Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11 / 1996

Cl, KTÓRZY ZGINĘLI...

Pomimo iż już od siedmiu lat nie ma w naszym kraju cenzury, w rubryce „Ci, którzy zginęli...” po raz pierwszy piszemy o tych, którzy stali się ofiarami terroru radzieckiego. Dopiero bowiem w ostatnich latach zaczęły do nas napływać, nieliczne zresztą, materiały o losach ewangelików reformowanych „na nieludzkiej ziemi”. W tym miejscu pragnę nakłonić naszych Czytelników do lektury książki „Po wyzwoleniu... 1944-1956”, wydanej początkowo przez paryską „Kulturę” w 1985 r., a następnie w roku 1990 w Poznaniu przez wydawnictwo „W drodze”. Autorką tej książki jest prof. Barbara Skarga, odznaczona niedawno orderem Orła Białego, nasza parafianka, która w sposób prosty i beznamiętny opisuje swoje koleje losu w Związku Radzieckim już po zakończeniu wojny. Jest to szczegółowy opis najróżniejszych realiów życia więźniów i zesłańców oraz wstrząsająca relacja o metodach oddziaływania na psychikę przesłuchiwanych.

Jak dobrze wiemy, nie wszystkim udało się stamtąd wydostać. Nie powiodło się to m.in. dwóm braciom ze starej i zasłużonej rodziny reformowanej Nekandów-Trepków. O Antonim i Władysławie piszę na podstawie materiałów dostarczonych przez ich krewną, panią Marię Nekandę-Trepkę. Najpierw dane z otrzymanej ankiety: „Antoni Lucjan NEKANDA-TREPKA, syn Stanisława Franciszka i Antoniny z domu Niesłuchowskiej, urodził się 11 lutego 1877 r. w Mińsku Litewskim. W październiku 1939 r. został aresztowany przez NKWD prawdopodobnie za całokształt działalności w organizacjach białoruskich, możliwe że również – po 1 września 1939 r. – w konspiracyjnych organizacjach polskich. Więziony na Łukiszkach w Wilnie, został zesłany do łagru, a zwolniony po umowie Sikorski-Majski, zmarł w październiku 1942 r. w Czornej Reczce w Kazachstanie z wycieńczenia i ran na nogach”.

A teraz, korzystając z prywatnego listu pióra syna Kazimierza z 27 VI111980 r., nieco rozszerzę ten biogram: „Antoni Lucjan Nekanda-Trepka urodził się w roku 1879 [!]. [...] [Jego ojciec] Stanisław był inżynierem i pracował na kolei w Mińsku Litewskim, a jako młody człowiek brał udział w powstaniu 1863 roku i prawdopodobnie dlatego studiował za granicą, w Liege. Zarówno Antoni, jak i jego rodzeństwo byli wychowani w duchu patriotycznym – najmłodszy z rodzeństwa Kazimierz zginął w Legionach w czasie I wojny światowej. [...]

Matka Antonina była siostrą Jana Niesłuchowskiego, który pod pseudonimem Janka Łuczy ny wydał w 1908 roku zbiorek wierszy po białorusku. Prawdopodobnie stąd zainteresowania Ojca sprawą białoruską, gdyż często bywał jako uczeń w majątku Zacierzew, gdy mieszkał tam wuj Janek.

Po ukończeniu gimnazjum w Mińsku studiował w latach 1897-1903 w Instytucie Technologicznym w Petersburgu, który ukończył z odznaczeniem zdobywając tytuł inżyniera technologa. Następnie wyjechał do Liege, gdzie uzyskał tytuł inżyniera elektryka w roku 1904. W czasie studiów w Petersburgu brał udział w ruchu studenckim, a nawet był aresztowany”.

Dalszy ciąg listu już z konieczności skracam: „Pracował kolejno w Warszawie, Petersburgu, Moskwie, a w 1919 roku powrócił do Mińska, gdzie uczył w Instytucie Pedagogicznym białoruskim. Szybko został aresztowany przez bolszewików jako zakładnik i był wysłany do Smoleńska, skąd powrócił po wymianie jeńców w 1920 roku. Następnie mieszkał w Wilnie i poświęcił się całkowicie działalności kulturalnej i pedagogicznej biorąc udział w pracach Towarzystwa Szkoły Białoruskiej i białoruskich organizacjach. Natomiast nie był zaangażowany w działalność polityczną, gdyż uważał, że ktoś musi zajmować się pracą oświatową uświadamiającą lud. Napisał i wydał podręczniki do fizyki i kosmogonii po białorusku. Do tych dwu dziedzin nauki był specjalnie przywiązany. Wykładał je w Państwowej Szkole Technicznej będąc jednoczesne dyrektorem Białoruskiego Gimnazjum.

