Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

2 / 1992

BERITH – PRZYMIERZE

KINGA STRZELECKA OSU – Powróćmy do przerwanego wątku rozmowy.

DANIEL RUFEISEN OCD1 – Założyciel Zgromadzenia Ekumenicznego w Piemoncie we Włoszech, Enzo Bianchi, wygłaszał tu, w Izraelu, szereg wykładów u małych sióstr Karola de Foucauld na Górze Błogosławieństw. Dzięki ich zaproszeniu mogłem w tym uczestniczyć wraz z pewnym małym bratem. Obaj zadaliśmy prelegentowi pytanie, czy mamy zwracać się do Rzymu z prośbą o biskupa, a on odpowiedział tak: „Nie proście o biskupa. Nie szukajcie biskupa, szukajcie waszej drogi, bo macie tu prawzorzec". I dalej: „My, chrześcijanie, mamy – mówiąc w wielkim uproszczeniu – trzy Kościoły: jeden, upatrujący w sobie Kościół Piotra, w którym położono nacisk na instytucję; drugi, uznający się za Kościół Jana, w którym położono nacisk na mistykę i na modlitwę; oddala się on od człowieka, od spraw racjonalnych i zapomniał nawet o misji; trzeci – uznający się za Kościół Pawła, Kościół, który w Duchu Świętym szuka prawdy o Bogu i Jego Chrystusie, ale w tym poszukiwaniu rozdrabnia się na coraz to mniejsze Kościoły. Kościołem, którego nam brak, jest Kościół Jakuba. Tylko on bowiem może nam wszystkim przywrócić kontynuację w dziejach historii zbawienia oraz jedność między tamtymi trzema Kościołami". Ogromna synteza. Nigdy przedtem czegoś takiego nie słyszałem. Byłem zaskoczony i wewnętrznie uradowany.

Chcę trzymać się tej linii w moich poszukiwaniach. Bo to są poszukiwania, czasem męczące wewnętrznie, gdyż człowiek nigdy nie jest pewien, czy ma rację, czy znalazł prawdę, a często nie ma się kogo pytać. Ja, na przykład, za rzecz może najcenniejszą uważam postawę Jana Pawła II, który podczas naszej prawie półtoragodzinnej wymiany zdań ani razu mi nie przerwał, żeby mnie poprawić, zwrócić mi uwagę, ostrzec lub upomnieć. Czasem tylko pytał. Zdawał sobie sprawę, że my tutaj, w Izraelu, jesteśmy w sytuacji zupełnie wyjątkowej. Papież tego nie powiedział, ale ja wyrażę to za niego: my mamy prawo szukać, a to, co nazywamy magisterium, czyli urzędem nauczycielskim, nie będzie nam w tym zbytnio pomocne. Urząd ten powstał bowiem wtedy, gdy wiarę zaczęto określać jako system doktrynalny, podczas gdy dla Żyda i judeochrześcijanina wiara jest zawierzeniem Bogu. Kiedy Żyd (także Paweł – bo to jest jeszcze ten sam rodzaj religijności) mówi: „wierzę", ma na myśli, że wierzy Bogu: „Wierzę Tobie dlatego, że zawarłeś ze mną przymierze, że Ty byłeś inicjatorem, Tyś mnie powołał do życia i do miłości, i Ty bierzesz za wszystko odpowiedzialność. Ty idziesz ze mną i jesteś ze mną". Taka właśnie postawa została potwierdzona i wzmocniona w Chrystusie. Dlatego u Św. Pawła znajdujemy następujące sformułowanie: „Wierzę w Boga, który wskrzesił Jezusa Chrystusa z martwych". Chrystus nie jest tu przedmiotem wiary obok Boga – On ją potwierdza. Albo inne stwierdzenie: „Bóg wskrzesił Chrystusa z martwych, ażeby nasza wiara i nadzieja były w Bogu". Od IV w. inaczej tę myśl się ujmuje. Duch Święty został dany, ażeby objawić całą prawdę. Ale prawda o Bogu to przecież prawda o wierności Boga. Bóg prawdziwy – w języku hebrajskim Elohe Emeth to Bóg wierny, dotrzymujący obietnic, nie zaś Bóg, który objawia nam swoją naturę. Duch Święty ma wiele funkcji. Jest Duchem uświęcającym, czyli udzielającym nam czegoś z boskości. Duchem, którego Bóg tchnął w nozdrza pierwszego człowieka, stwarzając go na swoje podobieństwo; tym samym Duchem, który dokonuje w nas przeobrażenia na podobieństwo Boże. Dlatego wg Łukasza Adam jest synem Bożym, wg Pawła zaś Chrystus jest drugim Adamem, co może oznaczać, że jest Synem Bożym. Mówię „może", bo nie chcę tworzyć nowej chrystologii. U Pawła zaś mamy taką: Chrystus jest nowym Adamem i dlatego – pierworodnym wszelkiego stworzenia; w Nim jest obraz bóstwa, w Nim jest cała pełnia. To nowy Adam, ale myśmy zapomnieli o pięknie pierwszego Adama. Widzimy w nim tylko grzesznika. A przecież Pismo Św. nie mogło nic piękniejszego powiedzieć o człowieku niż to, co zostało powiedziane o Adamie i Ewie: „na swój obraz Bóg stworzył ich jako mężczyznę i niewiastę".

Język biblijny jest dla Żyda zrozumiały. Jeśli więc w ten sposób mówi się mu o Chrystusie, wówczas on patrzy na tę sprawę w takich samych kategoriach, jak na początku. Nie pyta zatem: „Czy Chrystus jest Bogiem, czy nie jest Bogiem?", ale: „Czy jest Tym, który miał przyjść, czy też mamy czekać na innego?". Nie: „kim" jest, ale „czy jest Tym". Jeżeli dojdzie do dialogu teologicznego z judaizmem, to sądzę, że właśnie na ten temat: czy Chrystus jest Tym, który dokonał odkupienia? A jeżeli tak, to co oznacza odkupienie? Czy świat jest naprawdę w pełni odkupiony? W sensie świadectw proroków i w sensie oczekiwań żydowskich –nie. My dzisiaj lepiej rozumiemy, że prorocy oczekiwali odkupienia kosmicznego, jakiejś wielkiej harmonii stworzenia, która jeszcze nie zaistniała. Ona dokona się wraz z paruzją Chrystusa – z Jego powtórnym przyjściem. Może się zatem okazać, że mamy pozycje bliskie: że dla Żyda istnieje możliwość – czy ja wiem? – jakiejś innej drogi zbawienia. Dlatego, ilekroć mówię o Kościele typu hebrajskiego, nie myślę o nawróceniu całego żydostwa. To nie jest potrzebne. Absolutnie nie. Istnieje tylko konieczność pojawienia się na nowo w Kościele powszechnym takiego typu Kościoła, jaki istniał pierwotnie.

K.S. – Czy Ojciec na ten temat także rozmawiał z papieżem?

D.R. – Pod koniec rozmowy powiedziałem mu tylko tyle, że proszę o jedną rzecz: o cierpliwość i czas na nasze poszukiwania. 0 czas na spokojne poszukiwania przyszłego kształtu naszego Kościoła. A kiedy go znajdziemy i pojawimy się w Rzymie z wyciągniętą ręką do jedności – aby tę rękę przyjęto. Powiedziałem wręcz: „Wtedy proszę przyjąć tę rękę jako rękę Kościoła siostrzanego. Myśmy przyjęli waszą rękę, kiedy pojawiliście się w Jerozolimie w osobie Pawła. Chodzi o powtórzenie tej historii Kościoła w odwrotnym kierunku". Tak Pan Bóg chciał. To jest ta poszukiwana pełnia. Może za naszym pośrednictwem – tzn. Kościoła hebrajskiego – Kościołowi powszechnemu zostanie przywrócona ciągłość. Chciałbym, żebyśmy w tym sensie byli „katoliccy". Powtarzam: dopiero wtedy Kościół odzyska swoją powszechność, tj. katolickość, w pełnym tego słowa rozumieniu... Tak się Bogu podobało, że ona przyszła na świat właśnie przez Izrael. Ja tego nie mogę zmienić.

Nie ma z tym nic wspólnego pycha narodowa, którą mi niektórzy zarzucają. Jeden z biskupów polskich, którego prosiłem o błogosławieństwo, zapytał: „Pomimo że to wy jesteście pierwsi...?" Mnie to bardzo zabolało, bo stanowiło wyraz niezrozumienia samej istoty doktryny Pawła, który jest zarówno moim, jak i tego biskupa nauczycielem. Rozmaite rzeczy mi zarzucają. Papież – nie! Powiedziałem mu jasno, że jeżeli będzie w stanie przyjąć nas jako Kościół siostrzany, cały problem ekumeniczny automatycznie zostanie rozwiązany. Automatycznie! Wschód-Zachód, Zachód-Zachód, Europa-Afryka, Europa-Azja itd. Otóż różnice między formą grecko-rzymską a formą jerozolimską Kościoła są ogromne; jeżeli więc Kościół typu greckiego będzie w stanie ponad tą przepaścią podać nam rękę i przyjąć Kościół jerozolimski, to okaże się, że różnice między już istniejącymi Kościołami typu greckiego – bo one wszystkie są typu greckiego – są minimalne!

K.S. – „My wyciągniemy rękę..." Czegoś tu nie rozumiem. Tak Ojciec mówi, jakby był poza Kościołem rzymskim, a przecież Kościół hebrajski nigdy, co do istoty, nie stracił łączności z Rzymem. Chodzi chyba o jakieś kulturowo-formalne różnice. Niech mi Ojciec wyjaśni, na czym polega ta „inność", dlaczego „my wyciągniemy rękę do was", skoro w pewnym sensie jesteśmy jedno? Tu chyba nie zachodzi taka różnica, jak między Kościołem katolickim a, na przykład, prawosławnym? Mógłby Ojciec wytłumaczyć?

D.R. – To jest prowokujące pytanie, ale ja się go nie boję. Siostra mnie po sokratesowsku zmusza do wypowiedzenia myśli aż do końca. Otóż, Siostro, różnica jest ogromna! Jest o wiele większa niż między Kościołem prawosławnym a rzymskim, większa niż między rzymskim a Kościołami Reformacji. O wiele większa. Bo to jest zupełnie inny rodzaj wiary i religijności. Dlatego ja nie chcę Kościoła podległego. Jeżeli tworzylibyśmy Kościół hebrajski, który od samego początku podlegałby któremukolwiek z Kościołów już istniejących, to wtedy uniemożliwilibyśmy naprawę, o którą chodzi. A chodzi o odtworzenie Kościoła, którego istnienie od IV w. stało się niemożliwe. Dlatego, że Kościół, który wyrósł pod wpływem kulturowego oddziaływania greckiego, przywłaszczył sobie jedyność: on jest jedynym „dobrym" Kościołem. Innego nie ma. Co więcej – ten Kościół z racji pewnego niezrozumienia istoty rzeczy nazwał się katolickim, mimo że nas już w nim nie było. Ten Kościół wyłączył Żydów, a uważał się za powszechny! Siostra rozumie? Niezależnie od tego, czy Siostra to wydrukuje, czy nie, chcę, żeby Siostra wiedziała, o co mi właściwie chodzi. Kościół typu żydowskiego przestał istnieć z chwilą, kiedy ustalono prawdy wiary. Nie zastąpiono nimi wiary w Boga, bo wiara pozostała, ale punkt ciężkości przeniesiono na dogmaty ustalone za pomocą filozofii ludzkiej, w określonych sytuacjach historycznych, w kontekście określonej dyskusji teologicznej. Udzielono odpowiedzi na określone problemy i uznano je za wiążące na zawsze. Okoliczności się dezaktualizują, a tymczasem odpowiedzi określone hic et nunc uznano za prawdy wiary obowiązujące: stały się one credo zastępującym niekiedy nawet osobistą wiarę w Boga, osobiste zawierzenie Bogu. Na przykład credo augustyńsko-atanazjańskie zaczyna się od słów:Si quis vult salvus esse, fidem catholicam ante omnia teneat – jeśli ktoś chce być zbawiony, przede wszystkim niech trzyma się wiary katolickiej. I potem następuje cały wykaz prawd wiary. A co się stało z samą wiarą? Zmieniła się w doktrynę. Jeżeli my byśmy to przyjęli, weszlibyśmy w tę samą bruzdę i niczego nowego nie przynieślibyśmy Kościołowi. Wtedy lepiej by było, żeby nasz Kościół hebrajski w ogóle nie był zaistniał.

K.S. – Wie Ojciec, co w tej chwili myślę? Że koncepcja wiary Marcina Lutra miała w sobie coś z tego waszego żydowskiego zawierzenia. A przecież był on tak zawziętym antyjudaistą! Czyli nie widział i nie rozumiał tego, co można dostrzec z perspektywy. Zresztą – jeśli mam być szczera – dla mnie też takie osobiste, indywidualne zawierzenie Bogu jest ważniejsze niż jakaś subtelność teologiczna. Bo przecież Bóg jest tajemnicą. Jest taki, jaki jest, a nie taki, jakim Go określamy. Ale mówi Ojciec o Kościele hebrajskim, to znaczy – jakim? Tym, który w tej chwili już istnieje?

D.R. – Ja nie wiem, czy on istnieje. Mamy w nim i prawosławnych, i anglikanów, i baptystów, i anabaptystów...

S.K. – Dlatego, że przyjechali z Europy i Ameryki?

D.R. – Owszem, ale także dlatego, że wszyscy rzucili się na nasz naród i wszyscy chrzcili go w przeszłości i chrzczą dzisiaj po swojemu. Więc ja nie wiem, czy można już mówić o Kościele hebrajskim? Tłumaczymy teraz na hebrajski liturgię łacińską, bo ćwierć wieku temu nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy z tego, o co właściwie chodzi. Dopiero teraz zaczynamy myśleć po „katolicku" w tym sensie, w jakim przed chwilą mówiłem. Nie, ja bym nie chciał jakiegoś Kościoła unijnego. Chcę Kościoła siostrzanego! Siostrzanego nie tylko z Rzymem, ale także z Bizancjum, z Moskwą, z Canterbury, z Kościołem, który ewentualnie powstanie w Japonii, a którego jeszcze nie ma. Bo my narzucamy tyle form chrześcijaństwa, ile jest ich w Europie. Tego nam robić nie wolno! To jest krzywda, a może nawet grzech przeciwko Kościołowi: posyłamy misjonarzy z różnych Kościołów, którzy narzucają zachodnie formy, zamiast pozwolić na wykształtowanie się własnych. Moi bracia z pierwszych wieków w Jerozolimie mieli tak szeroką wizję, że pozwalali Grekom stworzyć Kościół na wzór grecki. My natomiast w Ameryce Łacińskiej zlikwidowaliśmy, w sensie kulturowym, cały kontynent, nie mówiąc już o tym, że zlikwidowaliśmy także ludzi, tak iż dzisiaj padają głosy, czy mamy w ogóle prawo obchodzić 500-lecie odkrycia Ameryki, skoro zniszczyliśmy jej kulturę. Judeochrześcijaństwo tak nie postępowało. I jak Paweł nie chciał judaizować Greków, tak ja nie chcę grecyzować Żydów albo Japończyków, albo Afrykańczyków. Nie mamy do tego prawa. Mówiąc o „grecyzowaniu" chrześcijaństwa, myślę także o późniejszych wpływach frankońskich, germańskich itd., przede wszystkim jednak – o greckich i rzymskich. Siostra widzi, że staram się myśleć uniwersalistycznie. Nie przemawia przeze mnie żaden nacjonalizm, absolutnie nie. Wydaje mi się, że jak Grecja wzięła pierwowzór z Jerozolimy, tak samo ma do tego prawo Afryka czy Japonia. Mnie chodzi o wskrzeszenie innego wzorca niż ten jeden istniejący dzisiaj. Bo na przykład Afrykańczycy nie mogą go przyjąć. Pewien biskup z Ghany powiedział mi: „Nasz Kościół nie jest afrykański. Narzucono nam chrześcijaństwo, które jest obce naszej naturze". Te słowa to właściwie straszne oskarżenie!

K.S. – Czy to był czarny biskup?

D.R. – Tak, czarny. A na przykład zakonnice japońskie, wśród nich 12 przełożonych generalnych, ubrane na szaro jak Siostra, powiedziały mi, że szukają dróg japonizacji Kościoła, bo nie są w stanie tłumaczyć z „europejskiego". Nie są w stanie. Ich język, mentalność, cała kultura są inne. Trzeba się pogodzić z tą odmiennością i nie zobowiązywać ich do przyjęcia postanowień wszystkich Soborów Powszechnych, bo jest to linia grecka. Wydaje mi się – mówię zupełnie otwarcie i trochę na wyrost – że my jesteśmy jedynym Kościołem (choć formalnie jeszcze nie istniejącym), który tego nie robi.

K.S. – A w jakim momencie zacznie Kościołem być? Czy to jest kwestia organizacji, hierarchii czy doktryny? Kiedy zaistnieje jako odrębny?

D.R. – Jestem zadowolony, że Siostra o to zapytała. Chciałbym, ażeby to zostało opublikowane na zewnątrz, poza Izraelem: otóż konieczne jest spełnienie dwóch warunków. Pierwszy – żeby ten Kościół zaistniał wewnętrznie, sam w sobie, i drugi – żeby został przyjęty na zewnątrz, tj. przez inne Kościoły.

Rozmawiała Kinga Strzelecka OSU

1Daniel Rufeisen, rozmówca siostry Kingi, został przedstawiony w rozmowie zamieszczonej w nr. 1 /92 — red.

Rozmowa będzie kontynuowana w numerze następnym — red.