Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 5-6 / 2009

ROZMOWA Z FILOZOFEM I ETYKIEM PROFESOREM JACKIEM HOŁÓWKĄ

Maja Jaszewska: Od wielu lat trwa spór między ewolucjonistami a kreacjonistami. Jaka jest natura tego sporu? Czy dotyczy on jedynie kwestii biologicznych czy jest sporem światopoglądowym o istotę świata i natury ludzkiej?

Prof. Jacek Hołówka: Mam wrażenie, że sprawa jest zasadnicza i dotyczy kwestii – na ile dosłownie należy odczytywać Biblię? Problem ten w teologii i filozofii religii jest znany od bardzo dawna.

Od strony filozofów sprawa jest postawiona w sposób czysty i jasny. Filozofowie chcą widzieć Biblię jako dokument historyczny, ale przynajmniej część z filozofów pragnie uznać Biblię za dokument święty. Wreszcie znaczna część filozofów, ale nie większość, jest zdania, że to nadzwyczajny dokument w sensie literackim. Pogodzenie literackości z innymi funkcjami idzie bardzo łatwo, natomiast dokument historyczny i dokument święty, to wykluczające się zupełnie funkcje. Próby dosłownego odczytywania Biblii są moim zdaniem rodzajem bluźnierstwa.


     Biblia nie była pomyślana jako dokument historyczny, choć dla anegdoty można sobie Biblię tak odczytywać. Natomiast dla osoby wierzącej wyznania judeochrześcijańskiego Biblia jest przede wszystkim pismem świętym. Będąc pismem objawionym musi być traktowana metaforycznie, czyli trzeba z Biblii usunąć dosłowność i całą warstwę powierzchniową narracji i zamiast tego uchwycić głębszą treść.
    Moim zdaniem problemem nie do rozwiązania jest to, czy odczytanie Biblii ma być przedsięwzięciem indywidualnym czy kolektywnym. Czy to Kościół decyduje, jaka jest prawdziwa i właściwa wykładnia Biblii, czy każdy ma prawo odczytywać ją na własną rękę?

Czyli kreacjoniści literalnie odczytujący Biblię popełniają błąd?

Jeśli już decydujemy się na snucie antyempirycznych opowieści, niepotwierdzanych naukowo i historycznie, wtedy tylko siła wyobraźni i pomysłowość opisu mogą być traktowane jako aspekt zasługujący na szacunek. Tymczasem kreacjoniści przyjmują za prawdziwą opowieść, która od początku miała charakter mitu.
     Na pewno ten, kto spisywał, czy był kolejnym skrybą przepisującym wczesne wersje Starego Testamentu, miał świadomość, że nie jest to dosłowny opis początku świata, tylko jakiś mit, teatr przeżywany na żywo. W moim przekonaniu cała religia jest takim teatrem, w odróżnieniu od teatru fikcyjnego, który nie dzieje się na żywo, lecz w sztucznej scenerii. Każda próba naukowego odczytania teatru na żywo obraża umysł, bo odbiera czar tego typu narracjom.
    Małe dzieci będąc w teatrze bardzo żywo reagują na treść sztuki i podpowiadają bohaterom, co mają robić. To dla nich bardzo silne przeżycie, ale zupełnie mylne co do modusu istnienia. I tak samo jest z Pismem Świętym – jeśli ktoś chce odpowiedzi na pytanie, jak daleko wolno się posunąć z metaforą, to żąda, żeby religia przestała być święta, a zaczęła być w odpowiedzialny sposób naukowa. Tymczasem religia musi pozwalać nam snuć własne domysły. I to snucie, czasem kolektywne, czasem indywidualne, jest właśnie tym żywym teatrem.

Niektórzy kreacjoniści w odpowiedzi na zarzut o ignorancję naukową twierdzą, że to właśnie ewolucjoniści nie posługują się w sporze wiedzą, empirią, tylko światopoglądem.

Jedynie ewolucjoniści posługują się światopoglądem, natomiast kreacjoniści w ogóle nie posługują się światopoglądem, tylko swoją wizją snucia bajek, a ich grupowe, lokalne normy dopuszczają, jaka może być odległość od bajki w jej wersji podstawowej.
     Darwinizm pojęty dosłownie nie jest pełną koncepcją ewolucji biologicznej, co sami darwiniści przyznają, bo istnieją brakujące ogniwa. Sam Darwin formułował zastrzeżenia do swojej koncepcji. Siła biologii czy ewolucjonizmu nie leży w tym, że ma ona gotowy obraz świata bez naleciałości o charakterze światopoglądowym, ale w jej sceptycyzmie i jasnym głoszeniu, że nie znamy całej prawdy.

Czy istnieje płaszczyzna, na której spór ewolucjonistów z kreacjonistami mógłby być naprawdę rzetelnie prowadzony na argumenty? Czy też język, metodologia i ontologia po obu stronach są tak różne, że o dyskursie z prawdziwego zdarzenia nie ma mowy?

Płaszczyzna, na której musimy się spotykać, chociaż jest najbardziej konfliktowa, dotyczy tego, czego wolno uczyć w szkole. Zdecydowanie wyrażam pogląd, że opowiadania w stylu kreacjonistycznym są dobre w Kościołach, w sytuacjach, gdy interesują nas ciekawostki kulturowe albo jako materiał do ćwiczeń z logiki. Natomiast absolutnie niedopuszczalne jest, żeby ktokolwiek w szkole próbował mówić, że są dwa różne punkty widzenia, bo nie mamy jasności co do tego, skąd się ludzie wzięli na świecie.
     Człowiek ma naturalną tendencję do tego, żeby przyjąć za przekonujące te opowieści, które są świetne w sensie literackim. I jeśli powiemy sobie, że są one żywym teatrem, to nie ma w tym nic złego. Ale nie wolno pytać, co naprawdę stało się z Ofelią, czy rzeczywiście popełniła samobójstwo, albo czy Halka faktycznie rzuciła się ze skały? Nie wolno dopytywać się o los bohaterów literackich w dosłownych kategoriach. I nie wolno ogłupiać dzieci mówiąc im – nic złego wam się nigdy nie stanie, bo pilnuje was Anioł Stróż. Naszym obowiązkiem jest nauczyć je realistycznego obrazu świata. A taki przedstawia nauka, choć może się ona nieraz mylić, zawierać luki, a w odniesieniu do trudnych spraw poprzestawać na hipotezach.
    Opowiadanie dzieciom, że wszystko jedno, czy wierzy się w to, że Pan Bóg stworzył świat w siedem dni, czy też na początku był Big Bang, to jedno z największych publicznych oszustw jakich jesteśmy ostatnio świadkami. Mieszanie prawdy ze zmyśleniem to najgorsze ogłupianie dzieci. W większości stanów USA obowiązuje zasada, że jeżeli do szpitala trafia dziecko Świadków Jehowy, to automatycznie trafia pod kuratelę władz tego stanu i wobec tego wszelkie lekarskie zabiegi, które muszą być przeprowadzone w celu ratowania życia i zdrowia, są stosowane bez pytania rodziców o zgodę. Ze względu na ich przekonania religijne prawa rodzicielskie zostają zawieszone na czas hospitalizacji. Podobny przepis wprowadziłbym w odniesieniu do szkół.
    Większą część mojego życia spędziłem w komunizmie, przeklinając państwo policyjne, w którym można było wciskać tępą ideologię zamiast uczciwego poszukiwania prawdy. Pełnej wiedzy o świecie i tak nigdy nie będziemy mieli, natomiast proponowanie w jej miejsce zmyślenia jest wielkim oszustwem.

Prof. Jacek Hołówka / Maja Jaszewska

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl