Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1992

BERITHPRZYMIERZE

KINGA STRZELECKA. OSU – Mówiliśmy o dwóch warunkach powstania Kościoła hebrajskiego – wewnętrznym i zewnętrznym. Zacznijmy od pierwszego.

DANIEL RUFEISEN, OCD – Warunek wewnętrzny polegałby na tym, żeby tutaj, w Izraelu, zaistniała między nami jedność postaw. Przejawiają się bowiem tendencje, żeby gdzie indziej założyć Kościół chrześcijański spośród Żydów, co moim zdaniem nie ma szans powodzenia, jeśli Kościół hebrajski nie powstanie najpierw w Izraelu. Owszem, później może powstać i gdzie indziej, jako rodzaj filii, ale najpierw – tutaj.

Siostra musi zrozumieć, że ja zostałem ochrzczony w Polsce i wszedłem do Kościoła polskiego. Wprawdzie tu i ówdzie przypominałem i sobie, i innym, że jestem Żydem, ale raczej w tym sensie, że jestem polskim chrześcijaninem pochodzenia żydowskiego. Nic ponadto. Natomiast od chwili, gdy przyjechałem tutaj, ma to już inny sens. Nie dlatego, że „natura ciągnie wilka do lasu" i – jak to w Polsce ktoś przepowiadał – „zobaczycie, on wróci do Żydów!". Nie. Z innej przyczyny. Tutaj jestem duszpasterzem, a pasterz musi mieć trzodę. Musi zatem myśleć kategoriami Kościoła. Stąd poszukiwanie naszej wspólnoty hebrajskiej i pytanie: jaki to ma być Kościół?

Jeden z polskich biskupów zapytał mnie: „Jak możesz szukać innego chrześcijaństwa, skoro zostałeś ochrzczony w Polsce?" A ja, myśląc właśnie kategoriami eklezjalnymi, nie miałem innego wyjścia, jak tylko szukać przyszłej formy tutejszego Kościoła.Zdaje mi się, że na tym polega moja misja. Innej nie mam. Jeżeli Żydzi zapraszają mnie i prowokują do rozmowy, to ją podejmuję, ale sam nie rozpoczynam z nimi rozmów o charakterze misyjnym. Nie czas na to. Zgodnie z definicją Kościoła, sformułowaną chyba w XVII w. przez Kongregację ds. Rozkrzewiania Wiary, mówi się, że misją jest poszukiwanie właściwej formy dla nowej gałęzi Kościoła. I nam o to właśnie chodzi. Na ogół ludziom się wydaje, że jeśli noszę taki habit, czy należę do określonej instytucji, jaką jest zakon karmelitański, to jestem zobowiązany do wierności duchowi, w którym mnie wychowano. Ja natomiast sądzę, że skoro mam misję stworzenia Kościoła hebrajskiego, to wszystkie inne moje powołania muszą być jej podporządkowane. Najpierw bowiem jestem dzieckiem Kościoła, a dopiero na drugim miejscu – dzieckiem zakonu.

Jak szukać tego nowego Kościoła hebrajskiego? Przede wszystkim mamy Pismo Święte. Spróbujmy zatem odczytać je oczami autorów, ówczesnych chrześcijan. W ten sposób oddalimy się nieco od tej interpretacji, jaką później nadali mu Ojcowie greccy. Cenię ich bardzo i uważam za ogromne autorytety, ale w moich poszukiwaniach hic et nunc nie mogą mi pomóc, a to dlatego, że ich przeznaczeniem było stworzenie Kościoła greckiego lub łacińskiego. Niedawno, na zjeździe misjologów z Afryki Północnej, ktoś powiedział, że gdyby Kościół północnoafrykański – poza Egiptem – był trochę bardziej berberyjski, trochę bardziej afrykański, a mniej łaciński, zachowałby się do dzisiaj. A tak zniknął, bo był tam obcy. To jest problem coraz bardziej żywy i aktualny.

Gdzie i jak szukać podstaw do reinterpretacji Nowego Testamentu? Mamy pisma pozakanoniczne należące do literatury neotestamentowej, mamy różne wzmianki w pismach Ojców Kościoła. Czasem nieprzychylne i może właśnie dlatego też pomocne, gdyż wynika z nich, że w Kościele żydowskim widziano Kościół konkurencyjny dla tworzącego się Kościoła „pogan". To widać nawet u Hieronima, nie mówiąc już o Chryzostomie czy Augustynie. Może mi też pomóc współczesny Żyd. Ma on wprawdzie kłopoty z własną religią, ale jego religijność pozostała taka sama, jak dawniej. Dlatego mogę go pytać i czegoś się od niego nauczyć. Żyd będzie dla mnie dobrym rozmówcą. Nie obiektem misji, ale podmiotem dialogu. Siostra rozumie? Może dlatego różne grupy żydowskie zapraszają mnie często na rozmowy. Bardzo to sobie cenię i uważam za pozytywny objaw, że nie widzą we mnie groźnego misjonarza, z którym lepiej się nie stykać.

Szukam też odpowiedzi u świętego Pawła, bo on nie jest obcy judeochrześcijaństwu. Jemu chodziło jedynie – i w tym był nowatorem – o uwolnienie chrześcijan od normatywnych przepisów obowiązujących Żyda, do przestrzegania których część z nich (nawet chrześcijanie ze szkoły Jakuba czy, tu i ówdzie, z kręgu Piotra) czuła się zobowiązana. Cała teologia Pawłowa jest teologią judeochrześcijańską, tak że nie muszę szukać daleko.

Następny ważny problem to pluralizm. Żydostwo było pluralistyczne. Wygłaszałem kiedyś homilię u sióstr karmelitanek na podstawie czytań mszalnych. Ewangelia mówiła o modlitwie Pana Jezusa, aby wszyscy, którzy w Niego wierzą, stanowili jedno, lekcja zaś – o konfrontacji Pawła z Sanhedrynem. Tekst ten wspomina, że w Sanhedrynie zasiadali i saduceusze, i faryzeusze. Pierwsi nie uznawali ani zmartwychwstania, ani istnienia aniołów i duchów, ani nagrody czy kary po śmierci, bo wierzyli w predestynację. Faryzeusze natomiast przyjmowali to wszystko, co saduceusze odrzucali, ale nie uznawali predestynacji, tylko wolną wolę człowieka. Mimo to wspólnie zasiadali w Najwyższej Radzie i wspólnie decydowali o bardzo ważnych sprawach. To jest ekumenia, o jakiej my dziś pojęcia nie mamy! Postawiłem wówczas pytanie: jak to było możliwe? Co, wobec tego, mieli wspólne? Mówimy przecież, ze aby wspólnie decydować, trzeba mieć tę samą wiarę. Na czym polegała ich wspólna wiara? Widocznie te wszystkie różnice nie należały do istoty wiary...

Dochodzę do tego rodzaju przemyśleń na podstawie pewnych faktów z Pisma Świętego, które w konfrontacji z moim dotychczasowym nastawieniem religijnym okazują się nie do przyjęcia. Dlaczego jednak wtedy były do przyjęcia? Zrozumiałem, na czym polegała wiara Żyda: na przyjęciu Berith – Przymierza z Bogiem, natomiast sposób interpretacji tego Przymierza był dowolny. Dlatego powiedziałem poprzednio1, ze odkrycie na nowo judeochrześcijaństwa automatycznie rozwiąże nam problem ekumeniczny. Zrozumiemy bowiem, ze nawet ustalone dogmaty są tylko interpretacją dokonaną na użytek Kościoła w określonym okresie historycznym i na użytek określonych kręgów kulturowych. Wiara natomiast pozostaje zawsze tą samą wiarą. Dlatego ja nie mogę już dzisiaj utrzymywać, ze wiara chrześcijańska różni się od wiary żydowskiej. To jest nieprawda. Wiara chrześcijańska nie jest chrystocentryczna – ona jest teocentryczna. Św. Paweł (najlepiej jest mi odwoływać się do niego w takich sytuacjach, bo Kościół z pogan powołuje się na niego jako na swego nauczyciela) powiada, że Bóg podda wszystko pod nogi Chrystusa, ale potem Chrystus razem z tym, co Mu Bóg poddał, podda się Ojcu, aby Bóg był wszystkim we wszystkim. Tego rodzaju język Żyd rozumie. A to jest właśnie język Pawła. On miał żydowskie wykształcenie teologiczne i posługiwał się tą terminologią w sposób doskonały! Znał także język Greka, tak że jest chyba najlepszym pośrednikiem między dwoma światami religijnymi: żydowskim i chrześcijańskim.

Raz jeszcze zwracam uwagę, ze żydowski pluralizm był możliwy dzięki temu, że wiara oznaczała zawierzenie Bogu, a wszystko inne było jej interpretacją. Na przykład w dziedzinie nakazów Paweł rozumiał to doskonale. Rozumieli także rabini. Może najlepiej – Hillel, niemal współczesny Jezusowi. Zapytany kiedyś o streszczenie istoty żydostwa w tak krótkim czasie, by pytający mógł ustać na jednej nodze, odpowiedział: „Nie czyń bliźniemu tego, czego nie chciałbyś, aby uczyniono tobie". Wszystko inne jest interpretacją. Ja to właśnie podkreślam, bo Hillel to największy rabbi, jakiego znało żydostwo normatywne, funkcjonujące do dzisiaj.

Dzisiejsze żydostwo przestało być pluralistyczne. Dotknęła je ta sama tragedia, która wydarzyła się w Kościele. Mianowicie, jak już mówiłem, Kościół przestał być pluralistyczny w momencie, kiedy chrześcijaństwo stało się religią imperium rzymskiego i nastąpiło wykluczenie judeochrześcijan. Konstantyn Wielki ustanowił nawet święto wykluczenia Żydów z Kościoła. Żydostwo natomiast nie mogło sobie pozwolić na luksus pluralizmu od chwili, gdy stało się czynnikiem scalającym naród żyjący w rozproszeniu. Nie tylko chrześcijanie zostali wykluczeni z Synagogi, także saduceusze, esseńczycy i Karaimi. Samarytanów wyłączono już wcześniej. Musiała pozostać tylko jedna forma, żeby utrzymać jedność ludu w diasporze.

K.S. - Co to była za forma - faryzeizm?

D.R. - Chyba tak. Ja ją nazywam formą normatywną. To jest religia, którą ujęto w tryby norm postępowania. To jest w zasadzie wszystko, co obowiązuje Żyda. W dziedzinie wiary obowiązuje go jeszcze „Szema Izrael..." - „Słuchaj Izraelu, twój Bóg jest Bogiem Jedynym". Ale „słuchaj" znaczy: bądź posłuszny, czyli żyj tak, jak On ci nakazał, bo nie ma innego Boga, tylko ten Jeden. Z chwilą, gdy przerzucam akcent z wiary na zawierzenie Bogu, dopuszczam pluralizm interpretacji tej wiary, a więc także możliwość jedności w różnorodności. Nie ma innego sposobu rozwiązania problemu ekumenicznego niż jedność w różnorodności, ale nie w różnorodności rozmaitych rytów (np. Kościół katolicko-ormiański. katolicko-koptyjski, katolicko–grecko-ukraiński itp.). To nie jest rozwiązanie, bo w gruncie rzeczy wszystkie te Kościoły mają tę samą formułę wiary i interpretację. Mozę występują różnice w prawie kanonicznym lub w podejściu teologicznym, ale zasady wiary muszą mieć te same i, oczywiście, to samo magisterium nauczycielskie. Ale kiedy przyjmie się podejście, które punkt ciężkości przerzuca na wiarę jako zawierzenie Bogu, wówczas dopuszcza się różne interpretacje. Dopuszcza się także różne struktury instytucjonalne.

Siostra mnie pytała o hierarchię. Ja nie wiem, czy na początku Kościoła istniała hierarchia. Nie twierdzę, ze jej nie było, po prostu nie wiem. Rzecz jest do zbadania. Z tego, co wiadomo z Pisma Świętego albo z zapisków pozakanonicznych, wynika, że istniał system kolegialny w doskonałym tego słowa znaczeniu: kolegium apostolskie. Ale czy my musimy z góry wszystko wiedzieć i z góry mieć ustalony kodeks przyszłej społeczności? Czy tez raczej samo życie przyniesie rozwiązania? Proszę nie zapominać, ze jestem człowiekiem urodzonym poza Izraelem, z raczej znikomą znajomością żydostwa i hebrajskiego. W tradycję żydowską musi tutaj wrosnąć także nowe pokolenie. Nie wiem, jakie ono będzie. Mam nadzieję, ze pójdzie mniej więcej w tym kierunku, o jakim mówię, bo wydaje mi się, ze zasadnicza linia jest dobra.

K.S. - Czy istnieje zbieżność między tym, co Ojciec robi, a tym, co robią tu ratyzbończycy, a także ojciec Bruno Hussar i jego ośrodki?

D.R. - Instytut Ratisbonne, czyli Notre-Dame de Sion... Trzeba pamiętać, że zgodnie z myślą założyciela, Alfonsa Ratisbonne'a, Instytut Notre-Dame de Sion nastawiony był początkowo na uprawianie prozelityzmu. Po II wojnie światowej odciął się od tej metody radykalnie. Potem przez jakiś czas ratysbończycy byli zagubieni, teraz odnaleźli się w działaniach, które mają rehabilitować Żydów w oczach chrześcijan. Wyszukują więc wszystkie pozytywne elementy, jakie pozostały w religii żydowskiej i propagują je. Robią to, moim zdaniem, w sposób właściwy. Ale żeby nie drażnić Żydów i naprawić własne błędy popełnione w przeszłości, unikają raczej łączności z nami. Bo my jesteśmy elementem witalnym. Im natomiast w tej chwili głównie zależy na rekompensacie i historycznym wyrównaniu krzywd wyrządzanych Żydom od wieków - i przez teologię chrześcijańską, i przez postępowanie chrześcijan. Byłoby na przykład rzeczą właściwą, gdyby kiedyś sam papież czy inni zwierzchnicy chrześcijańscy (także niekatoliccy) zdobyli się. na publiczny akt przeproszenia. Ale chrześcijanom ciągle tak trudno się przełamać i uczynić ten gest wobec Żydów! Myślę, że kiedyś do tego dojdzie, ale może być już trochę za późno...

K.S. - A ojciec Bruno Hussar?

D. R. - Ojciec Bruno był jednym z pierwszych, którzy wyszli z tą inicjatywą, a my ją kontynuujemy. To on uzyskał prawo odprawiania mszy po hebrajsku (z wyjątkiem kanonu). To on założył pierwsze Foyer w Jaffie, następnie zaś przeniósł się do Jerozolimy, gdzie zainicjował i założył Dom św. Izajasza, którego celem i zadaniem stało się przygotowywanie teologów chrześcijańskich do dialogu z judaizmem, szczególnie zaś odkrywanie tych obszarów historii, w których chrześcijańscy i żydowscy teologowie wzajemnie się rozumieli. Na przykład Tomasz z Akwinu nazywał Majmonidesa „rabbi Mojses sapientissimus judeorum" - rabbi Mojżesz, najmądrzejszy z Żydów. Bardzo to ładnie powiedziane. Można też doszukać się wspólnych cech między mistykami żydowskimi a chrześcijańskimi i muzułmańskimi, głównie w XII i XIII w. Po to właśnie ojciec Bruno założył Dom św. Izajasza, a potem przeniósł się z Jerozolimy do ośrodka Neve Szalom, gdzie powstała szkoła współżycia różnych religii i narodowości. Ale nie ma tam judeochrześcijan. Z jednym wyjątkiem wszyscy są chrześcijanami Arabami. W dziedzinie uniwersalizmu ojciec Bruno Hussar zrobił krok naprzód. Dom św. Izajasza szedł w tym samym kierunku, co my, natomiast Neve Szalom postawił sobie jeszcze szersze cele2. My sobie nie przeszkadzamy, przeciwnie - uzupełniamy się i wzajemnie bardzo cenimy.

Rozmawiała Kinga Strzelecka, OSU Dalszy ciąg rozmowy w następnym odcinku - red.

1Zob. „Jednota" 1992, nr 2, s. 16 – red.

2Zob. Kinga Strzelecka:Szalom.Warszawa 19892, s. 114-120