Drukuj

5 / 1997

ROZMOWA Z BARBARĄ ENHOLC-NARZYŃSKĄ, DYREKTOREM TOWARZYSTWA BIBLIJNEGO W POLSCE

Zwykle na początku rozmowy przedstawiam moich rozmówców Czytelnikom. Pani jednak przedstawiać nie trzeba, ponieważ w ewangelickich i ekumenicznych środowiskach Pani osoba nierozerwalnie kojarzy się z Towarzystwem Biblijnym. Czy nazywało się Brytyjskie i Zagraniczne (od 1816 do 1992 r.) czy Polskie, nazwiska Enholc i Narzyńska to jakby synonim Towarzystwa. Od kiedy jest Pani jego dyrektorem?

Dyrektorem jestem od roku 1968, ale pracę w nim zaczęłam w 1955 r.

Wtedy dyrektorem był Pani Ojciec, Aleksander Enholc. Jego kierowanie tą szczególną instytucją to cała epoka. Od roku 1922?

Dokładnie od 1918 r., od końca I wojny światowej. I do roku 1968 – równych 50 lat. Całe życie poświęcił tej pracy. Tak jak i ja właściwie...

Starsze pokolenie warszawskiej parafii ewangelicko-reformowanej pamięta Pani Ojca jako aktywnego członka tego zboru. Pani, żona biskupa ewangelicko-augsburskiego, ks. Janusza Narzyńskiego, też jest ewangeliczką augsburską. Jaka była sytuacja wyznaniowa Pani rodziny? W jakim Kościele została Pani ochrzczona?

Byłam ochrzczona w ewangelicko-augsburskim kościele Św. Trójcy w Warszawie. Bo u nas w domu było tak: mama była ewangeliczką a ojciec anglikaninem. Anglikaninem pochodzenia reformowanego, ponieważ z Kościołem tym związał się dopiero po I wojnie światowej za sprawą swego przyjaciela, anglikańskiego duchownego, ks. Davida Carpentera. Przyjechał on do Polski z misją założenia Kościoła anglikańskiego, odbudowania po zniszczeniach wojennych Brytyjskiego i Zagranicznego Towarzystwa Biblijnego i wciągnął Ojca do pracy w tym Towarzystwie.

Kiedy moi rodzice pobierali się, zawarli taki rodzaj intercyzy małżeńskiej, zgodnie z którą synowie mieli należeć do Kościoła ojca, a córki – do Kościoła matki. No i urodziły się dwie dziewczynki – ja i moja młodsza siostra – więc obie zostałyśmy ochrzczone w Kościele ewangelicko-augsburskim. Ale zawsze chodziliśmy wymiennie na nabożeństwa do kościoła reformowanego i do augsburskiego. Np. było tradycją, że na nabożeństwo w Wielki Piątek idzie się całą rodziną na reformowane Leszno, w Wigilię Bożego Narodzenia zaś do kościoła Św. Trójcy, a później do kościoła Wniebowstąpienia Pańskiego. Zresztą ojciec mojej matki był ewangelikiem reformowanym, ochrzczonym na Lesznie. W tradycji rodzinnej oba Kościoły były nam więc równie bliskie, a dla mnie to po prostu był jeden Kościół.

A dlaczego Pani Ojciec, anglikanin, był członkiem zboru reformowanego?

Na anglikanizm przeszedł, jak wspomniałam, po I wojnie światowej, ale nigdy nie zerwał związków z Kościołem ewangelicko-reformowanym, przyjaźnił się z duchownymi tego wyznania, co zresztą znalazło konkretny wyraz w czasie II wojny. Do naszego domu w Podkowie Leśnej zjeżdżały na wakacje diakonisę: siostra Aurelia i siostra Mary, prowadzące sierociniec na Lesznie, wraz ze swoimi wychowankami.

Podobno w willi „Marysin” były tylko cztery pokoje. I państwa było czworo. Jak tam się mieścił jeszcze sierociniec?

O, mieściło się jeszcze więcej osób, zwłaszcza po Powstaniu Warszawskim. Bo wszyscy, którzy przyjeżdżali z Warszawy albo uciekli z obozu w Pruszkowie, zgłaszali się do nas. Byli bezdomni, nie mieli się gdzie podziać i wiedzieli, że tam jest ich ostoja. Było wśród nich wielu duchownych z różnych Kościołów: ks. Zygmunt Michelis, luteranin, ks. Konstanty Najder, metodysta, ks. Leon Jesakow z Kościoła ewangelicznych chrześcijan, oraz księża reformowani: ks. sup. Stefan Skierski, ks. bp Jan Niewieczerzał, ks. sup. Kazimierz Ostachiewicz z żoną, który mieszkał tu przez parę lat. Jakoś się mieściliśmy, nasz dom zawsze stał otworem. Były to takie czasy szczególne – wszyscy sobie pomagaliśmy, jak mogliśmy.

A co się stało z Kościołem anglikańskim w Polsce? Przecież dopiero w ostatnich latach powstała w Warszawie anglikańska parafia, która skupia, zdaje się, samych dyplomatów?

Ten Kościół powoli się odbudowuje i są w nim już także Polacy. Ale po II wojnie światowej rzeczywiście nie było odrębnego Kościoła anglikańskiego. Grupa jego członków, która ocalała z wojny i Powstania, ok. 30 osób, przeszła do Kościoła ewangelicko-reformowanego. Ojciec był tam bardzo czynny: brał udział w komitecie odbudowy kościoła, w latach 1949-1953 działał w Kolegium Kościelnym jako jego wiceprezes, później przez wiele lat był członkiem Konsystorza, prawie do końca życia...

Przejęła Pani po nim jego największe dzieło – Towarzystwo Biblijne. Od Pani wczesnej młodości widział w Pani swoją następczynię. Ale i Pani Matka ogromnie zasłużyła się Towarzystwu – to dzięki niej ocalały, mimo zburzenia w Powstaniu siedziby Towarzystwa, zasoby księgarni.

Tak, dom w Alejach Jerozolimskich nr 15 został zburzony i wypalony, ale 5 tysięcy egzemplarzy Nowego Testamentu i Biblii ocalało. Moja Mama uratowała je, chowając do piwnicy już po wybuchu Powstania. Nie zdążyła przed Powstaniem wrócić do Podkowy Leśnej i cały ten czas spędziła w Warszawie.

To były zasoby przedwojenne?

Częściowo tak. Sytuacja bowiem przedstawiała się następująco: przed wojną Towarzystwo drukowało Biblię w drukarni M. Arcta w Warszawie. Kiedy wybuchła wojna, leżało u nich zamówienie na dość duży nakład. Część była już wydrukowana, ale jeszcze nie oprawiona. W latach 1940-1941 oprawione egzemplarze Biblii były sukcesywnie oddawane Towarzystwu. Nie było pieniędzy na jednorazowy wykup nakładu, więc odbywało się to partiami. Wszyscy wtedy znajdowali się w trudnej sytuacji, a drukarnia Arcta była zadowolona, że może coś sprzedać. I właściwie przez całą okupację te Biblie były rozpowszechniane, a zostało ich jeszcze sporo w 1944 r.

W przeddzień wybuchu Powstania Ojca ostrzeżono, żeby nie jechał do Warszawy, ale Mama pojechała, bo uznała, że musi załatwić jakieś biurowe sprawy. Z panem Bronisławem, pracownikiem Towarzystwa, zdołała przenieść do piwnicy ponad 5 tysięcy książek, maszyny do pisania i inne wartościowe rzeczy. Ponieważ piwnice kamienicy w Alejach Jerozolimskich 15 należały kiedyś do Filmu Polskiego, a filmy w owych czasach kręcono na taśmie łatwopalnej, więc pomieszczenia te miały specjalne zabezpieczenia przeciwpożarowe. Gdy cały dom spłonął i zawalił się, to później, już w 1945 r., udało się te piwnice odkopać. Okazało się, że wcale nie były zniszczone, paczki z książkami – nietknięte, więc wszystko, co tam schowano, udało się uratować. Był to prawdziwy skarb. I była podstawa do rozpoczęcia działalności Towarzystwa Biblijnego po wojnie. Na Mokotowskiej 12, w domu należącym do Kościoła metodystów, który przetrwał Powstanie, powstała mała księgarnia i tam w 1945 r. rozpoczęła się sprzedaż Biblii ocalonych z wojennej pożogi.

Później Ojciec zaczął myśleć o jakimś własnym locum. Dostał od władz dokument potwierdzający straty wojenne i wysokość odszkodowania – chodziło przecież o Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, bo z polską organizacją nikt by nie obchodził się tak elegancko. Jednocześnie nawiązał kontakt z właścicielem posesji na Nowym Świecie 40 – właściwie placu, bo dom leżał w gruzach. Było to jeszcze przed dekretem o komunalizacji gruntów warszawskich i właściciel zgodził się, że w zamian za odbudowę będziemy mogli ten budynek później użytkować.

Towarzystwo Biblijne jako jedyna instytucja samodzielnie odbudowało swoją siedzibę. Pieniądze na ten cel pochodziły ze sprzedaży tych uratowanych Biblii a materiały budowlane, przede wszystkim cegłę, ludzie przynosili ochotniczo z gruzów, z rozbiórki. W 1947 r. rozpoczęto już normalną działalność w odbudowanym domu przy ul. Nowy Świat 40. W tym roku mija więc 50 lat, odkąd tu jesteśmy.

Tych 50 lat to cała historia, być może bardziej „urozmaicona”, a na pewno trudniejsza niż poprzednich 125 lat istnienia (do wybuchu II wojny światowej). Jest niewątpliwie fenomenem, że ze wszystkich państw, które znalazły się w zależności od ZSRR, właściwie tylko w Polsce, i szczątkowo w NRD, Towarzystwo Biblijne przetrwało i działało: wydawało (dopiero od 1964 r. wprawdzie) i rozpowszechniało Pismo Święte, prowadząc tę „wrogą działalność antysocjalistyczną” nie tylko w kraju, ale – różnymi drogami – także w krajach ościennych.

To tylko łaska Boża sprawiła, że mimo stałej inwigilacji pracowników, nadzoru i presji władz Bezpieczeństwa, zastraszania osób nabywających Pismo Św. i stałej groźby ze strony MSW i MSZ „o zmierzaniu do całkowitej likwidacji pracy Towarzystwa”, zdołaliśmy przetrwać. Okupione to zostało jednak bolesną stratą. Pracownik Towarzystwa Biblijnego, śp. Eugeniusz Krotochwil, członek Kościoła Ewangelicko-Reformowanego, inwigilowany przez Służbę Bezpieczeństwa, przed kolejnym wezwaniem do stawienia się na przesłuchanie poniósł tragiczną śmierć 6 czerwca 1957 r. Dodam, że dopiero w 1991 r. – po raz pierwszy po II wojnie światowej – Towarzystwo Biblijne uzyskało prawną legalizację.

Dziś jednak chciałabym spytać o najnowszą inicjatywę Towarzystwa Biblijnego w Polsce – majowe święto Dni Biblijnych. W tym roku będziemy je obchodzić po raz czwarty. Pod jakim hasłem?

„Bóg powierzył nam służbę pojednania” (I Kor. 5:19). Ale chcę wyjaśnić, że Ekumeniczne Dni Biblijne są nowością na naszym gruncie, natomiast stały się powszechne już w pierwszych latach po I wojnie światowej. Po II wojnie zaznaczył się bardzo mocny nawrót do tej tradycji. A zaczęło się to od kręgów niemieckich pietystów. Oni po wojnie czuli potrzebę wewnętrznej odnowy moralnej i powrotu do Pisma Świętego. Od 1946 r. dzień 9 maja jest Światowym Dniem Biblii obchodzonym we wszystkich Kościołach.

Czy tę datę przyjęto ze względu na Święto Zwycięstwa, zakończenie II wojny światowej?

Ta zbieżność z datą obchodzonego u nas Dnia Zwycięstwa wynikła z czasu, kiedy to w Londynie w początkach maja 1946 r. odbywało się zebranie przedstawicieli 13 europejskich Towarzystw Biblijnych, które postanowiły zjednoczyć się w obliczu zniszczeń i tragicznych doświadczeń wojennych. Powstały wtedy Zjednoczone Towarzystwa Biblijne. Delegatami tej części Europy, która znalazła się w strefie wpływów radzieckich, byli mój Ojciec, Aleksander Enholc, i Józef Czernohorski z Czechosłowacji.

Wtedy idea Święta Biblii dotyczyła tylko Europy, ale szybko rozszerzyła się na cały świat. Największy rozwój grup modlitewnych, którym patronują Towarzystwa Biblijne współorganizujące Dni Biblijne, nastąpił w latach 1948-1950. O ich zasięgu świadczy fakt, że w ub.r. na Walnym Zgromadzeniu Towarzystw Biblijnych w Kanadzie 400 delegatów reprezentowało 123 kraje i 70 Kościołów.

Rzeczywiście bardzo późno dołączyliśmy. Ale wiadomo, że począwszy od 1948 r. „żelazna kurtyna” opuszczała się coraz szczelniej i organizowanie takiego święta było niemożliwe.

Może i było możliwe, bo w końcu nikt nam oficjalnie w Kościele nie zabraniał niczego takiego organizować, ale jakoś nie myślano o tym. W pierwszych powojennych latach myślało się o bardziej przyziemnych sprawach, o tym, by odbudować życie, organizować Kościoły od podstaw. Dopiero teraz uznaliśmy, że nadszedł czas, żeby chrześcijanie rozmaitych wyznań mogli wspólnie przybliżyć Pismo Święte wszystkim Polakom.

Dziękuję Bogu, że ta inicjatywa została przez Kościoły przyjęta z zadowoleniem. Istnieje już stały Komitet przygotowujący Dni Biblijne, w którego skład wchodzą przedstawiciele dwunastu Kościołów, a Kościół rzymskokatolicki jest w nim reprezentowany przez referentów ds. ekumenizmu ze wszystkich diecezji w kraju. Jest to forum, na którym kształtuje się nowe pojęcie ekumenizmu biblijnego. Święto Biblii to jakby kontynuacja styczniowych Dni Modlitw o Jedność Chrześcijan.

Święto Biblii przypada 9 maja, ale rozrosło się w Ekumeniczne Dni Biblijne, które trwają już prawie dwa tygodnie. Podobnie jak Tydzień Modlitw o Jedność, który trwa w Polsce prawie miesiąc.

Ustaloną na świecie datą jest rzeczywiście 9 maja, ale ze względu na to, że na ogół jest to dzień powszedni, nabożeństwo kulminacyjne odbywa się w pierwszą niedzielę po 9 maja. W tym roku główne nabożeństwo odbędzie się 11 maja w rzymskokatolickiej katedrze św. Floriana na warszawskiej Pradze, a ponadto w samej Warszawie będzie jeszcze 14 nabożeństw w różnych kościołach. W zeszłym roku było ich 12, widać więc, że i u nas idea ta znalazła gorących zwolenników.

Ale chyba nie tylko w Warszawie świętujemy Dni Biblijne?

Oczywiście, że nie. Duże nabożeństwo odbędzie się np. we Włocławku u ks. bp. Bronisława Dembowskiego. Ponadto zaplanowano cały program spotkań, koncertów itd. Dwa lata temu np. uczestniczyłam w biblijnym spotkaniu w Mińsku Mazowieckim, w Muzeum im. Józefa Piłsudskiego. Przyszła tam bardzo różna publiczność, przedstawiciele kilku miejscowych Kościołów: prawosławni, adwentyści, mariawici i katolicy. Z Warszawy przyjechało kilku luteranów i wywiązała się bardzo interesująca dyskusja. Akurat obchodzono wtedy Międzynarodowy Rok Rodziny i wygłosiłam tam referat na temat roli Biblii w rodzinie.

W tym roku jestem zaproszona na spotkanie w Wiśniewie, w kościele mariawitów, gdzie po raz pierwszy odbędzie się ekumeniczne nabożeństwo biblijne. Jest to typowa wiejska parafia i bardzo jestem ciekawa, jak to spotkanie wypadnie. Często zdarzają się momenty wzruszające, ponieważ program spotkań przewiduje rozdawanie Biblii, poszczególnych Ewangelii oraz Biblii dla dzieci. Staramy się, by każdy uczestnik dostał Ewangelię do ręki. Spotyka się to z bardzo miłym przyjęciem.

Wspomniała Pani, że hasło tegorocznych Dni brzmi: „Bóg powierzył nam służbę pojednania”. Pojednaniu poświęcony był styczniowy Tydzień Modlitw, „Pojednanie – dar Boga i źródło nowego życia” to z kolei hasło II Ekumenicznego Zgromadzenia w Grazu, które odbędzie się w końcu czerwca br. Idea i nakaz pojednania jest niewątpliwie pod koniec tego stulecia, naznaczonego wojnami najstraszniejszymi w dziejach ludzkości, najważniejszy. Bo – jak powiada przysłowie ludowe – „Zgoda buduje, niezgoda rujnuje”. Chciałabym jednak wiedzieć, czy wszystkie hasła Dni Biblijnych przygotowywane są globalnie, np. przez Zgromadzenia Towarzystw Biblijnych?

Nie, to nasza własna inicjatywa. Hasła przewodnie ustala Komitet Ekumenicznych Dni Biblijnych w Polsce; przygotowaliśmy je aż do roku 2001. Programy i materiały powiązane z hasłem opracowują kolejno różne Kościoły. I tak w roku bieżącym program przygotował Kościół Rzymskokatolicki, w 1998 r. („Ożyw mnie, Panie, według Słowa Twego”) – Kościół Zielonoświątkowy, w 1999 r. J („Mów, Panie, Twój sługa Cię słucha”) – Kościół Ewangelicko-Reformowany, w roku 2000 („A Słowo Ciałem się stało”) – Kościół Prawosławny, a w roku 2001 („Słowo Twoje jest pochodnią nogom moim”) – Kościół Ewangelicko-Augsburski. Później już nasi następcy będą myśleć, co nastąpi dalej.

Życzę Komitetowi Dni Biblijnych, Towarzystwu Biblijnemu w Polsce i nam wszystkim, którzy kochamy Biblię, by trafiła do każdego polskiego domu i była tam nie tylko czczona, ale i czytana na co dzień. Dziękuję Pani Dyrektor za rozmowę.

Rozmawiała Krystyna Lindenberg