Drukuj

5 / 1992

BERITH – PRZYMIERZE

KINGA STRZELECKA, OSU – Pamiętam, jak pięć lat temu, spoglądając na to, co dzieje się na pustyni Negew – na wodotryski, drzewa, kwiaty, na bawiące się i roześmiane dzieci – przywołał Ojciec tekst Izajasza o rozkwitłej pustyni (35:1-10). Jak przez te lata, które upłynęły od naszej rozmowy, rozwijały się wydarzenia w Neve Szalom?1Czy Ojciec jest zadowolony z tego eksperymentu, czy może rozczarowany? Czy należy go kontynuować, czy raczej poniechać?

BRUNO HUSSAR, OP2 – Czy Neve Szalom urzeczywistnia moje marzenie? To pytanie stawiano mi bardzo często. Otóż realizacja Neve Szalom przewyższa i przekracza to, czego pragnąłem. Przede wszystkim ośrodek stanowi cudowną wspólnotę piętnastu, a wkrótce już osiemnastu, rodzin składających się z siedemdziesięciu osób, w tym trzydzieściorga dzieci. Mamy jedyną w kraju szkołę, w której dzieci żydowskie i arabskie (palestyńskie), muzułmańskie i chrześcijańskie wychowują się razem, ucząc się od małego dwu języków i poznając dwie tradycje. Każde z nich doskonale wie, gdzie się znajduje, a jednocześnie ma świadomość własnej tożsamości. Bardzo o to dbamy. Zespół nauczycieli składa się w połowie z Żydów i w połowie z Arabów. Takie też są proporcje narodowościowe w naszej społeczności, do której – z paru powodów – przyjmujemy wyłącznie Arabów z obywatelstwem izraelskim. Nie przyjmujemy natomiast Arabów z terytoriów okupowanych. Nie należy jednak sądzić, że Arabowie izraelscy to jacyś pół-Arabowie. Nie. Oni całkowicie utożsamiają się ze sprawą palestyńską. W Izraelu Arabowie stanowią 17% ogółu ludności, natomiast w Neve Szalom – 50 %, a to sprawia, że czują się tu równi i wolni. To jest bardzo ważne.

K. S. – A jak odnoszą się oni do intifady?

B. H. – Intifada3 niczemu nie przeszkodziła, choć bardzo się tego obawialiśmy. Spotkania między Żydami i Arabami odbywają się jak dawniej i powiedziałbym nawet, że są prawdziwsze. Myślę, że intifada ma podwójny aspekt pozytywny. Po pierwsze – dla Żydów. Otóż wszyscy Żydzi urodzeni w 1967 r., albo blisko tej daty, uznawali okupację terenów zaanektowanych w wyniku wojny sześciodniowej za stan normalny, który zawsze istniał i zawsze istnieć będzie. Tymczasem intifada pokazała, że okupacja to rzecz nienormalna i bardzo zła, że trzeba jak najszybciej znaleźć inne rozwiązanie. Nie może jednak ono mieć charakteru militarnego. Dla Palestyńczyków z kolei znaczenie intifady polega na tym, że zrodziła się ona spontanicznie na terytoriach okupowanych. To nie Organizacja Wyzwolenia Palestyny stoi u jej źródła, można powiedzieć, że raczej ruch wyzwolenia Palestyny wskoczył do autobusu, który już był w biegu. OWP skorzystała z ludowego wybuchu i stanęła na jego czele. Dzisiaj Arabowie z terytoriów okupowanych zyskali znaczenie, jakiego dawniej nie mieli: kiedyś uważali, że reprezentuje ich OWP i sami pozostawali bierni, teraz zaś są aktywni. Jest to ważne także z tego względu, że gdy dojdzie do negocjacji pokojowych, to stronę arabską reprezentować będzie nie tylko OWP, ale także mieszkańcy terytoriów okupowanych. A oni są nastawieni bardziej realistycznie, mniej skrajnie. To także stanowi element pozytywny. Sądzę – i połowa Izraela jest tego zdania – że trzeba negocjować, a intifada przyspieszy dzień negocjacji pokojowych.

K. S. – W czasopiśmie ,,Solidarność-Wschód" przeczytałam kiedyś trzy artykuły trzech różnych autorów – misjonarza lazarysty, benedyktyna i dominikanina – na temat prawa do tej ziemi. Ten ostatni, ojciec Tournay, twierdzi, że Izrael nie ma do niej prawa. A jakie jest Ojca zdanie na temat całego konfliktu?

B. H. – Wydaje mi się, że cudzoziemcy błędnie postrzegają problem: albo trzymają stronę Żydów przeciw Palestyńczykom, albo Palestyńczyków przeciw Żydom. Jedni mówią, że ziemia należy do Arabów, którzy mieszkają na niej od wieków, inni, że Żydzi otrzymali Bożą obietnicę. Prawdziwy dramat, moim zdaniem, polega na tym, że walka toczy się nie między sprawiedliwością i niesprawiedliwością, ale między dwiema sprawiedliwościami. Obie strony mają swoje racje, tylko że żadna z nich nie uznaje racji drugiej. Każdy twierdzi: „Ziemia należy do nas". Niekiedy Żydzi mówią: „Możemy tolerować obecność Arabów, ale pod naszym zwierzchnictwem, bo ziemia jest nasza". Sądzę, że w rzeczywistości obie strony mają prawo do tej ziemi. Jest wystarczająco rozległa, aby pomieścić wszystkich, byle tylko mieli wolę współżycia w pokoju. Jestem przeciwny idei Arafata, aby stworzyć państwo dwunarodowościowe. On je nazywa państwem demokratycznym, laickim, gdzie Żydzi i Arabowie żyliby obok siebie i mieli wspólny parlament. Palestyńczycy powtarzają przy tym tylko jedno: „Chcemy, żeby to państwo było nasze". Trzeba sobie jednak uświadomić, że za dwa, trzy pokolenia Arabowie będą stanowić tu większość. A wiemy, co oznacza sytuacja, kiedy Żydzi są w mniejszości. Do tego dochodzi tak wielka różnica kultur, tradycji i charakterów między Żydami a Palestyńczykami, że gdyby powstało państwo dwunarodowościowe, bez końca wybuchałyby konflikty. Myślę, że jedynym możliwym rozwiązaniem są dwa państwa obok siebie: państwo izraelskie i państwo palestyńskie, żyjące w porozumieniu i pokoju. Nie sądzę jednak, żeby to nastąpiło za życia tego pokolenia. Warunki po temu powstaną dopiero wówczas, gdy po obu stronach wymrą ekstremiści i młodzi zobaczą, że nie można w nieskończoność prowadzić wojny; że trzeba znaleźć inne rozwiązanie; że korzyści ekonomiczne i handlowe wymagają, aby każdy z tych narodów miał własne państwo i własny parlament i żeby obydwa żyły w atmosferze pokoju. Nawet wymarzyłem sobie sposób urzeczywistnienia tej koncepcji, ale to wykracza już poza zadane mi pytanie.

K. S. – Powróćmy więc do zagadnienia prawa do ziemi w świetle świadectwa biblijnego. Ojciec Tournay mówi mniej więcej tak: Żydzi zasymilowali się w innych krajach i nie są już potomstwem tych Żydów, którzy mieszkali tu w czasach biblijnych. Obietnice Boże wymagały spełnienia określonych warunków, których Żydzi nie spełnili. Należy więc wyciągnąć prosty wniosek: Izrael nie ma prawa do tej ziemi na podstawie obietnic Bożych.

B. H. – Mam przyjaciela, pastora, który jest fundamentalistą. Utrzymuje on, że właśnie wypełniają się proroctwa wobec Izraela. Ja nie jestem fundamentalistą i tego nie mówię. Ale nie zgadzam się z lewicowymi Francuzami, którzy twierdzą, ze między tym, co się tu dzieje, a Biblią nie zachodzi żaden związek. Tymczasem rzeczywistość jest taka: naród żydowski od tysięcy lat jako jedyny żyje w rozproszeniu na całym świecie, nie mając teoretycznie żadnych socjologicznych przesłanek, aby tworzyć naród: nie ma wspólnego języka, nie ma wspólnej rasy (np. Żyd polski i Żyd jemeński to są dwie zupełnie różne rasy), nie ma nawet wspólnej kultury, ponieważ żyje w różnych środowiskach. Do czasu rewolucji francuskiej wspólna była tylko religia i ona utrzymywała jedność praktyk religijnych. Rewolucja francuska zniszczyła mury wyznaniowego getta. Wielu Żydów nie praktykuje już swojej religii, wielu się zasymilowało i upodobniło do otoczenia. Dawniej mówiło się: Żydzi niemieccy. Żydzi francuscy, Żydzi polscy. Natomiast po rewolucji francuskiej i po rewolucjach narodowych 1848 roku zaczęło się mówić: obywatele francuscy wyznania mojżeszowego, obywatele niemieccy religii żydowskiej, kładąc przy tym nacisk na obywatelstwo oraz wiążąc judaizm i żydowskość tylko z religią. Wystarczyło jednak, że pojawił się Hitler, byśmy zobaczyli, że Żydzi jeszcze istnieją, ponieważ Żyd, który został chrześcijaninem, także był przez Hitlera deportowany i osadzany w Auschwitz czy Mauthausen. Co więcej – także ten, kto nie mógł udowodnić, że miał dwie babki nie-Żydówki. Jest wielką tajemnicą, że ten naród, nie mając po temu niezbędnych danych socjologicznych, ciągle pozostaje sobą.

Drugim niezwykłym i jedynym w historii faktem jest powrót na tę ziemię po dwóch tysiącach lat reszty narodu żydowskiego, jaka ocalała z holokaustu. Przez dwa tysiące lat Żydzi wciąż się o to modlili w synagogach, powtarzając trzy razy dziennie: „Na przyszły rok – w Jerozolimie!" Nigdy nie pogodzili się z opuszczeniem swego kraju. W Jerozolimie, w Tyberiadzie, w Safed zawsze istniały małe wspólnoty żydowskie. W swoich testamentach Żydzi prosili o przeniesienie ich zwłok i pochowanie w Ziemi Świętej. To pozostało w ich narodowej świadomości. I oto powrócili tu za zgodą i z „błogosławieństwem" Narodów Zjednoczonych. Za ich powrotem głosowały m. in. Rosja i Ameryka.

Gdy więc oglądam to wszystko na własne oczy, a w psalmie (147:2) czytam, że „Bóg zbierze rozproszonych Izraela", zaś w księdze Ezechiela i Jeremiasza – że Bóg przyprowadzi swój lud na tę ziemię, aby znów ją uprawiał, to nie mówię, jak mój przyjaciel protestant, że „proroctwo się spełniło", nie wiem bowiem, jak się jeszcze historia potoczy. Może Żydzi zostaną wrzuceni w morze? Mówię natomiast: „Wszystko dzieje się tak, jakby istniał związek między słowami Biblii, a faktami; między tym, co widzę, a tym, co czytam". Jeszcze nie wiem, jaki to związek i dlatego stale siebie napominam: „Uważaj na znaki czasu!"

Albo gdy jadę samochodem przez pustynię Negew, a tam tylko piasek, wydmy, skały. I nagle pośród nich dostrzegam zieloną plamę kibucu... Doprowadzono wodę, wyhodowano najróżniejsze rośliny i drzewa, sprawiono, że zakwitły kwiaty. A potem czytam proroctwo Izajasza: „Niech się rozweseli pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie! Niech wyda kwiaty jak lilie polne... Bo trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie... Odkupieni przez Pana powrócą, przybędą na Syjon w radosnych śpiewach... „ (35:1-2.6.10). Porównując proroctwo i rzeczywistość dnia dzisiejszego odnoszę wrażenie, ze taki zwrot w dziejach Izraela to coś więcej niż socjologiczne i polityczne wydarzenie, że jest w nim coś z planów Bożych zachowania narodu i jego powrotu do tego kraju. Ma to znaczenie trudne do odczytania. Myślę, że zarówno należy się wystrzegać patrzenia fundamentalistycznego, które we wszystkich szczegółach dopatruje się wypełnienia proroctwa, jak też nie należy twierdzić, że to, co się teraz tutaj dzieje, nie ma nic wspólnego z proroctwami biblijnymi.

Rozmawiała Kinga Strzelecka OSU

Rozmowa będzie kontynuowana w numerze następnym – red

1 Zob. Kinga Strzelecka: Szalom, Warszawa 1989 ;, s. 114 i nast.

2 BRUNO HUSSAR, dominikanin, jest Żydem pochodzącym z Francji. Założył Maison St Isaie (Dom Św. Izajasza), którego zadaniem i celem jest dialog chrześcijańsko-żydowski. Twórca ośrodka Neve Szalom w Izraelu – osady, na terenie której współżyją Żydzi i Arabowie. Mieszka w Jerozolimie.

3Intifada – powstanie ludności arabskiej na terytoriach okupowanych przeciwko władzy izraelskiej, wybuchło w 1987 roku i trwa do dziś – red.