Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

LUDWIK SANDER (1887–1942)

NR 4/2022, s. 31–32

W dzisiejszym świecie, w którym wszystko jest względne, a drugiego człowieka potrzebuje się na chwilę, aby się go zaraz pozbyć, jak zużytej chusteczki, Ludwik Sander byłby absolutnym ewenementem. Uosabiał bowiem niespotykane i wręcz niemodne obecnie cechy: był lojalny, uczciwy i odpowiedzialny. Był również konsekwentny w swoich wyborach, za co zapłacił najwyższą cenę. Wspominamy naszego współwyznawcę w 80. rocznicę jego śmierci.

Pracownicy Banku Polskiego po wypuszczeniu z aresztu na Daniłowiczowskiej.
Pierwszy od prawej w dolnym rzędzie Ludwik Sender. Fot. Archiwum rodziny Scholl

Ludwik Adam Sander urodził się 28 lipca 1887 r. w Warszawie. Był synem Karola, współzałożyciela łódzkiego zboru ewangelicko-reformowanego, i Marii z domu Grube. Jego rodzice byli ewangelikami reformowanymi o szwajcarskich korzeniach.

Miał dwie siostry: Amelię, nauczycielkę oraz Irenę, późniejszą żonę ks. Ludwika Edwarda Zaunara, który zginął w Dachau, pierwszego stałego pastora w zborze łódzkim.

Ludwik uczył się w Szkole Mechaniczno-Technicznej Hipolita Wawelberga i Stanisława Rotwanda, którą ukończył w 1907 r. Naukę kontynuował do 1909 r. na Kursach Handlowych przy ówczesnym Ministerium Handlu i Przemysłu.

Był zaangażowany w życie swojego Kościoła i zboru. Przez wiele lat zasiadał w Kolegium Kościelnym warszawskiej parafii ewangelicko-reformowanej.

Ożenił się z Cecylią z domu Modzelewską, ewangeliczką.

Lojalny, uczciwy, odpowiedzialny. „Wyznawał jedną moralność, przyjął zasady postępowania, które są zawarte w dekalogu i w imperatywie kategorycznym wielkiego filozofa z Królewca »Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie«. Imperatyw kategoryczny jest nakazem rozumu i jeśliby go pan dyrektor nie przestrzegał, to gwałciłby własne człowieczeństwo!” – pisał o nim Przemysław Wiśniewski.

Ludwik Sander był współzałożycielem organizacji charytatywnej „Dzieci Ulicy”. Działał również w Spółdzielni Mieszkaniowej pracowników Banku Polskiego „Concordia”, którą powołał wraz z kolegami – to dzięki jego inicjatywnie i zapobiegliwości oraz zaangażowaniu spółdzielców została wybudowana obszerna kamienica przy Narbutta 17 na Mokotowie.

Pełnił też funkcję prokurenta w powstałym w 1917 r. w Kantorze Wymiany Sander i Weiss, którego właścicielkami były Ludwika Sanderowa i Leokadia Weissowa.

W Banku Polskim, w którym pracował jako naczelnik Wydziału Administracyjnego, pełnił również funkcję skarbnika Zrzeszenia Pracowników.

Do dziś zachowała się w archiwum rodzinnym rota ślubowania Ludwika Sandera, które złożył w momencie przyjęcia do pracy w Banku Polskim: „Obejmując stanowisko pracownika Banku Polskiego ślubuję uroczyście: przyczyniać się w mym zakresie działania ze wszystkich sił do ugruntowania niepodległości i potęgi Rzeczypospolitej, której zawsze wiernie służyć będę, dbać usilnie o dobro Banku Polskiego, obowiązki moje spełniać gorliwie i sumiennie, przestrzegać zasad statutu Banku Polskiego, wykonywać dokładnie i według najlepszego rozumienia polecenia moich przełożonych, postępować zawsze drogą honoru i uczciwości, oddawać siły i zdolności dla dobra służby, dochować tajemnicy służbowej”.

Tuż po wybuchu II wojny światowej to właśnie on pozostał na straży Banku Polskiego, gdyż dyrektorzy, wywożąc zdeponowane w banku złoto, wyjechali z Polski. Jako cywilny dowódca obrony gmachu przy ul. Bielańskiej, skutecznie chronił placówkę przed pożarami i grabieżą.

