Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1 / 1997

Niespełna dla lata temu, w ostatnią niedzielę stycznia, wracałam z dalekiej podróży przywołana niespodziewaną śmiercią męża. Gdy po południu dotarłam do domu, wiele osób ze wzruszeniem opowiadało mi o głębi zwiastowania ks. Bogdana Trandy, który tej smutnej niedzieli przyszedł na nabożeństwo do naszej luterańskiej świątyni pw. Świętej Trójcy. Chciał dzielić z parafią jej przeżycia, przynieść pociechę w Bożym Słowie, razem się modlić. Modlił się też o Bożą pomoc dla mnie, a przecież modlitwa była mi w czasie tej podróży tak bardzo potrzebna!

Na pogrzeb jednak nie mógł przyjść, bo już w dzień po tym niedzielnym nabożeństwie dała o sobie znać wyniszczająca go choroba. Zatelefonował tylko do mnie, zapewniając o swojej modlitwie i o tym, że jest razem ze mną sercem i myślami. Jego żona napisała serdeczny list. Pisała m.in.: “...Bogdan leży od tygodnia tak chory, że nie jest w stanie nawet napisać do Ciebie”.

Bóg jednak darował mu jeszcze siły, że mimo choroby mógł nadal pełnić swą służbę – również i w naszej parafii. Na parafialnym spotkaniu – były to tzw. “Rozmowy o wierze” – przybliżał nam zasady Kościoła ewangelicko-reformowanego, a zwłaszcza wyjaśniał naukę o predestynacji. Pod koniec stycznia ub.r. również był z nami na wspólnym spotkaniu Kół Pań i Diakonii z czterech ewangelickich parafii warszawskich. Na początku września podobne spotkanie odbyło się w parafii ewangelicko reformowanej i wtedy członkinie grupy diakonijnej dzieliły się z nami swym bólem z powodu ciężkiego stanu chorego duszpasterza, i prosiły nas o modlitwę. Kilka dni później odszedł do Pana.

Wszystkie lata służby mojego męża, duchownego ewangelicko-augsburskiego, ściśle były związane ze służbą Księdza Bogdana, którego poznałam jeszcze przed moim ślubem w Sopocie. Był wtedy duchownym w Gdańsku i wrócił właśnie z Poznania, gdzie odprawiał nabożeństwo (opiekował się bowiem także współwyznawcami w diasporze). Wkrótce miałam zostać w Poznaniu pastorową, więc jego spostrzeżenia dotyczące tej parafii były dla mnie bardzo ważne. Następne nasze spotkanie nastąpiło kilka lat później, na ekumenicznym obozie młodzieży na Wangu w Karpaczu, gdzie poznałam również jego rodzinę.

W latach 1963-1980 mój mąż i ja mieliśmy szczęście pracować w poznańskiej parafii ewangelicko augsburskiej, w której żyliśmy razem jak jedna rodzina – luteranie i ewangelicy reformowani. Mam nadzieję, że nie jest to tylko moje odczucie, ale że tak samo odczuwali i odczuwają to nadal poznańscy parafianie. Nikt tam nie zastanawiał się, kto jest jakiego wyznania, wspólnie uczestniczyliśmy w nabożeństwach, dzieci razem chodziły na lekcje religii, wspólne były spotkania młodzieży. Kilka razy w roku przyjeżdżał do nas także duchowny ewangelicko reformowany i był to przeważnie ks. Bogdan Tranda. Odprawiał nabożeństwo, a mąż wtedy wyjeżdżał w teren, bo parafia poznańska jest bardzo rozległa. I tylko czasami, przy przyjmowaniu Komunii Świętej, można było poznać, kto jest jakiego wyznania, ale przecież to nas nie dzieliło. Dziś wydaje się to takie naturalne, zwłaszcza że istnieje już oficjalnie między naszymi Kościołami wspólnota sakramentów i urzędu pastorskiego, ale w tamtych czasach to wcale nie było takie oczywiste. Jakże bardzo zdziwiło i zasmuciło nas oficjalne pismo od władz kościelnych, które nadeszło po notatce prasowej o wspólnym uroczystym nabożeństwie komunijnym w Poznaniu, z udziałem ks. bp. Jana Niewieczerzała. Teraz jednak to już na szczęście historia.

Ksiądz Bogdan zawsze łączył przyjazd do Poznania z odwiedzinami u współwyznawców, ale najczęściej przy tej okazji odbywały się też spotkania dla wszystkich parafian. I jak głębokie i pełne żaru było jego zwiastowanie Słowa Bożego w kościele, tak i na tych spotkaniach jego wystąpienia były bardzo dynamiczne, rzeczowe, a czasami trochę przekorne, ale zawsze bardzo otwarte, szczere i poszerzające horyzonty. W czasie pobytów w Poznaniu był gościem w naszym domu i była to okazja do rozmowy, szczególnie na tematy kościelne, ekumeniczne i polityczne. Przede wszystkim jednak wspólnie szukaliśmy nowych dróg działania, a także wypracowywaliśmy stanowiska w trudnych sytuacjach.

Księdza Bogdana i mojego męża łączyła nie tylko wspólna służba parafialna, ale też współdziałanie w Komisji Młodzieży Polskiej Rady Ekumenicznej, w Ekumenicznej Radzie Młodzieży Europy i związane z tym współorganizowanie ekumenicznych spotkań młodzieży, kontakty z grupami zagranicznymi. A potem, z biegiem lat, gdy przestały to być spotkania młodzieży, nadal łączyła ich współpraca w wielu kręgach ekumenicznych.

Tak często wspólnie stawali przed ołtarzem w czasie różnych nabożeństw ekumenicznych... A teraz już obydwaj, w tak niedługim odstępie czasu, odeszli od nas na spotkanie z Panem, którego zwiastowali i któremu służyli.

Ewa Walter
[Nauczycielka matematyki, żona śp. ks. sen. Jana Waltera, przewodnicząca Krajowego Komitetu Światowego Dnia Modlitwy Kobiet]