Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1 / 1997

Kiedyśmy żegnali w obrzędzie pogrzebowym ks. Bogdana Trandę, była to sobota, a ja przypomniałem sobie jego wkład w dialog chrześcijańsko-żydowski. W Kościele rzymskokatolickim był to dzień wspomnienia liturgicznego św. Wacława, króla, męczennika, patrona i bohatera narodowego Czech, pierwszego świętego Słowianina, wigilia nie obchodzonego w tym roku – ze względu na niedzielę – święta archaniołów Michała, Gabriela i Rafała, z których jeden jest moim patronem. Podczas imienin i innych spotkań serdecznie wspominałem z przyjaciółmi i znajomymi Zmarłego, także jego humor i cięty język. Wspominałem jego dowcip i dowcipy, inteligencję i krytycyzm, niezależność myślenia i działania. Wspominałem jego krytycyzm, który był zawsze otwarty na racje drugiego chrześcijanina: Ksiądz Bogdan umiał też słuchać, przyznać rację, ustąpić. Umiał również bronić swoich racji. Dyskusje z nim były dla mnie zawsze wzbogacające.

Bogdanie, to nie jest mój katolicki rewanż za Twoje protestanckie złośliwości, że Ciebie, rasowego ewangelika, pośmiertnie sytuuję wśród świętych; a przecież można jeszcze dorzucić Hieronima, z 30 września, po archaniołach, i Mateusza, którego świętujemy 21 września, w dniu Twojej śmierci. Ci ostatni muszą Ci być bliscy: tłumacz Biblii i autor Ewangelii (nie mówiąc o archaniołach, jeszcze bardziej biblijnych). A wszyscy oni są nam wspólni, sprzed Reformacji.

Ciebie zaś będę pamiętał nie tylko dzięki Twoim złośliwościom, zmuszającym do myślenia i do rewizji myślenia, ale także dzięki Biblii, którą stale nosiłeś z sobą i którą otwierałeś nie tylko na nabożeństwach... I trzeci powód wdzięcznej pamięci, ściśle z poprzednimi związany, to Twój szczególny, wymagający, twórczy ekumenizm.

Zanim poznałem osobiście Księdza Bogdana, znałem „Jednotę” i on skojarzył mi się z nią na zawsze, a ona -z autentycznym ekumenizmem. Propagowałem ją więc we Wrocławiu, potem w Zgorzelcu i wreszcie w Warszawie. Cieszyłem się biblijnymi stronicami pisma, korzystałem z drukowanych w nim modlitw, śledziłem informacje ekumeniczne z kraju i ze świata, ale ekumenizmu uczyłem się przede wszystkim na polemicznej rubryce „Co Wy na to?” Podejrzewałem – nie wiem, czy do końca słusznie – że ta rubryka (i modlitwa) jest jego autorstwa, bo taki sam był w rozmowie prywatnej i w wystąpieniach publicznych... Smakowałem ten ekumenizm, który nie był wersalski, w białych rękawiczkach, a przez to rzeczywiście „poszerzał obszar jedności” (Jan Paweł II). Zrozumiałem, że prawdziwy ekumenizm to także pełna szczerość, to mówienie bratu (siostrze) w Chrystusie pełnej prawdy, choćby była bolesna...

Przyjacielu, dzięki Ci za wszystko. Do zobaczenia w Królestwie pełnej Ekumenii, gdzie już nie będzie podziału na większość i mniejszość, na chrześcijan lepszych i gorszych, ale gdzie – jak ufam – śmiać się na pewno będzie wolno (dlatego chciałbym być tam gdzieś blisko Ciebie).

Ks. Michał Czajkowski
[Prof. dr hab., biblista, kierownik Katedry Teologii Ekumenicznej w Akademii Teologii Katolickiej]