W skarbcu pozostały banknoty, srebrne monety, papiery wartościowe, weksle. Skrywali się w nim też ludzie – skarbiec mógł pomieścić 300 osób i stanowił pewną i bezpieczną kryjówkę dla niezmobilizowanych pracowników banku z rodzinami. Ludwik Sander w tym czasie organizował dla nich aprowizację na terenie banku. Finansował też tajną drukarnię mieszczącą się na terenie Spółdzielni Mieszkaniowej „Concordia” przy Narbutta, wydającą prasę podziemną.

Był życzliwy ludziom i chętny do pomocy. Jego córka, Irena Scholl wspominała swoje spotkanie w Kobyłce z doktorem Zachariaszem Frankiem z Wołomina, którego wezwała do chorego syna. Lekarz, który był pochodzenia żydowskiego, opowiedział jej, że bywał jeszcze przed wojną w letnim domu jej ojca w Kobyłce. I to właśnie on podczas wojny skontaktował go ze swoim szwagrem, wspomnianym już ks. Ludwikiem Zaunarem, wówczas pastorem zboru ewangelicko-reformowanego w Warszawie, znanym z pomocy Żydom i wystawiającym im fałszywe papiery. „W ten sposób doktor Frank został członkiem Parafii Ewangelicko-Reformowanej” – wspominała Irena Scholl.

Gdy Niemcy zajęli Warszawę, zajęli również bank. 5 października 1939 r. aresztowania objęły pracowników, w tym m.in. Ludwika Sandera. Więźniów osadzono na Daniłowiczowskiej. Ludwik przebywał w jednej celi ze Stefanem Starzyńskim, prezydentem Warszawy. Po trwających miesiąc przesłuchiwaniach został zwolniony z więzienia.

Przez pewien czas nielegalna »filia« skarbca bankowego mieściła się w naszym mieszkaniu przy ul. Narbutta 17, w skrytce między dwiema częściami kredensu. Były w niej pieniądze przeznaczone na zapomogi dla tych, którzy nie podjęli pracy w utworzonym przez Niemców Banku Emisyjnym, a nie mieli żadnych innych źródeł utrzymania, dla wdów i osamotnionych żon pracowników, którzy wyjechali za granicę” – wspominała Irena Scholl. – „Ojciec także nie podjął oferowanego mu przez Niemców wraz z »zaszczytnym« miejscem na volksliście, wysokiego stanowiska w Banku Emisyjnym. Został zastępcą dyrektora likwidatury Banku Polskiego”.

Z powodu odmowy przyjęcia niemieckich „zaszczytów” – volkslisty i stanowiska w Banku Emisyjnym – 5 kwietnia 1941 r. został ponowie aresztowany i trafił na Pawiak, a następnie przewieziono go do niemieckiego hitlerowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau.

Według przekazu jednego z więźniów obozu, po ucieczce grupy więźniów z jego bloku, oprawcy w akcie zemsty postanowili zdziesiątkować osadzonych w pawilonie. On był właśnie dziesiąty. Zginął 15 lipca 1942 r., rozstrzelany w Auschwitz. Miał 55 lat. Żona została powiadomiona o jego śmierci zdawkowym telegramem podpisanym przez komendanta obozu: „Mąż zmarł w obozie koncentracyjnym Auschwitz”.

Jesienią tego roku wnuk, Władysław Scholl z żoną Ewą i synami Bolesławem i Przemysławem pojechali do Auschwitz, by po 80. latach w miejscu, gdzie Ludwik Sander został zabity, pod Ścianą Straceń stanąć w modlitewnym skupieniu i wspomnieć tego niezwykłego Polaka z wyboru. 

BIBLIOGRAFIA: 

E. Szulc, „Cmentarze ewangelickie w Warszawie. Cmentarz Ewangelicko-Augsburski, Cmentarz Ewangelicko-Reformowany”, Warszawa 1989, s. 184.

I. Schollowa, „W Banku Polskim przy ulicy Bielańskiej”, w: „Ewangelicy warszawscy w walce o niepodległość Polski w latach drugiej wojny światowej”, Warszawa 1997, s. 154–155.

Ewangelicy warszawscy w walce o niepodległość Polski 1939–45. Słownik biograficzny”, t. 1, Warszawa 2007, s. 491–492.

P. Wiśniewski, „Spacerując po Bankowej. Barbarzyńcy w barokowym pałacu”, Miesięcznik finansowy „Bank”, czerwiec 2009, s. 70–72.