Drukuj

12 / 1994

ROZMOWA Z KS. ALFREDEM BIETĄ, LUTERAIŚISKIM PASTOREM, DUSZPASTERZEM POLONII EWANGELICKO-REFORMOWANEJ W ANGLII

Jest Ksiądz, obok księży Waltera Jaguckiego i Tadeusza Boguckiego, jednym z trzech pastorów ewangelicko-augsburskich, którzy urodzeni, wychowani i ordynowani jeszcze w Polsce Ludowej, żyją i pracują w Wielkiej Brytanii od wielu lat. Nie jako emigranci, którzy niegdyś „wybrali wolność”, ale jako duszpasterze skierowani przez macierzysty Kościół Ewangelicko-Augsburski w Polsce do pracy wśród ewangelickiej Polonii – głównie byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i ich rodzin. Wiem, że idea takiej pomocy duchownej powstała w czasie wizyty w Londynie ks. bp. Andrzeja Wantuły, ponieważ księża wywodzący się z przedwojennej Polski, kapelani wojskowi: ks. bp Władysław Fierla (lut.), ks. Roman Mazierski (ref.) i ks. Eryk Cimała (lut.) nie byli w stanie otoczyć opieką duszpasterską wszystkich, rozrzuconych po całej Wyspie, ewangelików polskich. Tak więc, w cztery lata po ordynacji, w 1968 roku, stanął Ksiądz do pracy na zupełnie dla siebie nowym terenie. Opiekował się Ksiądz swymi współwyznawcami, został duszpasterzem Zrzeszenia Ewangelików Polaków, a w końcu, gdy zabrakło ks. Romana Mazierskiego – także niewielkiego londyńskiego zboru reformowanego. Te funkcje łączy Ksiądz do dzisiaj.

O początkach Zrzeszenia i jego powojennej historii oraz o Kościele reformowanym na emigracji Czytelnicy „Jednoty” dowiedzieli się swego czasu trochę więcej od Andrzeja Sągajłły, przewodniczącego Zrzeszenia (zob. „Jednota” nr 7/91). A co teraz tam się dzieje?

Czy chodzi o Zrzeszenie Ewangelików Polaków, czy o Kościół reformowany w Anglii?

I o to, i o to.

Jeśli chodzi o Zrzeszenie, to tutaj nie ma żadnych problemów. Zrzeszenie pracowało i pracuje, choć może były okresy wyciszenia jego działalności, gdy np. na południu Anglii pracowano mniej, a w środkowej Anglii więcej. Ciągłość pracy jednak nie została przerwana i współpraca ewangelików obu konfesji układa się dobrze. Najlepszym tego przykładem jest fakt, że już drugą kadencję Andrzej Sągajłło, reformowany, jest przewodniczącym, a jego zastępcami są luteranie: Halina Martinowa i Adam Kulig, sekretarzem zaś i zarazem człowiekiem, który najwięcej dla Zrzeszenia robi od początku, poświęca mu najwięcej myśli, sił i czasu Adam Gaś. Na 45-lecie Zrzeszenia przygotował on samodzielnie kronikę obrazującą dorobek tej organizacji, a na przypadające w ubiegłym roku 50-lecie – uzupełnił ją o wydarzenia z ostatnich pięciu lat.

To, że we władzach jest obecnie tylko jeden ewangelik reformowany, a w ogóle w Zrzeszeniu zaledwie parę osób tego wyznania, wynika z faktu, że działalność polskiego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Wielkiej Brytanii właściwie się skończyła. Moim szczęściem było – a może moim nieszczęściem – że to ja byłem ostatnim duszpasterzem tego Kościoła. Boleję nad tym, że nie doprowadzono do oficjalnego zakończenia jego działalności i podkreślenia – tu na miejscu – że ta działalność skończyła się z chwilą, kiedy Andrzej Sągajłło był w Warszawie w 1991 roku na Synodzie Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Rzeczypospolitej Polskiej.

Pan Sągajłło złożył wówczas takie oficjalne oświadczenie. Był to moment dla nas i dla niego bardzo poruszający.

Można powiedzieć, że obecnie cała emigracja reformowana już wymarła – zostało kilka osób, bardzo już wiekowych, a nie ma skąd czerpać nowych sił. Młodzi wtopili się w społeczność brytyjską i, prócz dosłownie jednostek, odeszli od Kościoła. Nie mam prawa osądzać, dlaczego tak się stało – po prostu nie są zainteresowani.

Życiem kościelnym czy polskością?

