Drukuj

ImageNa fotografii: Ks. bp Zdzisław Tranda z żoną (Warszawa 1985)
NR 11-12 / 2005

Rozmowa z Hanną Trandą, córką Księdza Biskupa Zdzisława Trandy z okazji jego 80-tych urodzin

Danuta Lukas: Jakim ojcem był w dzieciństwie i jakim jest nadal Twój Tato?

Hanna Tranda: Jest wspaniałym Ojcem, kochającym, dbającym o mnie i mojego brata Andrzeja. W dzieciństwie czasami odczuwałam jego brak, ale nie mam wrażenia, że mnie - mimo wielu swoich obowiązków - zaniedbywał. Znajdował czas na sprawdzanie mi lekcji, wyjaśnianie zadań matematycznych - w końcu jest matematykiem. Czytał też wypracowania z języka polskiego, chodził na wywiadówki, zwłaszcza w liceum, bo w szkole podstawowej dbała o to przeważnie moja Mama. Gdy pisałam maturę z matematyki, stał pod szkołą i czekał na mnie. Chciał szybko się dowiedzieć, jak mi poszło i jakie były zadania.
Tato zawsze o mnie pamięta. Ponieważ kolekcjonuję serwetki, przynosił mi je z różnych spotkań w Warszawie, czy też z dłuższych podróży. Wie, co lubię i z każdego miejsca przywozi coś, co sprawia mi przyjemność.
W dzieciństwie Tato opowiadał mi bajki, śpiewał do snu, modlił się ze mną, chociaż modlić się nauczyła mnie Mama.

Gdy został biskupem ucieszyłaś się, czy raczej zasmuciłaś, że teraz będzie jeszcze rzadziej w domu?

Nie pamiętam mojej pierwszej reakcji. Tato już wcześniej często wyjeżdżał, gdyż od wielu lat był radcą duchownym w Konsystorzu i raz w miesiącu jeździł z Zelowa do Warszawy na zebrania Konsystorza. Poza tym był administratorem parafii w Pstrążnej i Strzelinie, dokąd wyjeżdżał raz na kwartał na kilka dni. Opiekował się również zborem w Łodzi (1970-1974) w czasie choroby ks. Jarosława Niewieczerzała i po jego śmierci. Po przeprowadzce do Warszawy nadal obsługiwał zbór w Zelowie (do 1982 r.) prowadząc nabożeństwa, lekcje religii, zebrania itp., czyli wykonywał normalną pracę duszpasterską. Jeździł tam w zasadzie co tydzień.
Byłam w VII klasie, kiedy 1 października 1978 roku odbyła się introdukcja mego Taty na superintendenta naszego Kościoła. Cieszyłam się, że będę mieszkać w innym mieście, bo w Zelowie wszyscy mnie znali. Nie tylko parafianie, ale wszyscy Zelowiacy wiedzieli, że np. do szkoły idzie córka księdza Zdzisława. Byłam zadowolona, że nie będę rozpoznawana na ulicy. Cieszyłam się, że będę chodzić do innej szkoły w innym mieście, ponieważ w Zelowie już od V klasy moja polonistka zapowiadała, że w VIII klasie zgłosi mnie do uczestnictwa w olimpiadzie z języka polskiego, czego wcale nie chciałam. W pewnym sensie byłam "naznaczona"; miałam spełniać oczekiwania i wymagania nauczycieli. Jako córka księdza musiałam być zawsze przygotowana do lekcji, nie wolno mi było popełniać błędów. Od nauczycielki historii usłyszałam: "Ty, Tranda? Nie nauczyłaś się?" Dlatego byłam zadowolona, że w nowej szkole nie będę musiała brać udziału w olimpiadzie z języka polskiego. Brałam za to udział w dwóch innych olimpiadach: z ulubionej matematyki i chemii.
Tato często wychodził na zebrania Konsystorza, Kolegium Kościelnego, ewentualnie wyjeżdżał do innych zborów lub na konferencje, sympozja w kraju i zagranicą. Działał także w różnych organizacjach pozakościelnych, a w niektórych działa do tej pory, jak np. w Polskiej Radzie Ekumenicznej, Towarzystwie Biblijnym, Stowarzyszeniu DeoRecordings, we Wspólnocie Polskiej zajmującej się polonią zagraniczną, w Fundacji Samaritanus. Jest członkiem Kapituły Nagrody im. Edwarda J. Wende. Był członkiem Społecznej Rady przy Prezydencie Warszawy za czasów prezydentury Stanisława Wyganowskiego, sporadycznie brał udział w posiedzeniach Komisji Sejmowych w czasie, gdy powstawały ustawy: Państwo-Kościół, o pomocy społecznej, o systemie oświaty, a również przy tworzeniu Konstytucji.
Tato tak często był poza domem, że kiedy zostawał trochę dłużej czułam się bardzo dziwnie - zdumiona, że nie wychodzi czy nie wyjeżdża.

Jak to jest być córką biskupa?

Nie jest łatwo. Ludziom wydaje się, że żyjemy w luksusie i nasze możliwości załatwienia różnych spraw są nieograniczone. Miałam też znajomych, którzy tylko dlatego zbliżyli się do mnie, żeby osiągnąć osobiste korzyści. Kiedyś poproszono mnie o rozmowę z Tatą w sprawie załatwienia komuś wyjazdu za granicę, a kiedy odmówiłam - osoba ta zerwała ze mną kontakt. Gdy w latach 1988-1998 często wyjeżdżałam za granicę, wiele osób uważało, że wyjazdy "załatwiał" mi Ojciec. A ja wówczas działałam w Ekumenicznej Radzie Młodzieży w Europie - najpierw jako Korespondent Krajowy, następnie jako członkini Zarządu tejże Rady.
Ta zazdrość może mieć więc różne podłoża, ale byłabym niesprawiedliwa, gdybym twierdziła, że tylko takich ludzi spotykam.
Ciągle musiałam i muszę udowadniać, że sama pracuję na moje nazwisko, gdyż wiele osób myśli, że wszystko, co osiągnęłam w życiu zawdzięczam memu Ojcu.
Skoro pytanie dotyczy tego, jak to jest być córką biskupa, chciałabym jeszcze powiedzieć, że kiedyś, było to w 2000 roku w Warszawie, jako córka biskupa właśnie reprezentowałam mojego Tatę i w jego imieniu odbierałam nagrodę za działalność ekumeniczną, przyznaną przez Niezależną Fundację Popierania Kultury Polskiej POLCUL FOUNDATION z Australii oraz wygłosiłam okolicznościowe przemówienie. Tato nie mógł odebrać tej nagrody, ponieważ w tym samym czasie głosił kazanie na nabożeństwie rozpoczynającym Synod naszego Kościoła. Podobną funkcję w imieniu mojego Taty (spędzającego wówczas urlop poza stolicą) pełniłam w 2003 roku, gdy odbierałam dyplom dziękczynny od Chrześcijańskiej Społeczności w Warszawie.

H. Tranda - D. Lukas

Te same momenty nas wzruszają i śmieszą - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl