Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1/2017, ss. 15–16

ks. Jerzy Stahl na Mazurach, lipiec 1996 (fot. Archiwum Barbary Stahl)Był starszy ode mnie zaledwie o rok, a odszedł do wieczności przed dwudziestu laty. O wiele za wcześnie.

Poznałem go, gdy pojawił się w 1964 r. na studiach w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Chylicach pod Warszawą, gdyż tam, w dawnym diakonacie mieściła się uczelnia, która powstała dziesięć lat wcześniej z usuniętego z Uniwersytetu Warszawskiego Wydziału Teologii Ewangelickiej. Jerzy miał wówczas 25 lat, za sobą nieukończone studia na Politechnice Warszawskiej, swoje właściwe powołanie odkrył nieco później niż inni studenci. Był jedynym studentem wywodzącym się z Kościoła ewangelicko-reformowanego i – o ile mnie pamięć nie myli – jedynym, który nie mieszkał na miejscu, lecz na zajęcia dojeżdżał z Warszawy.

Szybko się zaprzyjaźniliśmy, czas wolny między zajęciami spędzał zazwyczaj w naszym czteroosobowym pokoju, gdzie prowadziliśmy gorące dyskusje nie tylko na tematy teologiczne. Jerzy był namiętnym kinomanem i gdy pojawiał się na ekranie jakiś interesujący film, a zajęcia w danym dniu były mniej ciekawe, wówczas oznajmiał nam, że wybiera film. W tym umiłowaniu kina znalazł wśród mieszkańców naszego pokoju sojusznika w osobie Andrzeja Hauptmana, późniejszego proboszcza parafii luterańskiej w Zabrzu i prezesa Synodu Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Obaj byli na tym samym roku studiów, było więc rzeczą oczywistą, że Andrzej pojawił się na pogrzebie Jerzego, wygłaszając wzruszające przemówienie. Nikt wówczas nie mógł przewidzieć, że rok później, w wieku zaledwie 52 lat, również on odejdzie z tego świata.

Za pośrednictwem Jerzego poznałem wkrótce jego żonę Barbarę. Oboje stanowili harmonijną parę, łączyło ich oddanie sprawom Kościoła, lecz zawsze powiązane z otwartością ekumeniczną. Taki charakter miał zresztą miesięcznik JEDNOTA, którego wieloletnim sekretarzem, a potem redaktorem naczelnym była Barbara. Za pośrednictwem obojga miałem okazję poznać bliżej inne osoby z Kościoła ewangelicko-reformowanego, reprezentujące podobny profil ekumenicznej otwartości jak Jerzy i Barbara. Już na ostatnim roku studiów (1966) zamieściłem w JEDNOCIE pierwszy tekst, odtąd przez dobre ćwierć wieku byłem stałym współpracownikiem redakcji.

Jerzy w 1970 r. został ordynowany na duchownego. Przez kilka lat obsługiwał parafie w diasporze – Żyrardów i Żychlin koło Konina. W 1974 r. został proboszczem parafii w Łodzi, w której – wraz z żoną – zaktywizował wielu członków, zorganizował niezwykle aktywną grupę młodzieży, a jednocześnie rozwijał działalność ekumeniczną nie tylko z parafiami Kościołów członkowskich Polskiej Rady Ekumenicznej, lecz także ze środowiskami rzymskokatolickimi, takimi jak Klub Inteligencji Katolickiej czy seminarium duchowne. W tym czasie nasze kontakty siłą rzeczy uległy pewnemu rozluźnieniu, choć jeden raz, będąc w Łodzi z jakiejś okazji, nie omieszkałem zajść do parafii ewangelicko-reformowanej, gdzie miałem okazję zapoznać się z różnymi formami prowadzonej działalności.

