Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1 / 2003


...ludzie wybrani na posłańców Najwyższego rzadko kiedy zdają sobie sprawę, że są posłańcami.
Lawrence Kushner, Miód ze skały

I poszedł Tobiasz poszukać człowieka, który wyruszy razem z nim, a będzie znał drogę. A gdy wyszedł, spotkał stojącego przed sobą anioła Rafała, a nie wiedział, że jest to anioł...
Tb 5, 4

Jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus.
Mt 23, 10

Mistrzowie mojej wiary... Było ich tak wielu! Tych, którzy uczyli mnie modlitwy, pierwsi opowiedzieli o Jezusie i włożyli mi do rąk Ewangelię, i tych, którzy jednym słowem albo gestem - często w ogóle nie zdając sobie sprawy, że właśnie mnie "ewangelizują" - pokazywali mi Twarz Boga.

Tak trudno ich wszystkich wymienić... A z drugiej strony - tak trudno mi o nich zapomnieć...

Jeden z pierwszych kroków w "dorosłość" mej wiary zawdzięczam ks. Franciszkowi Blachnickiemu i jego oazom. To właśnie dzięki oazie zrozumiałem, że chrześcijaństwo nie jest czymś "obok" codzienności: odrębną strefą, w którą zanurzamy się w niedzielę, wchodząc do kościoła. Blachnicki nauczył mnie, że wiara jest światłem, które ma oświecać całe moje życie, każdą jego chwilę. I jeszcze, że po owocach poznacie ją. Na oazie uczyłem się czytać Pismo Święte (i sięgać po nie, kiedy człowiekowi trudno) i pokochałem liturgię, która wcześniej wydawała mi się niezrozumiałym teatrem; teraz zacząłem w niej widzieć okno, przez które można zobaczyć dużo więcej i dużo głębiej.

A potem "wyrosłem" z oazy. A ona - jak przystało na polską wersję teologii wyzwolenia - nie zatrzymywała mnie przy sobie, pozwoliła mi odejść, dała mi wolność. Jak prawdziwy mistrz.

Wyjechałem na studia i trafiłem do duszpasterstwa akademickiego u krakowskich dominikanów. Działało tam wówczas, w drugiej połowie lat 70., trzech charyzmatycznych duszpasterzy. Jednym z nich był o. Jan Andrzej Kłoczowski. Do dziś pamiętam pierwsze spotkanie z "Kłoczem" i jego słowa: Chrześcijaństwo to nie światopogląd, to wydarzenie. W tym duchu nas wychowywał: do życia wiarą i do dawania świadectwa. Naszym ówczesnym patronem był, jak przypuszczam, Dietrich Bonhoeffer (wtedy po raz pierwszy usłyszałem to nazwisko). Czytaliśmy Conrada i Herberta (Bądź wierny. Idź) i namiętnie dyskutowaliśmy, np. o kompromisie. Dziś myślę, że ojciec Kłoczowski przygotowywał nas do... męczeństwa. Niekoniecznie do przelania krwi; przecież, jak wiadomo, tradycja chrześcijańska zna rozmaite rodzaje męczeństwa (można być "białym" męczennikiem, mężnie znoszącym codzienne cierpienie).

"Kłocz" był mistrzem chrześcijaństwa heroicznego. Ale przygotował mnie także do lektury teologów, uczył stawiania pytań. Bo - jak lubił powtarzać - wiara szuka zrozumienia. I jeśli dziś sięgam po książki Bubera, Tillicha, Evdokimova czy Rahnera - wiem, komu to zawdzięczam.

Janusz Poniewierski

Bądź wierny. Idź - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl