Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

WYWIAD Z KS. JANEM SZARKIEM biskupem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w  RP

6/1991

REDAKCJA – Oficjalnie, w imieniu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego, został Ksiądz Biskup powitany w kościele przez naszego biskupa po uroczystości wprowadzenia w urząd. Ja chciałbym teraz uczynić to w imieniu czytelników „Jednoty” oraz zespołu redakcyjnego. Życzę Księdzu, aby Bóg obdarzył go swym błogosławieństwem i pozwolił rozumnie pełnić tę trudną i odpowiedzialną funkcję. My zaś ze swej strony, jako zespół redakcyjny, chętnie będziemy w naszym zakresie wspierać poczynania Księdza i pracować dla dobra całej społeczności ewangelickiej.

KS.BP JAN SZAREK – Bardzo dziękuję. W przeszłości jednak czasami różnie z tym bywało.

– Zapewne, były między naszymi Kościołami, jak to między braćmi, różne kwestie sporne. Jednakże staramy się bezstronnie informować o wydarzeniach interesujących również środowisko luterańskie. Dlatego zależy nam na czytelnikach z tego Kościoła.

– Czasopisma Waszego i naszego Kościoła przecież sobie nie przeszkadzają, dobrze więc, że na rynku czytelniczym znajdują się różne tytuły.

Jaką wizję Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego ma Ksiądz przed sobą?

– Przede wszystkim powinniśmy kontynuować tradycje, które w Kościele już istnieją. Bez powiązania z przeszłością, bez podtrzymywania dobrych i chlubnych tradycji naszego Kościoła trudno myśleć o przyszłości. Nie chcemy jednak przyjmować na siebie roli konserwatora zabytków i żyć jedynie przeszłością.

– Jak uczy nas Ewangelia, kto by przyłożył rękę do pługa...

– No właśnie, korzystając z doświadczeń przeszłości, trzeba patrzeć przed siebie i dawać odpowiedź na wyzwania teraźniejszości. Marzy mi się Kościół otwarty, widoczny w dzisiejszym świecie, Kościół, który nie separuje się od tych, którzy mają odmienne poglądy. Nie chciałbym jednak forsować swojej racji jako racji ogółu, lecz słuchać, co ludzie mówią, rozumieć to, co myślą, jakie są ich dążenia. Trzeba najistotniejsze rzeczy wyłowić i wykorzystać je potem w budowaniu programu na przyszłość. Zamierzam spotkać się ze wszystkimi środowiskami naszego Kościoła, zarówno z tymi, które stoją na gruncie kościelnym, jak i tymi, które z jakichś powodów się odseparowały albo też zostały odsunięte przez rozmaite czynniki społeczno-polityczne. Chciałbym poznać tych ludzi, ich zdanie, jest to dla mnie bardzo ważna rzecz. Jak wiadomo, wywodzę się z kręgów, którym bliskie są zagadnienia misji i ewangelizacji. Dlatego tym sprawom poświęcę wiele uwagi. One rzutują na moją koncepcję Kościoła, który nie jest tylko zbiorowością gromadzącą się na nabożeństwie przy słuchaniu Słowa Bożego, ale wychodzącą na zewnątrz, posłaną do ludzi.

Cieszy mnie to, co słyszę o otwarciu się, ponieważ szerzy się pogląd, że Kościół luterański w Polsce jest pod względem konfesyjnym dość zamknięty, jakby ekskluzywny.

Mnie się wydaje, że każdy Kościół powinien trwać przy swoich źródłach, szukać swoich korzeni, co nie znaczy jednak, ze ma być zamknięty, istnieć tylko dla siebie. Z jednej strony trzeba poznać własną tożsamość, to jest bardzo istotne, a z drugiej strony trzeba być otwartym na sytuację współczesną. Tak często powołujemy się na Lutra, zasłaniamy się nim, mówimy, że Luter to, że Luter tamto, a więc trzeba wszystkie jego wypowiedzi brać pod uwagę, również te, które otwierają człowieka na świat.

– Chodziłoby więc o znalezienie drogi pośredniej między konfesjonalizmem a gotowością do dialogu i zrozumienia innych racji.

