Drukuj

Nr 5 / 2001

W liście, który młodzież ewangelicko-reformowana skierowała w zeszłym roku do Synodu (zob. „Młodzież o Kościele”, „Jednota” 6/2000), wśród zgłoszonych postulatów czytamy m.in.: „My zaś wszyscy powinniśmy podjąć odpowiedzialność materialną i moralną za nasz Kościół”. List ten przygotowała grupa młodzieży starszej, powielony zaś – miał się stać przedmiotem dyskusji na tegorocznym rekolekcyjnym zjeździe młodzieży (jak się okazało – młodszej) w Bełchatowie, w dniach 6-8 kwietnia.
Wykorzystałam tę okazję, aby porozmawiać z młodymi na tematy blisko ich dotykające: jak sami widzą swój Kościół, czego od niego oczekują, co sami chcieliby i mogli mu zaofiarować. Napiszę o tym osobno. Teraz chciałabym przytoczyć gorącą dyskusję związaną z zacytowanym fragmentem listu. Odpowiedzialność moralna nie budziła wątpliwości. Natomiast materialna, a co się z tym wiąże – obowiązek płacenia składki kościelnej – sprowokowała glosy, które zaskoczyły ks. Marka Izdebskiego – proboszcza miejscowej parafii i gospodarza zjazdu, prezesa-elekta Synodu – Krzysztofa Balawendera i mnie. Warto jednak wziąć te opinie pod rozwagę i wspólnie się nad nimi zastanowić. Wypowiedzi młodych zaznaczyłam – zamiast imion i nazwisk – kolejnymi literami alfabetu.

Krystyna Lindenberg

***

A.: – O odpowiedzialności możemy mówić, możemy starać się ją krzewić, ale nie możemy wywierać presji, żeby koledzy przyjeżdżali na młodzieżowe zjazdy czy żeby płacili składki.

B.: – Ja rozumiem, że płacenie składek jest obowiązkowe, ale w naszym zborze my, młodzi, jesteśmy z tego zwolnieni. To znaczy płacimy po 5 zł – kto chce. Z tego zbiera się taka kupka pięciozłotówek i to wpłacamy do parafii, a za to dostajemy większe pieniądze na naszą działalność. To jest taki materialny bodziec, żeby płacić.

Krystyna Lindenberg: – Przypominam wam zapis z Prawa Wewnętrznego: „Czynne prawo wyborcze i prawo głosu w sprawach parafii mają pełnoletni członkowie zboru, którzy zostali konfirmowani, przyjęci do Kościoła przez konwersję albo chrzest w wieku dojrzałym i opłacają składkę parafialną, chyba że zostali z tego obowiązku zwolnieni przez kolegium kościelne” (art. 17).

Ponadto wiecie na pewno, co na ten temat mówi Pismo Święte: „Wszelka dziesięcina z płodów ziemi, czy to z plonów polnych, czy z owoców drzew, należy do z Pana. (...) Wszelka dziesięcina z bydła i z trzody, wszystko (...), co dziesiąte będzie poświęcone Panu” (III Mojż. 27:30.32). Taką dziesięcinę płacą wierni Kościołów wolnych. Natomiast u nas przyjęte jest płacenie tylko l procenta od dochodów.

B.: – No więc my płacimy, ale nie dlatego, że nam ktoś każe, tylko z poczucia odpowiedzialności.

C.: – Ale to nie powinno być określone, jaki to ma być procent, bo to stwarza niemiłą atmosferę. I gdyby ktoś narzucał mi, ile mam płacić, to by naruszało moją godność. Płacę, ile chcę i ile mogę.

K. L.: – „Chcę” – to może być powyżej tego l procenta. Nikt nie zabrania dawania więcej i Kościół nie odrzuca takiego daru. W historii Kościoła, także naszego, było wielu dobroczyńców, którzy fundowali kościoły, szkoły, ochronki. Natomiast składka jest obowiązkowa, zapisana w Prawie Wewnętrznym, przyjęta dobrowolnie na Synodzie przez członków Kościoła.

B.: – Ale dlaczego? Ja może płacę dużo więcej: i daję do koszyczka, i za „herbatkę”, i uczę w Szkółce Niedzielnej...

C.: – No właśnie! Ona nie płaci składki, ale prowadzi Szkółkę Niedzielną. To byłoby lepiej, gdyby nie uczyła w Szkółce, tylko zapłaciła 2 zł? To by się Kościołowi opłaciło?

K. L.: – Niestety, w obecnych czasach nie płaci się w naturze. A bezpłatna praca na rzecz Kościoła jest oczywiście darem, ale zupełnie innego rodzaju.

Oczywiście, istnieją przypadki, że ktoś nie może płacić regularnie nawet 2 zł. Usłyszałam tu o rodzeństwie z jednej z naszych parafii, które przyjeżdża tylko tam, dokąd może dojechać na rowerze, bo nie stać ich na bilet autobusowy. W takiej sytuacji Kolegium Kościelne zwalnia z tego obowiązku i nikt nie robi tutaj trudności, przeciwnie – Kościół stara się pomóc.