W pamięci mam jego wizytę w stanie wojennym w Polskiej Radzie Ekumenicznej, w której wówczas pracowałem, i jego opowieść o pewnym wydarzeniu. Otóż tak zwany Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego zorganizował w Łodzi spotkanie, na które zaprosił m.in. duchownych łódzkich. Ks. Jerzy oczywiście nie poszedł na to spotkanie, lecz niektórzy skorzystali z tego zaproszenia. Jeszcze tego samego dnia można było ich oglądać w łódzkiej telewizji. Kilka dni później jeden z duchownych, który skorzystał z oferty, żalił się ks. Jerzemu, że po niedzielnym nabożeństwie wielu parafian nie chciało mu podać ręki. Jego odpowiedź brzmiała krótko i dosadnie: – Nie chodzi się na takie spotkania.

Chociaż utrzymywaliśmy regularne kontakty, to o pewnym aspekcie jego działalności w stanie wojennym niewiele wiedziałem. Chodzi tu o organizowanie pomocy internowanym bez względu na ich wyznanie. Wraz z żoną Barbarą zainteresowali się więźniami politycznymi osadzonymi w Łowiczu. Ponieważ wśród nich nie było żadnej osoby wyznania reformowanego, przeto nawiązali kontakt z jezuitą o. Stefanem Miecznikowskim i za jego pośrednictwem płynęła do więźniów pomoc w postaci ciepłej odzieży, żywności i podstawowych lekarstw. Prócz tego pomocą objęte były osoby w trudnej sytuacji finansowej, których listę ks. Jerzy otrzymał od Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Łodzi. Część leków i sprzętu medycznego trafiała też do łódzkich szpitali.

Pastorostwo Stahlowie organizowali również pomoc dla osób internowanych na Podbeskidziu. Zainteresowanie tym rejonem wynikało z faktu, że oboje przez wiele lat spędzali wakacje w Wapienicy koło Bielska-Białej w domu wypoczynkowym „Betania” należącym do Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Przez ten czas nawiązali wiele kontaktów i przyjaźni, co potem w stanie wojennym ułatwiało im organizowanie pomocy dla internowanych. Związkowcy nie zapomnieli o tej działalności i w piętnastą rocznicę stanu wojennego ich delegacja odwiedziła państwo Stahlów i wręczyła ks. Jerzemu odznakę NSZZ Solidarność Regionu Podbeskidzia.

Ks. Jerzy był autorem wielu artykułów na temat historii i doktryny Kościoła ewangelicko-reformowanego. Toteż doroczna konferencja teologiczna księży Kościoła ewangelicko-augsburskiego w związku z 500. rocznicą urodzin reformatora Marcina Lutra zaprosiła go we wrześniu 1983 r. do przedstawienia referatu nakreślającego „Obraz Lutra w opinii reformowanych”. Referat – delikatnie rzecz ujmując – nie podobał się wielu słuchaczom, gdyż znalazły się w nim liczne akcenty krytyczne, które nie pasowały niektórym do ich wyidealizowanego obrazu reformatora. Piszący te słowa jakiś czas później sam znalazł się w podobnej sytuacji, gdy na łamach JEDNOTY opublikował tekst ukazujący niezbyt chlubne wypowiedzi Lutra na temat Żydów. Najdelikatniejsze słowa krytyki brzmiały wówczas: „Po co o tym pisać”. Jednak odnoszę wrażenie, że aktualnie środowisko mojego Kościoła jest już bardziej otwarte na tego rodzaju krytykę.

Nagła śmierć ks. Jerzego podczas przygotowań do niedzielnego nabożeństwa wstrząsnęła wieloma ludźmi. Dla nas, jego bliskich przyjaciół, był to po prostu szok. Pamiętam nabożeństwo żałobne, podczas którego nie byłem w stanie się skupić, śpiewać kolejnych pieśni, przepełniał mnie ogromny żal. Drogi Przyjacielu, odszedłeś zbyt wcześnie, jeszcze przez wiele lat mogłeś służyć swojemu Kościołowi, a swoich bliskich i przyjaciół obdarzać swoim charakterystycznym uśmiechem. Do zobaczenia Tam.

* * * * *

Karol Karski – profesor teologii ewangelickiej, luteranin, ekumenista, emerytowany pracownik naukowy Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie

 

Na zdjęciu: ks. Jerzy Stahl podczas wakacji na Mazurach, koniec lipca 1996 r. (fot. Archiwum Barbary Stahl)