– Zdajemy sobie sprawę z tego, że wielu ludzi w naszym społeczeństwie przeżywa pustkę wewnętrzną, nie zadowala ich to, co otrzymali w tradycyjnym wychowaniu. Szukają więc czegoś innego. Z takimi ludźmi nieraz się stykam. Nie możemy się przed nimi zamykać, lecz  ukazywać  im  te  wartości,  które  pielęgnuje  ewangelicyzm,  a  są  to  wartości  bardzo atrakcyjne dla współczesnego Polaka. Ludzi szukających nie można odtrącać, dlatego Kościół powinien wyjść im naprzeciw.

Jak ocenia Ksiądz Biskup stosunki z Kościołem rzymskokatolickim?

– Kościół ten ma niejedno oblicze. Inaczej sprawy wyglądają tutaj, w Warszawie, a inaczej na Śląsku. W każdym razie daje się zauważyć postęp we wzajemnych stosunkach. Ilustracją tego niech będzie udział dwu katolickich biskupów w uroczystości mojego wprowadzenia w urząd. Kiedy ks. bp Zimoń odbywał swój ingres, zaprosił nas, śląski oddział Rady Ekumenicznej, do udziału w tej uroczystości. Teraz z kolei ja zaprosiłem bp. Zimonia. Ponieważ sam nie mógł przybyć, delegował bp. Domina. Bp Nossol zaś został zaproszony jako przewodniczący Komisji Episkopatu ds. Ekumenizmu. Nie da się zaprzeczyć, że są to oznaki rozwoju wzajemnych stosunków.

– Obydwa nasze Kościoły ewangelickie są w społeczeństwie niewielką grupą. Zwykle podkreśla się złe strony tej sytuacji i trudności, jakie z niej wynikają. Narzeka się zwykle na negatywne zjawiska pojawiające się w Kościele diasporalnym. Mnie interesuje pytanie, czy i jakie widzi Ksiądz zalety społeczności mniejszościowej?

– Wiele naszych parafii znajduje się w sytuacji pierwszych chrześcijan. Są matą grupą w otoczeniu większości. Tamta mała grupa miała coś wspaniałego. Spotykała się, trwała w społeczności słowa, modlitwy, Komunii. Łączyła ich miłość, która promieniowała na otoczenie. To była szansa tej grupy. Stało się potem coś zaskakującego. Nastąpiło prześladowanie i w jego wyniku rozproszenie. W Dziejach Apostolskich jest napisane, że ci ludzie rozproszeni nie płakali ani nie narzekali, nie poddawali się, lecz szli i zwiastowali Ewangelię. Diaspora może być twórcza. A zależy to od tego, czy ta mała grupa jest dostatecznie „doinwestowana” pod względem ewangelizacyjno-misyjnym, czy jest zgrana ze sobą i tak prężna, że – choć rozrzucona szeroko – będzie działać jak sól czy kwas. Krótko mówiąc, wszystko zależy od jakości, od tego, czy ma się z czego udzielać innym. Ci pierwsi chrześcijanie, którzy mieli coś do ofiarowania otoczeniu, ostali się. Te prawidła się powtarzają.

Czyli nie narzekać, nie płakać, tylko robić swoje, bo ewangelicy mają co zaprezentować społeczeństwu, mają czym mu służyć.

– Naturalnie, to jest moja dewiza od samego początku i z myślą o małych zborach powiedziałem to w introdukcyjnym kazaniu, aby tych ludzi zachęcić i aby widzieli swe szanse, a nie tylko trudności i przeszkody.

Wydaje się, że istnieje możliwość i potrzeba dawania publicznego wyrazu naszym przekonaniom, które różnią się od zdania większości. Wczoraj skończył obrady nasz Synod, który wydał oświadczenie w sprawie ustawy o ochronie życia poczętego. Wnosi ono do dyskusji szereg ważnych elementów, które całą sprawę ustawiają inaczej, niż czyni to hierarchia i duchowieństwo katolickie.

– Bardzo słusznie, nasi księża i ludzie świeccy odczuwają potrzebę tego. Nieraz też lekarze z poradni dla matki i dziecka dzwonią do nas, bo chcą poznać nasze zdanie, aby mogli odpowiednio radzić matkom ewangeliczkom. Jest wiele spraw, którymi nasza komisja pastoralna powinna się zająć i opracować stanowisko Kościoła w różnych kwestiach publicznych.

Kościołom mniejszościowym, grupom tak małym jak nasze, zagraża mentalność zaściankowa. Czy mimo to mamy możliwość oddziaływania na społeczeństwo?

– Środki masowego przekazu dają dzisiaj możliwość komunikowania naszych opinii i informowania społeczeństwa o tym, co się wśród nas dzieje. Niestety, dziennikarze nie są do tego odpowiednio przygotowani i dlatego często informacja jest fatalna. W Katowicach jednak udało się nam dużo osiągnąć. Bardzo dobrze współpracujemy na przykład z tamtejszą telewizją, która daje w ciągu roku kilka relacji z naszego Kościoła, na przykład z tygodnia ewangelizacyjnego w Dzięgielowie, ze święta Bratniej Pomocy. Był wspaniały program na temat Matki Ewy z okazji stulecia jej urodzin. Na życzenie słuchaczy nawet go powtórzono. Matka Ewa Thiele von Winkler, córka znanego właściciela ziemskiego i przemysłowca, zmieniwszy wyznanie katolickie na ewangelickie założyła „Ostoję pokoju”, ewangelickie zakłady opiekuńcze w Miechowicach koło Bytomia. Najpierw zajęła   się   dziećmi,   sierotami   po   górnikach,   a   potem   otworzyła   domy   dla   starców,   dla chorych, cierpiących. Tych domów było prawie dwadzieścia. Pojechała też do Bielefeldu, gdzie wiele nauczyła się w zakładach Bodelschwinga i po powrocie założyła żeński diakonat. To wszystko zostało nam po wojnie przez władze odebrane, pozostawiono tylko niewielki dom opieki i muzeum Matki Ewy. Warto może przy tej okazji powiedzieć, że obecnie rozwijamy w Bielsku tę działalność. Wspólnie z organizacją „Znaki nadziei” z Frankfurtu n. Menem przygotowujemy dom opieki dla dawnych więźniów obozów koncentracyjnych. Pomieszczenie znajdzie on w jednym z naszych odzyskanych obecnie budynków parafialnych, a prowadzony będzie przez osoby świeckie z naszej parafii.

Czy dostępny tylko dla ewangelików?

– Nie, kilkadziesiąt łóżek tego ośrodka przeznaczy się dla byłych więźniów, bez względu na wyznanie. To będzie taki znak wyjścia na zewnątrz, aby zaradzić potrzebom społeczeństwa. W tej dziedzinie sytuacja przedstawia się przecież tragicznie. Podjęliśmy w naszej bielskiej parafii jeszcze inną inicjatywę: dostarczanie posiłków osobom starszym, samotnym, często leżącym, które nie wychodzą z domu i nie mogą dotrzeć do taniej jadłodajni. Od lat więc nosimy posiłki do domu, ale akcja tak się teraz rozrosła, że będzie chyba trzeba kogoś zatrudnić na stałe. Dotychczas robimy to siłami społecznymi.

Czy to jest bezpłatne?

– Częściowo odpłatne. Renciści, którzy mają pieniądze, chcą partycypować w kosztach. Kiedy przywozi się im obiad, wraz z nim dostarcza się produkty na kolację i na śniadanie, czyli po prostu załatwia zakupy lub realizuje recepty w aptece. Zwracają się do nas również katolicy i kilka osób spośród nich objęliśmy tą opieką, ale więcej nie jesteśmy w stanie zrobić.

W Warszawie powstaje Szpital Ewangelicki, odbudowywany w miejsce dawnego, zburzonego przez Niemców po Powstaniu w Getcie. To będzie bardzo poważna inicjatywa podjęta przez ewangelików na rzecz ogółu społeczeństwa, a nie tylko dla siebie.

– Problem jest bardzo złożony, a ja jeszcze nie zdążyłem zapoznać się ze szczegółami tej sprawy. Będę mógł coś powiedzieć dopiero, gdy zapoznam się z pełną dokumentacją i zbiorę informacje z obu stron. Jestem gotów spotkać się z zarządem Fundacji Szpitala Ewangelickiego i o całej sprawie porozmawiać.

Coraz częściej mówi się o klerykalizacji życia publicznego w Polsce. Jakie miejsce w państwie powinien zajmować Kościół?

– Pan Bóg nie powierzył Kościołowi polityki, tylko służbę pojednania i diakonię. Jest to więc ta sfera życia publicznego, której państwo nie obejmuje. Poza tym Kościół powinien spełniać rolę profetyczno-moralną i krytycznie oceniać postępowanie organów państwowych. Zapytany przez władze państwowe o zdanie w konkretnych sprawach, powinien odpowiedzi udzielić.

A nie pytany?

– Również, w sprawach, które dotyczą Kościoła albo godzą w Ewangelię lub w normy wiary. Rola Kościoła w obecnej sytuacji jest bardzo trudna, tym bardziej że nie mamy doświadczenia współpracy między Kościołem a państwem. Mamy tylko to przykre doświadczenie, kiedy Kościół był oddzielony od państwa, ale nie państwo od Kościoła: władze dyktowały wszystko Kościołowi, a odwrotnie nic powiedzieć nie było wolno. Wskutek tego nie mamy żadnego modelu właściwej współpracy. W każdym razie rozdział Kościoła i państwa jest odpowiednim rozwiązaniem, którego należy się trzymać. To, co dzieje się obecnie, kiedy Kościół rzymskokatolicki dyktuje państwu określone rozwiązania, tez jest nie do przyjęcia. Model państwa wyznaniowego zupełnie mi nie odpowiada. Trzeba szukać wzorców gdzie indziej wypraktykowanych i w miarę możliwości zastosować je u nas.

W czasie obrad Synodu mieliśmy gościa z Londynu, który w imieniu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego na Obczyźnie zadeklarował jego połączenie się z Kościołem macierzystym, ponieważ zaistniały warunki polityczne taki krok umożliwiające. Czy luteranie na emigracji zamierzają postąpić podobnie?

Sytuacja nie jest jednoznaczna. Część luteranów skłania się ku angielskiemu Kościołowi luterańskiemu, ale inna część chciałaby pozostać w związku z nami. Jeśli wziąć pod uwagę brzmienie dekretu prezydenta Rzeczypospolitej na Obczyźnie z 1952 r., to w zasadzie spełnione już są warunki umożliwiające połączenie i powstanie diecezji na obczyźnie. Otrzymałem już pewne propozycje w tej sprawie.

– Na zakończenie chciałbym usłyszeć coś na temat współpracy między naszymi dwoma Kościołami.

No właśnie. Rozmawiałem już trochę o tym z waszym Biskupem. Trzeba  coś zrobić, aby klimat się zmienił. Jestem tą sprawą zainteresowany i z taką inicjatywą wystąpiłem wobec ks. bp. Zdzisława Trandy. Niestety, nie służą temu pewne artykuły zamieszczone w „Jednocie”. Ostatnio, na przykład, artykuł „Bielskie dylematy” poruszył nasze społeczeństwo. Nie jest prawdą, ze myśmy nie pomagali internowanym. Krzywdząca jest opinia, że parafie niewłaściwie rozdzielały dary, które nadchodziły z zagranicy. Wielu ludzi jest tym bardzo wzburzonych. Informacje w artykule zamieszczone są jednostronne i tendencyjne. Bez rozgłosu, zwłaszcza jeśli chodzi o parafie bielskie, dość dużo robiliśmy dla ludzi w potrzebie. Podział był bardzo sprawiedliwy. Należałem do pierwszych, którzy dostarczali na święta paczki do domów osób internowanych. Jeśli zaś chodzi o przeszłość Bielska-Białej, jako siedliska Deutsche Partei, to w zasadzie tworzyli ją przede wszystkim katolicy. Oczywiście, znajdowali się wśród nich również ewangelicy, lecz tacy znani działacze ziomkostw, jak na przykład Hupka i Czaja, są właśnie katolikami. Nie można tego przemilczać. Niestety, autorka nie była dobrze poinformowana.

– Dziękuję za czas, który Ksiądz Biskup nam poświęcił. Jestem też wdzięczny za otwarte przedstawienie swych zastrzeżeń. Autorka pisała to, i tylko to, czego dowiedziała się na miejscu. Jeśli podała jakieś informacje nieprawdziwe lub popełniła błędy, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby je sprostować. Chodzi nam o prawdę, a nie o zadrażnienia. Osoby, które wiedzą, powinny do nas napisać. Jeszcze raz dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał ks. Bogdan Tranda