Ja bym powiedział, ze polskością. Blisko 55 lat na angielskiej ziemi zrobiło swoje, nastąpiła asymilacja kompletna. I trudno o to kogokolwiek oskarżać. Wydaje mi się, że jest to proces naturalny dla każdej emigracji, także politycznej. W Kościele augsburskim również jest niewiele młodzieży, która byłaby zainteresowana jakąś pracą społeczną. Ciekawe, że dla tych młodych ludzi, niejednokrotnie nawet dobrze mówiących po polsku, praca ideowa – dla Kościoła czy nawet dla jego świeckiego ramienia w postaci Zrzeszenia Ewangelików Polaków – nie jest w żadnym stopniu pociągająca.

Bardzo udzielały się w Kościele reformowanym i w Zrzeszeniu dwie osoby – Wiesław Gąsiorowski i Halina Cumftowa – ale obecnie oboje mieszkają już tutaj, w kraju. Bardzo oddana sprawom Kościoła i Zrzeszenia była rodzina Haftkę, ale, niestety, starsi państwo zmarli, córka wyjechała do Ameryki i pozostał tylko syn, Józef, który kontynuuje tradycję rodzinną. Trudność podstawowa więc, to brak młodych. Jednak udało nam się do Zarządu w ostatnich latach wprowadzić ludzi młodszych – oprócz Andrzeja Sągajłły dokooptowaliśmy Jerzego Kłoszą, syna jednego z założycieli parafii augsburskiej na południu Anglii w Bradford, oraz niedawno przybyłą z kraju panią Toman-Graham z Cieszyna. Jest więc to takie odświeżenie sił.

Jak dużą organizacją jest obecnie Zrzeszenie Ewangelików Polaków w Wielkiej Brytanii i na czym polega jego działalność?

Wedle numerów legitymacji liczbę członków określamy na ok. 100 osób, przy czym, jak powiedziałem, Polaków reformowanych w ogóle w Anglii jest niewielu, a augsburskich obecnie – ok. 600. Bezpośrednio po wojnie przebywało w Anglii parę tysięcy Polaków ewangelików. Później jednak „za chlebem” wyjeżdżali dalej: do Ameryki, Kanady, Australii. No, a z czasem zaczęli ubywać w sposób naturalny. Nic więc dziwnego, że obecnie w działalności Zrzeszenia najważniejsza jest opieka, jaką otaczamy ludzi starych, chorych, zniedołężniałych, w domach starców.

Oprócz tej działalności bardzo dbamy o publiczny wizerunek Polaka ewangelika, patrioty. Staramy się podkreślać naszą obecność w życiu polskiego środowiska w Anglii przez publikacje na łamach „Dziennika Polskiego” (codziennej gazety ukazującej się od czasów wojny), „Tygodnika Polskiego”, „Gazety Niedzielnej” (organ polskiego Kościoła rzymskokatolickiego). W redakcjach tych pism mamy wielu przyjaciół katolików, takich jak np. prof. dr Zdzisław Walaszewski – redaktor naczelny „Gazety Niedzielnej”, nastawiony bardzo ekumenicznie, nie obawiający się nacisków ze strony hierarchii swojego Kościoła. Występujemy też na zewnątrz. W związku z 50. rocznicą Powstania Warszawskiego odbywała się uroczystość centralna na jednym z najbardziej polskich cmentarzy w Londynie, Gunnersburry, i Zrzeszenie zostało zaproszone do uczestnictwa. Ja modliłem się tam jako duszpasterz ewangelicki, a Adam Gaś składał kwiaty w imieniu Zrzeszenia na grobie generała Felczyńskiego. Jeżeli zaś na jakąś uroczystość nie zostajemy zaproszeni, to po prostu staramy się tam dostać i zademonstrować swoją obecność.

Czy Ksiądz nie sądzi, że zagrożeniem dla istnienia Zrzeszenia jest takie właśnie celebrowanie uroczystości? Może to odstrasza młodzież? Czy nie ma na przykład jakiegoś programu kulturalnego – literackiego lub muzycznego?

Oczywiście, przeżycia starszej generacji mało mówią ludziom urodzonym po wojnie w Anglii. Ale jeśli chodzi o sprawę „wyżycia się” artystycznego przez młodych, mają po temu możliwości: przewodniczący, Andrzej Sągajłło, prowadzi przecież zespół taneczny i śpiewaczy „Żywiec”.

