Drukuj

ROZMOWA Z IVANEM ČOLOVIĆEM

Maja Jaszewska, Rigels Halili: Dziś w Europie chętnie powtarzany jest slogan „unity in diversity”, czyli „jedność w różnorodności”. Czy rzeczywiście Europejczycy są w stanie stworzyć ową jedność pomimo różnic narodowych, etnicznych, kulturowych i religijnych?

Ivan Čolović: Nie wiem, czy jest to możliwe, gdyż hasło samo w sobie jest sprzeczne. W związku z tym nie sądzę, żeby za tym szedł realny kompromis. Ale widzę, że obecna polityka w sferze stosunków międzynarodowych, tudzież w sferze współpracy międzykulturowej, dąży do tego, żebyśmy byli jednością i zarazem pozostawali różni. Tymczasem bycie jednością powoduje, że różnice siłą rzeczy się zacierają. Jeśli w tym sloganie podkreśla się to, że chcemy być jednością, ale pod warunkiem, że pozostaniemy różni, to dla mnie jego intencje są nieszczere. Pojawia się także pewna obawa – jeśli będziemy jednością, to wtedy nasza różnorodność, za którą kryje się stary idealistyczno-filozoficzny termin „tożsamość” czy „duch narodu”, będzie wówczas zagrożona. Ze względu na tę obawę słyszymy nieraz zastrzeżenia typu: proszę bardzo, możemy wstąpić do waszej wspólnoty, ale wejdziemy do niej razem z naszymi gęślami, bo chcemy, żeby towarzyszyły nam nasze symbole narodowe i tożsamościowe, których nie chcemy zmieniać.

Mówi Pan, że multikulturowość jest w Europie zjawiskiem powszechnym, ale jednocześnie mamy duży problem z międzykulturowością.

Tak, zauważyłem pewną różnicę między tymi terminami, multikulturowość oznacza, że istnieje jakaś mozaika kultur żyjących w harmonii i pokoju, ale nie przenikających się wzajemnie. Natomiast międzykulturowość kładzie nacisk na współpracę i przenikanie się kultur. Tu znowu wracamy do wątku o różnorodności i jedności. We wszystkich koncepcjach dotyczących kultury, traktuje się ją jako pewną autochtoniczną, zamkniętą wizję świata i społeczeństwa. W tym modelu kultura funkcjonuje niezależnie od innych, powiązana jest tylko z jedną wspólnotą, a dziś na pierwszym miejscu stawia się oczywiście wspólnotę narodową.

Czy w związku z tym nacjonalizm stanowi dziaj realne zagrożenie dla Europy?

Można powiedzieć, że jest to cena, którą Europa płaci za to, żeby mogła się zjednoczyć, ponieważ w różnych jej miejscach, wraz z jednoczeniem się narasta nacjonalistyczny dyskurs, będący przeciwwagą dla pro-europejskiego dyskursu. W krajach, które niedawno weszły do Unii Europejskiej, albo przygotowują się do wejścia, pojawiają się dwa procesy – przybliżanie się i oddalanie od Europy. Badając poziom populizmu i nacjonalizmu w społeczeństwie, można ocenić jego stosunek do europejskiej integracji. Nacjonalizm stanowi zagrożenie dla Europy, bo jest to siła dezintegrująca i zawsze istnieje zagrożenie ze strony nacjonalistycznej homogenizacji. Dla niektórych państw członkowskich UE, posiadających swoich przedstawicieli w europejskich instytucjach, Europa jest Europą narodów. Dlatego też mówiąc: „jesteśmy narodem europejskim”, nacisk kładą na słowo naród. Przy czym definiują go jako zamkniętą wspólnotę, zbudowaną na podstawie przynależności do jednej tożsamości narodowej i systemie wartości z niej wywiedzionym. Nazywam to rodzajem religijnej nacji, bo właśnie kult nacji stanowi centrum takiej tożsamości. Wówczas nie kult Europy znajduje się w centrum jakiejś ewentualnej europejskiej obywatelskiej religii, ale swoisty konglomerat narodów i nacji, które nadal mówią o sobie, jako o samowystarczalnych autonomicznych wspólnotach.

Czy przy tak różnych doświadczeniach i odmiennej historii Europy Wschodniej i Zachodniej można mówić o Europie jak o jednym organizmie?

To zależy od tego, jaką tradycję myślenia o Europie przyjmiemy. Czy to, co zachodni, czy środkowi Europejczycy mówią o sobie, to, co rozumieją przez europejski system wartości, czy też to, co mówią o Europie wschodni, czy południowo-wschodni Europejczycy, na przykład Bałkańczycy. Porównując obie te tradycje można dostrzec interesujące różnice. Jean-Marie Domenac napisał książkę pod tytułem Europa, wyzwanie kultury. Autor definiuje w niej Europę jako przestrzeń, w której każdy dogmat, każde kulturowe zamknięcie, każda statyczna idea o kulturze, czy tożsamości, sprowadza się do pytań. Dla niego Europa to przestrzeń krytycznego oczyszczenia, przestrzeń wolnej twórczości, projektów otwartych na zewnątrz, stałego poznania, przekroczenie jakiegoś trwałego stanu rzeczy. Jest to jedna z tych wizji Europy, które miały przemożny wpływ na intelektualistów w czasach komunistycznych w Europie Wschodniej, ponieważ przeżywali oni Europę przede wszystkim jako przestrzeń wolności. Dziś widzimy, jak pojawiają się inni marzyciele, dla których Europa to przestrzeń, gdzie istnieje jeden system wartości kulturowych, który jest w zasadzie chrześcijański. Istnieje również idea Europy jako demokratycznego obszaru, z określonymi prawnymi instytucjami, które szanują praworządność w państwie. Był to model, do którego dążyli wschodni intelektualiści i opozycjoniści w epoce komunizmu. Zatem, jak widać, nie wszyscy mają to samo na myśli, mówiąc Europa. Prawica ma swoje wyobrażenie na temat Europy, a lewica swoje. U nas, na Bałkanach, dominuje mówienie o Europie w kontekście twierdzy chrześcijaństwa i demokracji, której bronią małe, peryferyjne narody, przez co same są niedostatecznie rozwinięte, ale dzięki nim Europa mogła się rozwijać.

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl