowego, m.in. w dziedzinie gwarancji wolności i praw człowieka, oraz do eliminowania nietolerancji i dyskryminacji z powodów religijnych. Potwierdzają też, że państwo i Kościół rzymskokatolicki są od siebie niezależne i autonomiczne; ale – jak się wydaje – konkordat nie zawiera klauzuli o neutralności lub świeckości państwa. Wprowadza natomiast zapis o katolickich ślubach kościelnych, których skutki prawne będą takie same, jak ślubów cywilnych (co w praktyce może oznaczać eliminowanie ślubu cywilnego i wymuszenie zmian w prawodawstwie polskim). Konkordat potwierdza też prawo Kościoła katolickiego do prowadzenia placówek oświatowych i wychowawczych oraz „utrzymuje nauczanie religii w szkołach”. Oczywiście publicznych. Oddzielne zapisy dotyczą sfery finansowej. Przewidziano powołanie komisji państwowo-kościelnej do negocjowania tych kwestii (chodzi o płacenie podatków przez Kościół), co sekretarz Episkopatu, ks. bp Tadeusz Pieronek, określił jako „deklarację dobrej woli obu stron”.

Dokument zostanie opublikowany po ratyfikacji i dopiero wtedy społeczeństwo pozna jego pełną treść. Wtedy też zda sobie sprawę z jego praktycznych konsekwencji. Dla nas np. już teraz nie ulega wątpliwości, że zapisy wprowadzone do konkordatu, czyli do umowy międzynarodowej, mogą – w razie jej ratyfikowania przez nowy Sejm – stać się w rękach polityków z tzw. partii narodowo-chrześcijańskich przeważającym argumentem na rzecz określonych zapisów konstytucyjnych. Mogą też przesądzić o kształcie przyszłej ustawy zasadniczej na długo przed jej uchwaleniem. Byłby to jeszcze jeden przykład, jak tworzy się prawo metodą faktów dokonanych.

Nie możemy powstrzymać się też przed wyrażeniem niepokoju na myśl, w jakiej sytuacji zostaną postawione inne Kościoły lub związki wyznaniowe, gdy zacznie obowiązywać zapis konkordatu o zrównaniu w skutkach prawnych rzymskokatolickich ślubów kościelnych z cywilnymi. W praktyce będzie to bowiem oznaczało: albo 1) dyskryminację innych niż rzymskokatolickie wyznań w przypadku nieuznawania przez państwo cywilnych skutków ślubu kościelnego zawartego np. w Kościele ewangelickim, albo 2) – o ile państwo zechce przestrzegać zasady równouprawnienia wyznań – wplątanie małych Kościołów w podobnie niekorzystny dla nich układ, jak przy wprowadzaniu lekcji religii do szkół.

W ogóle powodów do niepokoju jest wiele. Sprawa konkordatu wypłynęła bowiem akurat w sytuacji destabilizacji politycznej i kampanii wyborczej. Kto dziś odważy się wywołać ogólnospołeczną debatę na ten temat, ryzykując tuż przed wyborami konflikt z Kościołem rzymskokatolickim? Istnieją natomiast poważne obawy, że sprawa ta będzie w jednostronnym ujęciu wykorzystywana w kampanii wyborczej. Może więc rację mieli ci, którzy od początku twierdzili, że Kościół będzie chciał najpierw wynegocjować z przedstawicielami państwa jak najkorzystniejsze dla siebie rozwiązania, a potem postawić opinię publiczną przed faktami dokonanymi i w ten sposób uniknąć niewygodnej społecznej dyskusji.

2 czerwca 1993