Tak, ale taniec i muzyka ludowa to dzisiaj już skansen, rzecz martwa, która ożywa i staje się dla młodych ciekawa, jeśli stanowi inspirację dla współczesnej muzyki.

Pracę w Zrzeszeniu reguluje statut i trudno nam go w tej chwili zmienić – chyba, żeby Zebranie Ogólne tak zdecydowało. Dopóki to nie nastąpi, musimy pracować tak jak dotychczas.

Powróćmy więc do Księdza służby duszpasterskiej wśród moich współwyznawców.

Londyńska parafia reformowana, gdy tu przybyłem, była zborem ludzi bardzo wartościowych, interesujących, pełnych inicjatywy i zapału. Była to parafia w stu procentach inteligencka. Przykro, że ta przeszłość nie została nigdzie utrwalona. To znaczy – zachowały się protokoły corocznych synodów, ale obawiam się, by te i inne dokumenty nie przepadły. Byłaby to wielka strata.

Kto, według Księdza, powinien zająć się tą sprawą?

Myślę, że panowie Sągajłło i Haftkę, ale także ktoś z kraju. Kościół Ewangelicko-Reformowany w Polsce powinien delegować osobę, która weszłaby w kontakt z panią pastorową Mazierską, w posiadaniu której znajduje się to archiwum. Za mały był dotąd kontakt Kościoła z emigracyjną diasporą. Wierni Kościoła reformowanego w Anglii bardzo swego czasu przeżywali brak zainteresowania ze strony Kościoła ojczystego – od czasu wizyty ks. bp. Jana Niewieczerzała w roku 1971 do odwiedzin ks. Bogdana Trandy w roku 1990 nie było tu żadnego z polskich duszpasterzy reformowanych.

Przeżywaliśmy poważne „trudności obiektywne” – mieliśmy za mało duchownych do obsługi zborów w kraju, a do tego nasi księża często nie dostawali paszportów. Ponadto Kościół nie miał (i nie ma nadal) pieniędzy na zagraniczne wyjazdy. Jeżeli mimo to reprezentanci Kościoła jeżdżą na zagraniczne spotkania, to dzięki temu, że koszty przejazdu i pobytu pokrywają zapraszający. Niestety...

Teraz chodzi już tylko o zachowanie spuścizny. Nie ma do kogo przyjeżdżać. Moja posługa duszpasterska to głównie wizyty u ciężko chorych i pogrzeby. A przed laty, gdy przyjechałem do Anglii i gdy na mocy odnowionej w 1970 roku Ugody sandomierskiej zostałem duszpasterzem Jednoty reformowanej, była to społeczność żywa. Coś z tego starałem się zachować w pamięci i przekazać rodakom w kraju, gdy przed czterema laty napisałem artykuł dla „Słowa i Myśli” („Polski Kościół Ewangelicko-Reformowany w Wielkiej Brytanii”, nr 6-7 z 1990 r.).

Kościół reformowany znajduje się w Londynie na Soho Square, bardzo to stary kościół, nie polski, lecz francuski, pobudowany przez hugenotów. W kościele tym zwiastował Słowo Boże Jan Łaski, mianowany przez króla Edwarda VI superintendentem założonej w roku 1550 walońskiej gminy reformowanej, co upamiętnione jest odpowiednią tablicą „John a Lasco, 1550-1554”. Tam przez długie lata odprawialiśmy nabożeństwa, po nabożeństwach mieliśmy herbatki, spotkania towarzyskie, tam, wspominam to ze wzruszeniem, gościliśmy ks. bp. Jana Niewieczerzała.

Ale kiedy zaczęło nas ubywać, opuściliśmy ten kościół i przenieśliśmy się do domu pani pastorowej Mazierskiej. Odtąd tam odbywały się nabożeństwa. Teraz i tego nie ma, a wierni Kościoła reformowanego pochowani są na wielu różnych angielskich cmentarzach.

Czy tak smutno zakończymy naszą rozmowę?

Nie. Kiedy w 1968 roku przyjechałem do Anglii, w Zrzeszeniu spotkałem się z takimi twierdzeniami, że „za pięć lat nas nie będzie”. A tu minęło 27 lat i ciągle jesteśmy. I wydaje mi się, że jeżeli jest wolą Bożą, abyśmy istnieli nadal, Pan Bóg znajdzie ludzi i nasze dzieło będzie kontynuowane.

Rozmawiała Krystyna Lindenberg

[Rozmowa odbyła się 24 września 1994 r. w Warszawie, podczas Światowego Zjazdu Ewangelików Polaków]