Drukuj

NR 8-9 / 2004


Poniższy tekst o książce ks. Alfreda Jaguckiego napisałem tydzień przed śmiercią tego sędziwego, dziewięćdziesięcioletniego duszpasterza. Umarł po bardzo długiej, ciężkiej chorobie, wycieńczony, pragnący zakończyć życie. W chorobie był troskliwie pielęgnowany przez żonę i personel Domu Opieki "Emaus" w Dzięgielowie koło Cieszyna, którego dyrektorem i duszpasterzem był przez szereg lat, w którym wraz z żoną mieszkał. Po nabożeństwie w kościele Jezusowym w Cieszynie, w którym od 1963 roku wygłaszał kazania jako proboszcz tamtejszej parafii ewangelicko-augsburskiej, pochowaliśmy go na cmentarzu w tym mieście, przy udziale licznych rzesz ludzi, nie tylko parafian, oraz wielu duchownych.
Niech ten artykuł będzie moim wspomnieniem o księdzu Alfredzie Jaguckim, wybitnym duchownym Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP, którego mogę nazywać moim przyjacielem.

Księdza Alfreda Jaguckiego wspomnienia z Mazur

Niedawno, dzięki Mazurskiemu Towarzystwu Ewangelickiemu w Olsztynie, ukazała się książka ks. dr. Alfreda Jaguckiego Mazurskie dole i niedole.

Ks. dr Alfred Jagucki pracował na Mazurach 18 lat (1945-1963), najpierw w Sorkwitach, a potem w Szczytnie. Przez 5 lat - od 1958 do 1963 roku - po niespodziewanej śmierci ks. seniora Edmunda Friszkego, był seniorem diecezji mazurskiej. Pracował więc na tym terenie w najtrudniejszym czasie, kiedy ważyły się późniejsze losy ludności mazurskiej. Pisarz mazurski Edwin Kruk, który podjął się przygotowania wspomnień do druku, pisze w przedmowie: (...) Ks. dr Alfred Jagucki był pierwszym ewangelickim duchownym, który w roku 1945 przybył na Mazury (...), zapewne, gdyby nie okoliczności zewnętrzne i restrykcje, jakich doznawał ze strony urzędników państwowych w regionie, jego pobyt i praca na Mazurach trwałyby o wiele dłużej aniżeli do roku 1963. Poświadczają to kopie dokumentów, z którymi mogłem się zapoznać.

Mazury - to był teren ciężkiej pracy, ogromnych stresów i wręcz rozpaczy, która ogarniała pracujących tam księży oraz aktywnych działaczy mazurskich. To był także teren niepojętych szykan i wręcz prześladowań ewangelickiej ludności mazurskiej. Dziś trudno zrozumieć, jak to było możliwe, że zaraz po wojnie rozpętały się nacjonalistyczne i antyewangelickie nastroje w różnych stronach naszego kraju. Podobną sytuację jak na Mazurach można było obserwować w parafiach ewangelicko-reformowanych pochodzenia czeskiego w Zelowie i Kucowie, gdzie doprowadzono do masowej emigracji potomków braci czeskich. Tyle że ten okres trwał tu znacznie krócej. Gdy przyszedłem jako pastor do Zelowa w 1952 roku, zastałem tu niezabliźnione wówczas jeszcze rany, ale już nie było aktów gwałtu, nienawiści. Już panował spokój. Ale wówczas dowiedziałem się, że ludzie, którzy gnębili ewangelicką ludność pochodzenia czeskiego, wyznawali tragicznie prymitywną zasadę: "Polska musi być czysta jak łza" (pod względem narodowym i wyznaniowym).

Ks. bp Zdzisław Tranda

Pamięci księdza dr. Alfreda Jaguckiego - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl