Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

BERITH – PRZYMIERZE

1 /1992

KINGA STRZELECKA. OSU – Całą swą nową książkę osnuwam wokół problemu Przymierza – Berith, dlatego proszę, aby Ojciec zechciał powiedzieć, czy i jak te 8 lat, które upłynęły od naszego ostatniego spotkania, pozwoliły Ojcu w tutejszych warunkach zgłębić tę sprawę i wprowadzać w życie ideę Bożego Przymierza. Jak to obecnie wygląda?

DANIEL RUFEISEN, OCD* – Mozę wspominałem już o tym dla „Tygodnika Powszechnego", nie pamiętam... Otóż w listopadzie 1984 r. byłem na prywatnej audiencji u papieża Zapytał mnie o kłopoty, jakie mamy tutaj w związku z faktem, że Watykan jako państwo nie uznaje państwa Izrael i nie ma formalnie nawiązanych stosunków dyplomatycznych. Opinię swoją wyraziłem w taki sposób, aby nie uzasadniać prawa do istnienia państwa Izrael na podstawie świadectwa Pisma Św. (ani proroków, ani obietnic danych Abrahamowi: „tobie i twemu potomstwu dam tę ziemię na wieki"). Państwo bowiem podlega regułom, jakimi kieruje się polityka. Pismo Św. natomiast dotyczy wiary. Wprawdzie obie sfery jakoś się stykają, ale ja wolę je rozgraniczać na tyle, na ile się da. Z tego względu w rozmowie z papieżem posłużyłem się argumentem wziętym z najnowszej historii, mianowicie uderzającym, niezwykłym zjawiskiem, ze w trzy lata po zagładzie jednej trzeciej Żydów europejskich powstało państwo Izrael, którego nie było przez dwa tysiące lat Papież także uznał to za znak. A potem powiedział, że oczywiście musimy zająć stanowisko wobec Izraela – przecież nosimy tę samą nazwę i też jesteśmy Izraelem: Kościół jest nowym Izraelem. Nie zareagowałem na te słowa od razu, nie wiedząc, jak długo potrwa rozmowa, a nie chciałem zaczynać jej od dyskusji z papieżem. Zdawałem sobie jednak sprawę, ze takie ujęcie nie odpowiada Żydom, bo gdy my mówimy, ze Kościół jest nowym Izraelem, ze przejął obietnice dane Izraelowi, że jest nosicielem tych obietnic, to Żydom cóż pozostaje innego, jak tylko wejść do tej pełni, jaką tworzy Kościół? Po mniej więcej dziesięciu minutach powiadam więc: – Wydaje mi się, że właściwa interpretacja myśli Pawła, zwłaszcza jego Listu do Rzymian (szczególnie rozdziałów 9 –12, które dotyczą tego problemu), byłaby taka, że to Izrael się poszerzył, aby przyjąć do swego łona inne narody. I w tym sensie Kościół mógłby może stanowić Izrael, ale nie nowy, lecz poszerzony. Papież na to nic nie odpowiedział. Rozmowa toczyła się dalej. Po kwadransie papież mi przerywa i powiada: – Popełniłem błąd i chcę go naprawić. Wydaje mi się, ze istotnie nie jest słuszną rzeczą nazywać Kościół nowym Izraelem; trzeba by raczej mówić o Izraelu poszerzonym.

Mówię o tym, bo ma to związek z tematem Berith, który Siostra sobie wybrała. Chodzi właśnie o przyjęcie do Przymierza z Bogiem nowych narodów, czyli o poszerzenie Izraela w sensie uniwersalnym. Ale powstaje problem. Miesiąc temu, na podstawie lektury artykułu o. Francesco Rossi de Gasperis (artykułu, który ma się dopiero ukazać), uświadomiłem sobie, że określenia „katolicki" i „katolickość" zmieniły swój sens. Nie znaczą już tego, co oznaczały w momencie powstawania Kościoła zwanego Pawłowym. W pojęciu Pawła „katolickość", zgodnie z grecką etymologią tego słowa, polegała na obejmowaniu całości, którą tworzył wówczas Izrael i „narody". Ani Paweł, który był nauczycielem pogan, ani tym bardziej inni apostołowie nie byli w stanie wyobrazić sobie Kościoła bez Izraela. W pojęciu nowotestamentowym nie ma Kościoła „katolickiego" bez tych, którzy byli „świadkami od początku", nie ma go bez prawzoru, jakim był Kościół pierwotny. Ale niezależnie od tego, co Paweł rozumiał przez „Izrael" – czy cały naród żydowski (apostoł mówi o patriarchach, prorokach, o Mojżeszu), czy tylko Izrael, który przyjął Chrystusa – bez Izraela nie ma „katolickości" Kościoła. Przemiana tego pojęcia dokonała się w IV w., gdy mianem „katolicki" zaczęto określać Kościół będący produktem wrośnięcia w kulturę grecką. W tym kształcie, jaki przybierał się Kościół powszechny od Soboru Nicejskiego przez następne Sobory, dla Kościoła pierwotnego już miejsca nie było. Z kolei Kościół pierwotny, Izrael Pawłowy, takiego kształtu Kościoła (ponicejskiego), jako jedynie obowiązującego po wsze czasy, prawdopodobnie by w ogóle nie przyjął.

K.S. – Nie rozumiem, co znaczą słowa „Izrael Pawłowy". Czy Izrael, na którym apostoł zbudował swoje Kościoły, czy Izrael, od którego się w pewnym sensie odciął?

D.R. – Paweł się nigdy od niczego nie odcinał. Istnieje wiele nieporozumień wokół Pawła. Byłem kiedyś zaproszony do Akwizgranu na sympozjum żydowsko-chrześcijańskie Ktoś z obecnych zaatakował Pawła. A wtedy prof. Peter von Oostersacken z Berlina, egzegeta, luteranin, uderzył pięścią w stół (był to człowiek spokojny, ale stracił panowanie nad sobą) i powiedział: – Ostrożnie z Pawłem! Bardzo mało ludzi naprawdę zna takiego Pawła, jakim był w rzeczywistości, to znaczy judeochrześcijanina wiernego do końca życia swemu Kościołowi. Paweł i Barnaba zostali delegowani przez Kościół judeochrześcijański po modlitwie i poście, kiedy Duch Święty powiedział przez kogoś, uchodzącego za proroka: – Delegujcie mi Pawła i Barnabę. Wtedy włożono na nich ręce i posłano do pogan Czyli mój Kościół judeochrześcijański – kontynuował profesor – posłał ich do pogan. Taka jest prawda historyczna. Ale - mówił dalej ów profesor – gdyby Paweł był wiedział z góry, ze w trzysta lat od chwili, kiedy on otworzył swój własny Kościół dla pogan, ten nowo założony wykluczy spośród siebie Kościół pierwotny, to może nigdy nie dokonałby tego otwarcia.

Dodam, ze ten profesor nie był z pochodzenia Żydem Ale wypowiedział swoją myśl w sposób tak mocny, jak tego nigdy przedtem nie słyszałem.

Ja także w rozmowie z papieżem a miała ona charakter bardzo braterski i niezwykle dla mnie miły powiedziałem, że rozumiem, dlaczego tak się z Kościołem stało; chodziło o stworzenie nowego centrum, nowej matki, niestety z jednoczesnym wykluczeniem poprzedniej. To jest tragedia  i dopóki tego nie pojmiemy, nie uda nam się rozwiązać wielu problemów w Kościele. Rozumiem także, dlaczego w IV w. na jednym z kościołów rzymskich umieszczono napis istniejący tam do dziś: „Mater et caput omnium ecclesiarum urbis et orbis" – matka i głowa wszystkich kościołów miasta i świata. Ale w rozmowie z papieżem powiedziałem: „Matka Kościoła była gdzie indziej". Na to on przytaknął bez słów. Bo nie ma innej odpowiedzi. Wykluczono matkę, wykluczono prawzór.

O. Francesco de Gasperis w swoim wystąpieniu na kongresie misjologów jezuickich w Jerozolimie powiedział, że tragedia Kościoła polega na tym, że pierwsze wzorce i wpływy chrześcijańskie szły z Jerozolimy – rozumianej tu zastępczo w sensie Kościoła pierwotnego (który istniał już wtedy także poza Jerozolimą – i w Judei, i w Galilei, i w Samarii, i w Antiochii, w Małej Azji i w Rzymie), zaś wszystkie następne – albo z Bizancjum, albo z Rzymu. Nigdy więcej zaś z Jerozolimy. Dlatego jesteśmy rozdzieleni, a nasza tragedia na tym polega, że pomijano Kościół jerozolimski, który miał być nie tylko prawzorem, ale prawdopodobnie także czynnikiem jedności.

K.S. – „Miał być", ale według czyjej myśli? Według planu Bożego?

DR. – Siostra mnie prowokuje. Sądzę, że na pewno zgodnie z określonymi zasadami socjologii ludzkiej, ale kto wie, czy nie także z planem Boga i Chrystusa? Według zasad ludzkiej socjologii religii czynnikiem jedności między wszystkimi Kościołami powinien być Kościół-prawzór, a nie te Kościoły, które się z niego wywodzą. Siostra mnie rozumie?

K.S. – Tak, oczywiście.

D.R. – Bardzo trudno jest zmusić wszystkie Kościoły do jedności z którymś z nich, skoro wszystkie one skądś się wywodzą. Tylko bowiem ten pierwotny był oryginalny, a także genialny w swojej katolickości, tj. powszechności, gdyż rozróżniał to, co istotne, od tego, co nieistotne. Grecy już tego potem nie umieli, przez co my dzisiaj cierpimy. Gdy Paweł zjawił się w Jerozolimie, apostołowie wiedzieli, do czego nowe Kościoły, które powstały za sprawą Pawła, zobowiązać, a do czego ich nie zobowiązywać. To było tak genialne i tak nie żydowskie, że musiał działać sam Duch Święty. Ja przepraszam, że tak się wyrażam...

K.S. – To właśnie bardzo dobrze.

D.R. – ... „Nie żydowskie" w tym sensie, że Żyd przywykł był do egocentryzmu, i to, co swoje, chciał narzucać innym. Na tym zresztą polegała cała tragedia Pawła, bo walczyli z nim nie judeochrześcijanie, ale ci chrześcijanie, którzy chcieli, żeby Grecy przyjęli chrześcijaństwo na modłę żydowską, podczas gdy apostołowie w Jerozolimie genialnie umieli odróżnić, już nie powiem: plewy od ziarna, bo nie o to chodzi, ale elementy istotne i obowiązujące wszystkich od elementów przypadkowych, które wszystkich nie obowiązują. O. Francesco w artykule, o którym wspomniałem, bardzo mocno i bardzo odważnie o tym mówi. Ja go za to bardzo cenię. On nie należy do naszego Kościoła (hebrajskiego). Uznaje się za rzymianina (tj. katolika rzymskiego – przyp. red.) i jest rzymianinem z urodzenia, niemniej rozumie wagę tego, co może tutaj zacząć się dziać. Mówię bardzo ostrożnie, bo a nuż my wszyscy wymrzemy i sprawa upadnie... Bo, widzi Siostra, mnie nie chodzi o stworzenie małego, narodowego Kościoła żydowskiego, ale o odtworzenie takiego typu chrześcijaństwa, które odpowiadałoby mentalności Żyda. Chodzi mi także o przywrócenie Kościołowi jego ciągłości, może także jego jedności i powszechności. O. Francesco rozumie, że tu idzie o rzecz ogromnej wagi dla całego Kościoła. Nie tylko o kwestię praw należnych pierwotnemu Kościołowi. Nie. Także o kwestię nowego ustawienia spraw w samym Kościele. Od IV w. Kościół odciął się od Kościoła żydowskiego ze względu na sytuację polityczną. Dlatego ja go nie oskarżam, ale uważam, że trzeba mieć odwagę ocenić rzeczywistość historyczną. O. Francesco uznaje decyzję ustalenia zasad wiary, poczynając od Soboru Nicejskiego, za fatalną dla Kościoła. Bardzo mocno powiedziane! Nie wiem, czy mu to wydrukują, ale dobrze, że są ludzie, którzy tak patrzą na te rzeczy.

Jak Siostra widzi, ja chwytam idee, które rzucają inni, i wyciągam z tego wnioski dla naszej tutejszej sytuacji. W 325 r. chrześcijaństwo stało się religią Imperium Rzymskiego i od tej chwili jej celem miało być zjednoczenie tegoż Imperium. Religia pojmowana jako element jednoczący nie mogła być pluralistyczna, należało zatem ściśle ją określić, żeby wszyscy byli tego samego zdania, tej samej wiary. Tak to wtedy pojmowano. Ale my dzisiaj nie żyjemy już w Imperium Rzymskim i nie ma już cesarza. Żyjemy w Kościele, który naprawdę staje się uniwersalny. Jeszcze nie jest, ale staje się i chciałby taki być. I męczy się. Może i Kościół europejski się męczy? Bo ja nie wiem, czy odczuwa jeszcze dzisiaj potrzebę tych powijaków, w jakie go w IV w. zawinięto. Nie wiem, bo nie żyję w Europie. Może w Polsce – tak, może w Irlandii – tak, a w Niemczech może już nie, może we Francji już nie. Może i we Włoszech – nie. W rozmowie z biskupem Rossano, jednym z pięciu wikariuszy papieża na Rzym, zapytałem, czy mamy przenosić do Kościoła hebrajskiego wzorce z Kościołów europejskich, czy też wolno nam szukać ich dzisiaj tam, gdzie się Kościół zaczął, i próbować, co się z tego dałoby zaktualizować dzisiaj. On mi na to odpowiedział: – Znajdziecie w Europie o wiele więcej dusz i serc otwartych na tę propozycję, aniżeli myślicie. Na pewno w Niemczech, we Francji, a kto wie, czy i nie we Włoszech. Powtarzam jego słowa. Zapytałem go też, czy mamy prosić w Rzymie o biskupa, czy też sami się rozwijać i sterować ku jedności, mając większą swobodę w szukaniu własnego kształtu? Na to on mi odpowiedział: „La Chiesa conferma non battezza", co się wykłada: Kościół bierzmuje, a nie chrzci, ale po włosku można to także zrozumieć: Kościół potwierdza, a nie chrzci, czyli nie zakłada nowych Kościołów, lecz je potwierdza.

Kiedy to usłyszałem, byłem bardziej niż szczęśliwy!

*Żyd pochodzący z Polski, w czasie okupacji niemieckiej uratowany od zagłady przez ss zmartwychwstanki w Mir/e k Nowogródka Przeszedł na chrześcijaństwo Karmelita bosy (OCD! obywatel państwa izrael inicjator hebrajskiego Kościoła katolickiego z ośrodkiem w Hajfie

Rozmawiała Kinga Strzelecka OSU

Dalszy ciąg rozmowy w następnym odcinku – red.