Drukuj

NR 1/2012

Dorotka udała się Panu Bogu

Dorota Niewieczerzał (fot. Archiwum)Żal. Dotkliwe poczucie straty. Bezpowrotności. Nieodwracalności zdarzeń. Niedowierzanie, że w ogóle jest jakieś dziś i jutro. Zadziwienie, że sprawy mimo wszystko toczą się dalej, że życie trwa, choć nasz świat legł w gruzach.

Tak reagujemy w sytuacji, gdy umiera najbliższa nam osoba. W tym krótkim opisie Czytelnik, który doświadczył rozstania na zawsze z kimś naprawdę bliskim, odnajdzie jakąś cząstkę własnych reakcji i przeżyć. Ja tak opłakuję Dorotkę – moją uczennicę ze szkoły niedzielnej, wychowankę kolonijną, bliską współpracowniczkę mojego męża, przyjaciółkę i powierniczkę. Chcę o niej napisać nie jako o „filarze” kościelnym, lecz jako o osobie prywatnej, bliskiej mi i drogiej.

Na wieść o jej śmierci ktoś w parafii warszawskiej powiedział: „Czy w niebie mają deficyt, że tak wcześnie zabierają najlepszych spośród nas?”. Pobrzmiewa w tej wypowiedzi  niezgoda na to, co się stało, i buntownicze „dlaczego”, które w takiej chwili rzucamy jak wyzwanie Temu, kto rządzi naszym życiem i śmiercią. Zapewne niejeden z nas tak właśnie myśli: dlaczego Bóg tak wcześnie, po ludzku sądząc – za wcześnie, zabiera najlepszych spośród nas?

Dorotka bez wątpienia...

Barbara Stahlowa

 

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl

Zobacz też: Aby ten łańcuch się nie przerwał

 

 

Barbara Stahlowa i Dorota Niewieczerzał w ogrodzie w Kamieńczyku (fot. zbiory prywatne)

Na zdjęciach: