Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1994

Matuś – Ojczulku... Dziękuję Wam za życie i za śmierć Waszą, za moje życie i śmierć. Rozeszliśmy się na chwilę, aby się znów spotkać razem... Dziękuję, żeście mnie nauczyli słyszeć szept zmarłych i żywych, dziękuję, że poznam tajemnicę życia w pięknej godzinie śmierci.

Janusz Korczak

Na kartach Pisma Świętego często spotykamy wezwania: nie bój się, nie lękaj, nie trwóż się. Szczególnie godne uwagi są podobne wypowiedzi w ustach Jezusa. Nic w tym dziwnego, bo z jednej strony potrzebuje tego nasza psychika w obliczu zagrożenia, zwłaszcza zagrożenia życia, z drugiej zaś strony Bóg pragnie w swoim miłosierdziu, abyśmy zachowali równowagę ducha i wewnętrzny spokój nawet w najtrudniejszych chwilach.

Autorzy tekstów biblijnych doznawali najróżniejszych doświadczeń losu, ale dzięki łasce Boga umieli dostrzec ich wymiar duchowy, gdyż Duch bada wszystko, sięga nawet głębokości Bożych (I Kor. 2:10). Tak więc Pismo nie wyraża po prostu osobistych poglądów autorów, bo nie powstało z woli ludzkiej, a słowa w nim zawarte wypowiadali ludzie Boży z natchnienia Ducha Świętego (II Ptr 1:21). Wierzymy więc, że o człowieku i do człowieka mówi przez nie Bóg. Dlatego znajdujemy w Biblii
 myśli, które trafiają w sedno
naszych codziennych – odwiecznych, ale i współczesnych – problemów. Trzeba tylko uważnie słuchać, prosząc Boga w modlitwie o zdolność zwrócenia uwagi na to, co ma istotne znaczenie. Przecież wielokrotnie, wieloma sposobami przemawiał Bóg w dawnych czasach do naszych przodków przez proroków, aby wreszcie u kresu czasów przemówić do nas przez Syna. Dlatego musimy tym baczniejszą uwagę zwracać na to, czego słuchamy, żebyśmy czasem nie zboczyli z właściwej drogi (por. Hebr. 1:1,2; 2:1).

Ludzie Biblii, którym nieobce było uczucie strachu, słyszeli najpierw wezwanie: nie bój się! To samo odnosi się do każdego z nas w związku z naszymi własnymi przeżyciami. Przecież Bóg nie zamilkł nagle, mówi do nas nadal przez najróżniejsze, wielkie i małe wydarzenia, a także przez świadectwo swojego Kościoła. Słowo Boże to nie martwa litera, lecz żywa i skuteczna mądrość, która czyni człowieka zdolnym do przyjęcia ocalenia przez wiarę w Chrystusa i sprawia, że czuje się on wolnym. Wolnym również od poczucia strachu.

Lęk pojawia się w rozmaitych okolicznościach   jako   reakcja   na wszelkie – bądź to wyobrażone tylko, bądź też rzeczywiste – niebezpieczeństwa, utożsamiane z zagrożeniem życia. W tym sensie jest zjawiskiem jak najbardziej naturalnym. Życie ma dla człowieka wartość najwyższą. Chrześcijanin wie, że otrzymał je od Boga w akcie stworzenia i choć określa je mianem daru, to przecież ma świadomość, że jest to taki dar, którym nie może dowolnie dysponować. Prawo Boże, sformułowane w Dekalogu, wyraźnie bowiem zakazuje zabijania. Zauważmy, że pierwszym następstwem sprzeciwu wobec Boga, czyli grzechu i opuszczenia ogrodu Eden, stała się zbrodnia zabójstwa dokonana przez Kaina na Ablu.

Wraz z życiem otrzymaliśmy niesłychanie silny
instynkt samozachowawczy.
To on każe nam unikać wszystkiego, co mogłoby grozić utratą życia. Stąd, jak sądzę, bierze się paniczny często strach przed śmiercią. Gdyby nie ów instynkt, ludzie prawdopodobnie umieraliby przeważnie śmiercią samobójczą, bo każda, pozornie nawet nieprzezwyciężalna trudność, niepowodzenie lub cierpienie pociągałyby za sobą ucieczkę w śmierć. Nie pomogłyby wtedy żadne argumenty, zakazy ani religijnie motywowane przestrogi. Jedyną nieprzekraczalną barierę stanowi strach przed śmiercią. Jeżeli mimo wszystko samobójstwa się zdarzają, to przecież traktuje się je jak zdarzenia   wyjątkowe, spowodowane zakłóceniem normalnych reakcji psychicznych, kiedy strach przed życiem staje się większy od strachu przed śmiercią.

Każdy człowiek, chce czy nie chce, staje jednak
w obliczu śmierci,
ponieważ w sposób naturalny i nierozerwalny sprzęgnięta jest ona właśnie z życiem. Najdobitniej uświadamia nam to wszechobecne, nieuchronne zjawisko przemijania. Zmiany w przyrodzie, kiełkowanie, rozwój, uwiąd, śmierć i rozpad obserwujemy na każdym kroku. Ludzie starzeją się, chorują i umierają, giną w wypadkach, a pogrzeb stanowi nieodłączny składnik naszej codzienności. Zarodek śmierci tkwi już w samym akcie poczęcia. Zmierzamy ku niej z każdą chwilą swego istnienia. W całym otaczającym świecie nie ma nic od niej pewniejszego. Zdawałoby się więc, że powinniśmy przyjmować ją z całym spokojem, jak zjawisko naturalne i zwyczajne, którym ona w istocie swej przecież jest. A jednak większość ludzi podchodzi do śmierci jak do wydarzenia niezwykłego, często nieoczekiwanego i zaskakującego, którym zresztą też ona jest. I nie ma w tym żadnej sprzeczności.

Niektórzy ludzie umieją myśleć o niej w miarę spokojnie, co nie znaczy, że obojętnie i bez obaw przyjmują oczywistość przemijania i pożegnania z tym światem. Są z nią pogodzeni, choć nie do końca i nie w każdym wypadku. Własnej śmierci się nie boją, natomiast lękiem napawa ich myśl o rozstaniu z najbliższymi. Spokój w obliczu śmierci okazują na ogół ludzie głęboko wierzący, świadomi tego, że doczesność jest etapem w drodze do wieczności, przeznaczonej człowiekowi wybranemu i zbawionemu przez Boga.

Pismo Święte, jako źródło tej wiary, zawiera bardzo wiele odniesień do śmierci i lęku przed nią oraz do tego, co znajduje się po tamtej stronie życia. Chciałoby się otrzymać jasne, pewne i szczegółowe informacje na ten ostatni temat, bo w ich świetle można byłoby inaczej spojrzeć na samą śmierć i łatwiej przezwyciężyć związane z nią lęki. Niektóre systemy religijne, a ich wzorem również niektórzy chrześcijanie, budują obrazy „rajskich rozkoszy", konstruowane na miarę ludzkich tęsknot za zmysłowo uchwytnym szczęściem, wyrażające projekcję idealizowanej rzeczywistości ziemskiej. Z obrazem rajskiego szczęścia kontrastują przerażające wizje mąk piekielnych, rozwijane przez tzw. odpustowych kaznodziejów, pragnących nastraszyć słuchaczy i w ten sposób zachęcić do życia moralnego. Biblia jednak, z konieczności posługując się ludzkim językiem i pojęciami dla nas zrozumiałymi, przedstawia tylko niejasny zarys świata przyszłego, który oglądamy jak przez mgłę (jakby przez zwierciadło i niby w zagadce – I Kor. 13:12). Opis nowej Jerozolimy w Apokalipsie ma charakter zbliżony do przypowieści, nie przedstawia realistycznego obrazu przyszłości. Inaczej być nie może, ponieważ to, ku czemu zdążamy, nie da się przedstawić za pomocą znanych nam pojęć, które zostały wzięte z realiów świata zmysłowo poznawalnego. Nawiasem mówiąc, nawet z różnymi zjawiskami ze świata doczesnego i poznawalnego umysłem mamy kłopoty, gdy usiłujemy je opisać. Ludzie nauki w wielu wypadkach muszą poprzestać na wzorach matematycznych.

Objawienie Boże pozwala nam jedynie stanąć na granicy między życiem doczesnym a wiecznością. Takim granicznym punktem odniesienia jest dla nas osoba Jezusa Chrystusa, a pewność co do tego, czego się spodziewamy, przeświadczenie o tym, czego nie widzimy, daje nam wiara (Hebr. 11:1 n). Dlatego właśnie wiara zajmuje tak ważne miejsce w życiu chrześcijanina jako postawa dynamiczna wobec świata tutaj i tam. Kamieniem węgielnym biblijnej wiary jest zmartwychwstały Chrystus. To On jest gwarantem naszego własnego zmartwychwstania. Ten, kto uwierzył w Jezusa Chrystusa, na całe swoje istnienie patrzy
przez pryzmat zmartwychwstania.
Dopiero w tej perspektywie sposób życia oparty na wskazaniach Ewangelii i nadzieja pokładana w Jezusie Zbawicielu, nabierają sensu. Gdybyśmy bowiem naszą nadzieję i wiarę w Jezusa Chrystusa ograniczali tylko do życia doczesnego, bylibyśmy najnieszczęśliwsi i najbardziej pożałowania godni ze wszystkich ludzi (I Kor. 15:19).

Przygotowując uczniów na nieuniknione rozstanie, uprzedzał ich Jezus nie tylko o tym, co Go czeka, ale niedwuznacznie wskazywał również na ich przeznaczenie. Lepiej dla was, żebym ja odszedł – mówił – bo jeśli nie odejdę. Pocieszyciel do was nie przyjdzie, jeśli zaś odejdę, poślę go do was (Jn 16:7). Musiał odejść z doczesności, aby oni mogli stać się ludźmi dojrzałymi, gotowymi do wypełniania najważniejszego zadania: ...będziecie moimi świadkami [...] aż po krańce ziemi (Dz. 1:8). Zyskali też pewność, że sami przekraczając próg śmierci podążają ku spełnieniu się ludzkiego przeznaczenia – spotkania z Bogiem i obcowania z Nim na wieki. 0 tym wszystkim zapewnił ich Jezus Chrystus, który chwilowo odszedł do domu Ojca, aby przygotować im miejsce, a potem wrócić i zabrać ich do siebie. Nie muszą się więc już dłużej bać. Dlatego mówi do nich: Niechaj się nie trwoży serce wasze (Jn 14:1). Wierzyć w Boga i w Jezusa znaczy mieć pewność, że grób nie jest ostatecznym kresem (Jn 14:1-3).

Jezus, choć wiedział, dokąd zmierza, choć znał zarówno doczesność, jak i wieczność, choć miał pewność zmartwychwstania, choć łączył Go osobisty, bliski kontakt z Ojcem, to przecież nie traktuje śmierci jak sprawy bagatelnej. Ani On, ani Apostołowie i Prorocy oraz inni autorzy biblijni wcale jej nie bagatelizują, lecz zawsze podchodzą do niej z najwyższą powagą. Z równą powagą odnoszą się do ludzkich obaw i lęków w obliczu śmierci. Nie tylko Apostołów, ale i nas, współczesnych chrześcijan, miał Jezus na myśli, gdy mówił:
„Niechaj się nie trwoży serce wasze".
Nie ma to wszakże nic wspólnego ze zdawkowymi słowami pocieszenia, jakie przy łożu ciężko chorego i ciężko przestraszonego człowieka tak często wypowiadają, mniej lub bardziej pewnym głosem, współczujący mu ludzie: nie martw się, wszystko będzie dobrze..., przy czym sami sobie usiłują również wmówić, że nie jest tak źle, jak na to wygląda. Wprawdzie bardzo szczerze i z miłością pragną podnieść chorego na duchu, ale w gruncie rzeczy sami nie bardzo wierzą w swoje słowa. Mówią tak w najlepszej intencji i w pełnej bezradności, ponieważ nie dojrzeli ani oni, ani sam chory, do takiej wiary, dzięki której umieliby spojrzeć na tę graniczną sytuację w perspektywie zmartwychwstania. Z Jezusem jest jednak inaczej, bo On wie, o czym mówi i dlaczego. W tej samej Ewangelii Jana identycznym słowom o uspokojeniu trwogi serca towarzyszy stwierdzenie, że On, Jezus, jest źródłem prawdziwego pokoju (Jn 14:27). W Nim można znaleźć pokój, bo On właśnie jest drogą, prawdą i życiem. Nie da się trafić do Ojca – a więc i do wieczności – inaczej, jak tylko tą drogą, to znaczy przez Syna. Jedynie w Nim, Synu, można poznać prawdę o życiu, a więc także o śmierci, i tylko w Nim zyskać życie (Jn 14:6), gdyż ten, kto poważnie przyjmie Jego słowa i wierzy w Boga tak, jak Go Syn przedstawia, ma życie wieczne, nie stanie przed sądem, ale przejdzie ze śmierci do życia (Jn 5:24).
Dzięki wierze zyskujemy zbawienie.
Przypomnienie tej podstawowej prawdy biblijnej zawdzięczamy reformatorom. Bez wiary nie tylko nie można podobać się Bogu (zob. Hebr. 11:6), ale w ogóle przyjąć daru łaski Bożej, dzięki której otrzymujemy zbawienie. Bez niej nie da się też budować właściwego stosunku do śmierci, ponieważ kluczem do całej sprawy jest osoba Jezusa Chrystusa. Nie zabiegajcie o pokarm, który ginie – mówi Jezus do ludzi szukających Go po cudownym nakarmieniu – ale o pokarm, który trwa, o pokarm życia wiecznego, który wam da Syn Człowieczy. Na Nim bowiem Bóg Ojciec po/ożył swoją pieczęć [...]. To jest dzieło Boże: wierzyć w Tego, którego On posłał (Jn 6:27. 29). Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, kto wierzy we mnie, ma życie wieczne (Jn 6:47). Ewangelia to nie tylko opis wydarzeń i nauki Jezusa, pod wpływem której tworzymy sobie Jego wizerunek. Dzięki Ewangelii zaczyna żyć w nas sam Chrystus, a Boża moc w Chrystusie ratuje (daje zbawienie) każdego wierzącego człowieka (Rzym. 1:16). Wiedział o tym apostoł Paweł i dlatego mógł napisać o sobie: żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus (Gal. 2:20).

Czy z tego wynika, że człowiek wiary nie powinien przejmować się śmiercią? Nic podobnego!
Śmierć pozostaje tajemniczym wydarzeniem,
na spotkanie którego zmierzamy z bojaźnią i z drżeniem, ale jednocześnie z nadzieją i pokojem w sercu – jeśli tylko przyjęliśmy Jezusa, doznając równocześnie wyzwolenia, ponieważ Chrystus wyzwolił wszystkich tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez cale życie byli w niewoli (Hebr. 2:15). Niemniej jednak śmierć nadal pozostaje dla człowieka wiary wydarzeniem bardzo poważnym, progiem trudnym do przebycia, ponieważ jej kres (tak, śmierć ma również swój kres) nastąpi dopiero w czasie powtórnego przyjścia Chrystusa, który zniszczy ją jako ostatniego wroga (I Kor. 15:25-26). Tak więc wszelkie obawy przed śmiercią i niebezpieczeństwami, jakie jej towarzyszą, ustąpią w chwili, gdy nastąpi śmierć druga, gdy i śmierć, i piekło zostaną wrzucone do jeziora ognistego (Obj. 20:14). Objawienie św. Jana ukazuje wizję czasów ostatecznych, kiedy odbędzie się ostatni sąd nad światem, a przyczyny wszelkich ludzkich lęków – śmierć i piekło – zostaną unicestwione na zawsze. Nastąpi otwarcie „księgi żywota" i ocalenie tych, którzy w niej zostali zapisani. Tak więc na samym końcu Biblii jeszcze raz słyszymy afirmację życia, do którego przeznaczone są niezliczone tłumy ludzi z każdego narodu i ze wszystkich plemion, ludów i języków [...] którzy przychodzą z wielkiego ucisku i wyprali szaty swoje i wybielili je we krwi Baranka [...] otrze Bóg wszelką łzę z ich oczu (Obj. 7:914. 17).

Dla nich to Bóg przeznacza nowe niebo i nową ziemię, miasto święte, nowe Jeruzalem. Oto przybytek Boga wśród ludzi. Będzie mieszkał z nimi, a oni będą Jego ludem, sam Bóg będzie z nimi. Otrze wszelką łzę z ich oczu i śmierci już nie będzie ani żałoby, płaczu, ani cierpienia już nie będzie albowiem to, co było przedtem, minęło bezpowrotnie (Obj. 21:4).