Drukuj
NR 3-4 / 2010

Ks. Adam Pilch lecąc ze swoją posługą 10 kwietnia do Katynia reprezentował Ewangelickie Duszpasterstwo Wojskowe, a więc i nasz Kościół Ewangelicko-Reformowany. A więc w służbie i naszemu Kościołowi oddał życie. Jako zwykli parafianie poszliśmy w dniu 11 kwietnia do jego zboru – Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie – aby łączyć się z najbliższymi Adama, z jego parafią i Kościołem w modlitwie, i wspierać w bólu, który przeżywają.
     Jego posługa w parafii przynosiła widoczne efekty. Bywając tam niejednokrotnie spotykałem się z ogromną życzliwością i ciepłem. Po nabożeństwie 11 kwietnia przytulaliśmy się do siebie, często z oczami pełnymi łez i dziękowaliśmy sobie, że możemy być razem.
    Adam był człowiekiem niewylewnym, ale serdecznym. Skromnym i godnym. Pomimo jego młodego wieku utożsamiałem go z tak zwaną starą generacją duchownych, którzy swoje powołanie do służby w Kościele traktowali właśnie jak powołanie, a nie jak wykonywany zawód, za który otrzymują pieniądze. On rozumiał, że jest duchownym i rozumiał co to znaczy. Że ludzie patrzą na niego wjakiś szczególny sposób i szczególnego zachowania od niego wymagają. Potrafił się z tą służbą w pełni zidentyfikować. Można powiedzieć humorystycznie, że nawet w piżamie był księdzem. Nie grał nigdy roli „równiachy”, który za wszelką cenę musi się przypodobać wszystkim. Był po prostu na wskroś człowiekiem. Niewojowniczy a jednocześnie potrafiący powiedzieć swoje, nie zawsze popularne zdanie. Nie bał się, że może się tym komuś narazić, czy że nie będzie to po czyjejś myśli.
    Jego ewolucyjna praca w Parafii Wniebowstąpienia Pańskiego zaowocowała tym, że stała się ta parafia taką zwykłą ciepłą społecznością. Miejscem, w którym po prostu człowiek czuje się dobre, tak jak czuł się dobrze w towarzystwie Adama.
    Jeszcze miesiąc temu byłem w Jego rodzinnym domu w Wiśle, gdzie spędzałem ferie zimowe wraz z synem. Jeździliśmy z Adamem i jego córką, Emmą, na nartach, a wieczorem gadaliśmy po prostu o życiu. Będę go wspominał jako prawdziwego duszpasterza, dobrego duchownego oraz szlachetnego człowieka.

Władysław Scholl