Drukuj

ImageNR 1-2 / 2008

WSPOMNIENIE W 100-LECIE URODZIN

Ks. Jarosław Niewieczerzał urodził się 3 lutego 1908 roku w Łodzi. Rodzice jego, Elżbieta z Bureszów i Jan, pochodzili z Kucowa. Ojciec był przez wiele lat opiekunem parafii ewangelicko-reformowanej w Łodzi, w początkowym okresie jej istnienia, potem zaś kantorem (świeckim kaznodzieją i organistą) w parafii kucowskiej. Warto podkreślić, że z siedmiorga dzieci Elżbiety i Jana prawie wszystkie wybrały zawody wymagające powołania. Dwaj synowie zostali duchownymi, troje dzieci – nauczycielami, jedna z córek – lekarzem pediatrą. Jedynie najmłodszy syn wybrał zawód chemika, ale, po przejściu na rentę i osiedleniu się w Kucowie, pracował tam jako świecki kaznodzieja i organista, a następnie jako ordynowany diakon.
     Ks. Jarosław ukończył szkołę średnią w Radomsku, a studia teologiczne odbył w Warszawie na Wydziale Teologii Ewangelickiej, gdzie uzyskał dyplom w 1939 roku. 2 października tego roku, zaraz po oblężeniu Warszawy, został ordynowany i skierowany do parafii w Zelowie. Przybył tu wraz z rodziną: z żoną Karoliną ze Stockingerów i pięciomiesięcznym pierworodnym synem. Służbę swoją rozpoczął w trudnym okresie niemieckiej okupacji, ze wszystkimi jej ciężarami i niebezpieczeństwami. Mieszkał w zawilgoconej i zagrzybionej tzw. starej plebani, pochodzącej z 1828 roku, zbudowanej wadliwie, bez odpowiedniej izolacji. Nową plebanię, którą zaczęto budować przed wojną, zajął komisarz niemiecki. Nakazał parafianom wykończyć prace budowlane, by sam mógł w owej plebani zamieszkać. Obojętny mu był, oczywiście, los księdza, u którego pojawiło się wkrótce drugie dziecko.
     Wielką zasługą ks. Niewieczerzała w tym okresie było aktywne przeciwstawienie się niemieckiej akcji, która miała na celu zmuszenie zelowskich Czechów do podpisywania volkslisty. Taką presję wywierano zwłaszcza na rodzinach spokrewnionych z zamieszkałymi w Zelowie i okolicy luteranami, potomkami kolonistów niemieckich, którzy osiedlili się tam bodajże w XVIII stuleciu. Gdy niektórzy parafianie zaczęli ulegać naciskom, ks. Niewieczerzałowi udało się skutecznie wpłynąć na zmianę postawy zelowskich Czechów. W ten sposób uchronił parafię przed ową niemiecką akcją, która miałaby zgubne, wręcz tragiczne, skutki.
     W Zelowie ks. Jarosław pracował dziesięć lat. Administrował jednocześnie oddaloną o około trzydzieści kilometrów parafią w Kucowie. Zadanie to ułatwił mu fakt, że kantorem był tu jego ojciec, Jan Niewieczerzał, który spełniał swoje zadanie bardzo dobrze i w sposób odpowiedzialny. Ks. Jarosław po aresztowaniu ks. Jerzego Jelena obsługiwał również parafię w Łodzi. Na pierwszym powojennym synodzie został wybrany radcą duchownym Konsystorza, którą to funkcję piastował do 1955 roku.
     Po wojnie ks. Jarosław przeżył trudny okres drastycznego kurczenia się swojej parafii, która początkowo liczyła kilka tysięcy członków. Otóż większość zelowskich parafian zmuszona została do emigracji do Czechosłowacji. Władze tego państwa zachęcały zelowskich Czechów, by wracali do „ojczyzny przodków”. Chodziło o zaludnienie obszarów w Sudetach, skąd masowo wysiedlono zamieszkałych tam Niemców. Zarazem do wyjazdu zmuszały Czechów napady i rabunki ze strony miejscowych złoczyńców. Jednym z ich przywódców był komendant miejscowej Milicji Obywatelskiej. Hasłem owej niechlubnej akcji (której sprzeciwił się nowy komendant milicji nazwiskiem Król) była nacjonalistyczna idea Polski, czystej pod względem narodowym i wyznaniowym. Podobno ówczesny wojewoda łódzki, gdy delegacja zelowskich Czechów udała się do niego po pomoc, miał powiedzieć: Czesi niech sobie idą do Pragi. Tak więc ks. Niewieczerzał z ciężkim sercem patrzył, jak jego parafia pustoszeje. Była nawet obawa, że zniknie z tego terenu.

Ks. bp Zdzisław Tranda

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl