Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

2 / 1994

Chrześcijańska Akademia Teologiczna zorganizowała 15 grudnia ub. r. sympozjum nt. „Konkordat z 28 lipca 1993 r. a równouprawnienie wyznań". Debatę nad tym żywotnym dla małych Kościołów w Polsce zagadnieniem poprzedziły trzy referaty. Pierwszy, autorstwa ks. prof. dr. Wiktora Wysoczańskiego, rozpatrywał kwestię równouprawnienia wyznań w świetle przedwojennej konstytucji marcowej oraz, obowiązującej do dziś, konstytucji z 1952 r. Prelegent odniósł się też do kilku projektów przyszłej ustawy zasadniczej, znajdujących się w Sejmie, i do Ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania z 1989 r., która jako jedyny dotąd dokument prawny w naszym państwie wyraźnie mówi o równouprawnieniu wszystkich wyznań. Ks. rektor Wysoczański wyeksponował fakt, że wyłącznie projekt prezydencki przyszłej konstytucji nie wyodrębnia Kościoła rzymskokatolickiego spośród innych, pozostałe natomiast używają sformułowań w rodzaju: „Kościół rzymskokatolicki i inne związki wyznaniowe". Żaden z projektów nie określa trybu regulacji prawnej stosunku państwa do Kościołów.

Autor drugiego referatu, historyk prawa prof. dr Jerzy Wisłocki, przedstawił kwestię równouprawnienia wyznań na tle zapisów konkordatu z 1925 r. Jego zawarcie było wymogiem konstytucyjnym i stanowiło próbę uregulowania położenia prawnego Kościoła rzymskokatolickiego na całym obszarze niepodległej Rzeczypospolitej. I choć dobro państwa nie było w nim na pierwszym planie, to przecież udało się Stanisławowi Grabskiemu, negocjatorowi dokumentu, wprowadzić do kolejnych wersji kilka zapisów mających na celu chronienie interesu państwa (chodziło m.in. o powstrzymanie rozkrzewiania się nacjonalizmu ukraińskiego, ograniczenie ekspansji Kościoła greckokatolickiego na Wołyń i Białoruś oraz prawo wglądu w obsadę urzędów kościelnych, z proboszczem włącznie). Trzeba bowiem pamiętać, że przed II wojną światową na obszarze Rzeczypospolitej Polacy stanowili zaledwie 65% ludności. Konkordat z 1925 r. w praktyce nie przyniósł jednak państwu korzyści. Zwołana w 1938 r. konferencja międzyresortowa, poświęcona polityce wyznaniowej, krytycznie oceniła wykonywanie konkordatu. Stwierdzano liczne próby podważania przez duchowieństwo katolickie autorytetu władz państwowych i w związku z tym postulowano wprowadzenie do konkordatu klauzul dyscyplinujących kler, a ówczesny dyrektor Departamentu Wyznań, Henryk Dunin-Borkowski, twierdził nawet, że w przyszłości należałoby regulować stosunki z Kościołem rzymskokatolickim na innej drodze prawnej. MSZ skierowało stosowny memoriał do papieża. – Cokolwiek można by powiedzieć o konkordacie jako formie regulacji prawnej – konkludował prof. Wisłocki – nie ulega wątpliwości, że zawsze będzie on stwarzał szczególną sytuację tylko jednemu wyznaniu w państwie, mianowicie rzymskokatolickiemu. W II Rzeczypospolitej doprowadziło to do takiego stanu, że pozostałe wyznania w ogóle nie były dla państwa partnerami – państwo narzucało im własne rozwiązania prawne.

Zdaniem trzeciego referenta, prof. dr. Michała Pietrzaka, który mówił o konsekwencjach obecnego konkordatu dla sytuacji prawnej innych wyznań, konkordat ten wprowadza do sytemu prawnego państwa podział obywateli według kryterium wyznaniowego (np. różnicowanie dzieci w szkole publicznej, specjalne prawo małżeńskie dla katolików itp.), a takie kryterium stwarza przesłankę nietolerancji i dyskryminacji osób nie będących katolikami. W odniesieniu zaś do wspólnot religijnych powoduje różnicowanie ich sytuacji prawnej w państwie. Konkordat już przesądził negatywnie o możliwości uregulowania prawnego położenia wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych za pomocą jednej, wspólnej dla wszystkich, ustawy, która gwarantowałaby faktyczne równouprawnienie (takie rozwiązanie przyjęto np. w Hiszpanii). Pozostaje zatem inna praktyka (stosowana z dobrym skutkiem we Włoszech) – zawieranie porozumień lub umów pomiędzy danym Kościołem i rządem, które byłyby uchwalane przez Sejm w postaci ustaw szczegółowych.

Zdaniem prof. Pietrzaka konkordat trudno jest pogodzić z duchem ekumenizmu, gdyż przenosi on zainteresowanie Kościoła katolickiego z poszukiwania gwarancji wspólnych dla interesów wszystkich Kościołów chrześcijańskich na gwarancje partykularne i może wskutek tego przyczynić się do wzrostu nieufności wobec katolicyzmu. Wypowiedzi Watykanu, że polski konkordat miałby się stać rozwiązaniem modelowym stosunków z Kościołem rzymskokatolickim w innych państwach postkomunistycznych, wydają się tę tendencję potwierdzać. Pan Profesor wypunktował też kilka nieprecyzyjnych zapisów w konkordacie, które mogą powodować dwuznaczną interpretację i przynosić negatywne konsekwencje w praktyce (np. sprawa pochówków innowierców lub ateistów na katolickich cmentarzach).

Kilkugodzinna dyskusja, jaka wywiązała się po referatach, wykazała poważne zaniepokojenie chrześcijan z mniejszych Kościołów losem swoich wspólnot w sytuacji, gdyby miało dojść do ratyfikowania konkordatu w jego obecnej postaci. Większość dyskutantów – uznając za oczywiste, że największy Kościół w Polsce, który aż do roku 1989 jako jedyny nie posiadał regulacji prawnej w państwie, będzie o nią zabiegał, i to na drodze tradycyjnego uregulowania w postaci umowy międzynarodowej – wyrażała zarazem obawy, że konkordat, stając się cząstką polskiego prawa wyznaniowego, już teraz bardzo niespójnego, jeszcze tę niespójność zwiększy i pogłębi dysproporcje w traktowaniu różnych Kościołów i związków wyznaniowych. Pilnym zadaniem środowisk nierzymskokatolickich – mówiono – powinno być zabieganie o to, by na drodze ustawowej uzyskać takie same uprawnienia, jakie są udziałem Kościoła rzymskokatolickiego, i walczyć o przestrzeganie zapisów konstytucyjnych, gwarantujących wszystkim obywatelom równość wobec prawa. Dlatego – zdaniem prawników – do projektów ustaw dwóch Kościołów ewangelickich (augsburskiego i reformowanego), znajdujących się już w komisji sejmowej, należałoby włączyć analogiczny zapis jak w art. 1 konkordatu, a mianowicie, że państwo i Kościół są – każde w swej dziedzinie – niezależne i autonomiczne. Do projektu swojej ustawy sformułowanie takie wprowadził np. Kościół Adwentystów Dnia Siódmego.

Dawano przykłady łamania (już teraz, gdy konkordat jeszcze nie został ratyfikowany) zasady równouprawnienia wyznań (Kościół rzymskokatolicki jako jedyny otrzymał np. przywilej zakładania stacji radiowych i przydział poza kolejką pasm i częstotliwości; także – prawo do gruntów rolnych na dawnych ziemiach odzyskanych, itp.). Poruszano też kwestię relacji pomiędzy konkordatem a międzynarodowymi konwencjami praw człowieka. Padł wniosek, by Chrześcijańska Akademia Teologiczna zorganizowała drugą sesję poświęconą konkordatowi, na którą zaproszono by także przedstawiciela Sekretariatu Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, członkiem której to organizacji jest Stolica Apostolska jako podmiot prawa międzynarodowego.

Wyrażano też zaniepokojenie faktem, iż zgoda Sejmu na ratyfikowanie konkordatu w jego obecnej formie i przed uchwaleniem nowej konstytucji może na długie lata przesądzić o kształcie naszego państwa. Kilku mówców podkreślało, że sprzeciw środowisk nierzymskokatolickich wobec niektórych sformułowań konkordatu – i braku innych – nie wynika z niechęci czy wrogości do Kościoła katolickiego, ani nie oznacza walki z samym konkordatem jako formą regulacji położenia prawnego tego Kościoła w naszym państwie, lecz jest walką o stanowienie dobrego prawa w Rzeczypospolitej.

B. St.