D.: – A czy jak się daje „na koszyk”, to się nie liczy?

K. L.: – Liczy, ale jako dobrowolna ofiara. Natomiast „na kancelarię” – to obowiązek. Taka to jest różnica.

B.: – To niesprawiedliwe! To mnie przeraża! To znaczy, że jak nie zapłacę składki, to nie będę członkiem Kościoła? To tak jak u katolików – jak nie zapłacisz księdzu, to ci nie ochrzci dziecka.

Krzysztof Balawender: – Tam to jest zupełnie inna sprawa. W polskim Kościele katolickim nie płaci się składki, więc poza tacą pobierane są opłaty za określone posługi – ślub, chrzest, pogrzeb. Kościół musi mieć jakąś postawę materialną dla swojej działalności. Choćby po to, by dofinansowywać obozy młodzieżowe. I tych pieniędzy nie weźmie się z powietrza.

K. L.: – Na świecie jest i tak, że to państwo ściąga tzw. podatek kościelny, niezależnie od wyznania. Z tego Kościoły czerpią taki pożytek, że to państwo opłaca duchownych, dofinansowuje działalność charytatywną, oświatową. Z jednej więc strony, te podatki – a są one znaczne i nieporównywalne z naszą składką – umożliwiają szeroką działalność kościelną, ale z drugiej strony ludzie buntują się przeciw temu i odchodzą z Kościołów, np. w Niemczech są to tysiące rocznie. (Ogólna wesołość)

E.: – To jest niemoralne. Mnie zależy na przynależności do Kościoła. I robię wszystko, by ten Kościół wspomóc, ale to nie jest przeliczalne na pieniądze. Mnie po prostu obraża, że mam płacić

l procent. Bo jak nie zapłacę, to co? Już nie należę do Kościoła?

K. L.: – To jakieś ogromne nieporozumienie. Po pierwsze – płacenie składki nikogo nie obraża. Po drugie – jeśli nie możesz, to Kolegium cię z tego obowiązku zwolni Kolegium, nie ty sama.

E.: – To po co było pani pytanie, jeśli my mówimy, co sądzimy na ten temat, a pani tego nie chce zrozumieć?

K. L.: – Ja zadałam pytanie, ponieważ chcę znać wasze zdanie na ten temat. Ale to nie oznacza, że się muszę z waszą opinią zgadzać. Przedstawiam wam też swoje racje.

Ks. Marek Izdebski: – Ja wam zadam pytanie inne: czy chcecie żyć zgodnie z Pismem Świętym, które studiowaliśmy dzisiaj wspólnie przez trzy godziny?

Wszyscy: – Tak!

Ks. M. I.: Pani Krystyna kładła nacisk na Prawo Wewnętrzne, ja chcę położyć nacisk na Słowo Boże. Na zapis o dziesięcinie dla Pana. Gdybyśmy przestrzegali tego nakazu, gdybyśmy wszyscy oddawali Kościołowi dziesiątą część wszystkich naszych dochodów, to np. parafia bełchatowska byłaby w stanie utrzymać i ten dom, w którym debatujemy, i swego proboszcza (którego teraz opłaca Konsystorz), i jeszcze by jej sporo pozostawało na koncie bankowym. Gdybyśmy byli naprawdę odpowiedzialni i płacili dziesięcinę.

C.: – Dziesięcina w Starym Testamencie to zboże i bydło. Ja nie mam ani zboża, ani bydła. A więc gdybym wyrabiał koniki z drewna i zrobiłbym dziesięć, to jednego powinienem oddać Kościołowi? (Ogólna wesołość)

Ks. M. I.: – Gdybyś je robił na sprzedaż, to równowartość ceny co dziesiątego konika powinieneś przekazać Kościołowi.

C.: Nie rozumiem. Raz się mówi, że historie biblijne trzeba traktować jako przenośnie, a kiedy indziej, że te zapisy trzeba brać dosłownie. Kto decyduje, kiedy przenośnie, a kiedy dosłownie? I w ogóle dlaczego tyle mówimy o brudnych pieniądzach? To niemoralne.

Ks. M. I.: – Niektóre historie biblijne niewątpliwie należy uważać za przenośnie, za pomocą których Bóg chce nam przekazać coś ważnego – takimi są wszystkie podobieństwa, jakie opowiadał Jezus Chrystus. Natomiast przykazania i inne nakazy, z którymi Bóg bezpośrednio zwraca się do nas, musimy przyjąć tak, jak zostały wypowiedziane. A za niemoralne uważam, że się tak denerwujemy, mówiąc o pieniądzach.

Chcę wam opowiedzieć o tym, co przeżyłem w Ameryce. Otóż podczas nabożeństwa w Kościele prezbiteriańskim (tak nazywa się tamtejszy Kościół ewangelicko-reformowany) starsi zboru idą między rzędami ławek z workami, często zawieszonymi na długich kijkach, i taki worek podsuwają kolejno siedzącym. Po czym tę kolektę, te „brudne pieniądze” – jak mówicie – kładzie się na Stole Pańskim i ksiądz modli się nad nimi, i dziękuje za te dary. To jest dla mnie wymowne, a nie – niemoralne.

D.: – A dla mnie niezrozumiałe jest łączenie pieniędzy z pobożnością.

K. B.: – Mam pytanie porządkujące: czy macie wątpliwość co do zasady materialnego partycypowania w utrzymaniu Kościoła?

Wszyscy: – Nie!

K. B.: – A teraz drugie pytanie: czy macie wątpliwość w kwestii, że nie można utożsamiać płacenia składki z przynależnością do Kościoła? To znaczy, że ten, kto nie płaci, nie jest członkiem Kościoła? Że to dotyczy tylko prawa głosu w wyborach do gremiów kościelnych?

F.: – Tak, ale nie można ustalać kwoty. Składka powinna być dobrowolna; czy pół procenta czy dziewięćdziesiąt procent – jest tyle samo warta.

K. B.: – Chodzi jednak o to, że każda organizacja ma wydatki: na pracowników, na budynki, na swoją działalność. Musi więc mieć rozeznanie w przychodach i dopiero na tej podstawie planować te wydatki. Jeżeli nie wiemy, ile zbierzemy, to jak możemy cokolwiek planować? Nie będziemy wiedzieli nawet tego, czy zdołamy utrzymać wszystkich naszych duchownych, bo nie wiemy, ilu ludzi będzie się czuło zobligowanych do wpłacenia jakiejkolwiek kwoty. Składka zapewnia nam minimum bezpieczeństwa. Oczywiście powinniśmy się starać o uzyskanie dodatkowych dochodów, np. z wynajmu pomieszczeń, ale to minimum trzeba mieć – to właśnie są składki. Mówiliśmy już o możliwości zwolnienia z ich płacenia, ale w zasadzie jest to warunek uczący odpowiedzialności za Kościół.

C.: Jesteśmy młodymi członkami Kościoła, którym się zarzuca brak odpowiedzialności, oskarża za niepłacenie składek, które zostały nam narzucone. Zostały przyjęte bez żadnego naszego udziału.

K. L.: – Masz rację, pewne rzeczy są nam narzucone. Ale całe życie jest nam narzucone: rodząc się, wchodzimy do rodziny, której sobie nie wybraliśmy, wchodzimy w pewne środowisko, stajemy się członkami określonego narodu, obywatelami państwa, w którym obowiązuje określone prawo. Tak jest, dopóki nie staniemy się pełnoletni. Wtedy możemy wszystko zmieniać. Prawo Wewnętrzne uchwalone zostało dziesięć lat temu, za dziesięć lat będziecie mogli je zmienić zgodnie ze swoim przekonaniem. Nic nie jest stałe ani święte oprócz Pisma Świętego. Dopóki jednak prawa uchwalone przez ludzi obowiązują w kształcie usankcjonowanym wolą większości, trzeba im się podporządkować – chętnie lub niechętnie.

Ks. M. I.: – Podsumowałbym tę dyskusję tak: jest to największy problem naszego Kościoła – sprawa nieodpowiedzialności finansowej członków tego Kościoła, niebrania odpowiedzialności za jego byt.

A.: – Powiem więcej: problem braku odpowiedzialności za Kościół nie tylko w sprawach finansowych. Jeżeli jestem w Kościele Ewangelicko-Reformowanym i z dumą mówię, że jestem ewangeliczką reformowaną, to znaczy, że jestem nią nie tylko na papierze, ale że się do czegoś zobowiązuję. Ja jestem odpowiedzialna za to, jaki mój Kościół jest i jaki będzie.

*

Można powiedzieć: „Pokaż mi, na co wydajesz pieniądze, a powiem ci, kim jesteś”. Nasze wybory wielkie i małe – również te, które podejmujemy bez świadków – oraz instynktowne reakcje pozwalają poznać przynajmniej część prawdy o nas: o naszych postawach, o hierarchii wartości – nie tyle deklarowanej albo stworzonej na pokaz, ile tej najbliższej wewnętrznym przekonaniom.
Pieniądze to temat zawsze bardzo delikatny. Także, a może zwłaszcza, w Kościele. Jak w każdej wspólnocie, gdzie ogromne znaczenie mają więzi między ludźmi, nie do przecenienia są dobrowolna ofiarność, pragnienie niesienia pomocy i działania na rzecz innych, które wynikają z wewnętrznej potrzeby. Daru serca nie można przeliczyć na pieniądze. Nie można go jednak mylić z dbałością o finansowe podstawy swego Kościoła. A czy pieniądze łączą się z pobożnością? To bardzo ważne pytanie. Postaramy się niedługo do niego powrócić. Prosimy o listy w tej sprawie!

Redakcja