Po wejściu bolszewików do Wilna został aresztowany w październiku 1939 roku i skazany na 10 lat obozu przymusowej pracy, i wywieziony na Syberię do obozu Jaja. Stamtąd przyszły pierwsze wiadomości. Pracował jako robotnik pod gołym niebem, a potem w kantorze. W listach, które przychodziły do Wilna, prosił o żywność. Po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej w 1941 roku wiadomości urwały się i dopiero w 1944 roku drogą okrężną przyszła wiadomość, że umarł gdzieś na Syberii w 1942 roku”.

W innym liście, udostępnionym z rodzinnych zbiorów, czytam: „...jedno jest pewne, a mianowicie że ciężko zapłacił za swoją miłość do Białorusi i tego ludu, bo to właśnie było powodem jego wywiezienia, późniejszych cierpień i tragicznego końca. W moim pojęciu był on socjalistą w szlachetnym i nieco utopijnym tego słowa znaczeniu. To był wpływ tamtego środowiska inteligenckiej młodzieży uwielbiającej ciemiężony lud i marzącej o wyzwoleniu go spod przemocy carskiej władzy. On naprawdę wierzył, że lud wyposażony we władzę wprowadzi raj na ziemi”.

Z nie podpisanego i bez daty wspomnienia o Antonim dowiaduję się więcej o jego pobycie w łagrze: „...z niedomówień w liście wynika, że współtowarzyszami są pospolici przestępcy i kryminaliści, co czyni współżycie uciążliwym. Również praca fizyczna, której wyniki oceniane są według obowiązujących w łagrze norm, jest ciężka i przekraczająca możliwości człowieka starszego i wątłego. Niewykonywanie norm powodowało zmniejszenie skąpych racji żywnościowych. Uwięzionym przysługiwało prawo pisania raz na miesiąc listów do rodziny. Mogli też otrzymywać odpowiedzi. [...] Po zawarciu umowy Rządu Polskiego w Londynie z rządem ZSRR w 1941 roku Antoni został zwolniony z obozu i udało mu się nawiązać kontakt z bratem, emerytowanym podpułkownikiem WP, który wraz z żoną i synem był również wywieziony do Kazachstanu. Stamtąd usiłowali się przedrzeć do Iranu. Niestety brat zmarł z wycieńczenia jeszcze na terenie ZSRR. O dacie śmierci Antoniego na Syberii i jej okolicznościach nie udało się ustalić bliższych wiadomości”. Maria Nekanda Trepka podsumowuje tę tragedię krótko: „Niewątpliwie Antoni zmarł w drodze do Andersa”.

I znów z nadesłanej ankiety, ale również z metryki, listu i życiorysu, próbuję odtworzyć losy drugiego z Trepków: Aleksandra Władysława (lub tylko Władysława, jak podaje metryka). Otóż przy-rodni brat Antoniego – Władysław NEKANDA-TREPKA urodził się w Mińsku Litewskim 1 lutego 1884 r., a ochrzczony został 15 kwietnia tegoż roku. Był on synem Stanisława Franciszka i Stefanii z Oziębłowskich. (Dane te podaje metryka urodzenia i chrztu wystawiona w Wilnie 4 grudnia 1939 r. przez ks. sup. Konstantego Kurnatowskiego. W nagłówku dokumentu skreślono „Rzeczpospolita Polska” i „Województwo Wileńskie”, a napisano „Republika Litewska”.)

Studia miernicze Władysław rozpoczął w Petersburgu, lecz został usunięty z uczelni za udział w politycznym strajku studentów. Do armii rosyjskiej powołany został w 1914 r., a wojnę zakończył w randze majora jako specjalista od interpretacji zdjęć lotniczych przy sztabie gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego w Bobrujsku. Po wojnie był wcielony do lotnictwa i stacjonował w Warszawie, ale już w 1922 lub 1923 r. został wyznaczony na stanowisko dowódcy składów lotniczych w Dęblinie. W roku 1927 na własne żądanie przyniesiono go do artylerii (już w stopniu podpułkownika), żeby w dwa lata później przenieść w stan spoczynku. Jego stosunek do wojska charakteryzuje fakt, że zawsze – kiedy to było możliwe – chodził w mundurze.

Do wybuchu II wojny światowej Władysław mieszkał w Wilnie. Początkowo uczył w Szkole Technicznej, gdzie podobnie jak brat jego Antoni był bardzo lubiany. Gdy przepisy zabroniły łączenia emerytury wojskowej z pracą w instytucji państwowej, interpretował zdjęcia lotnicze obszarów rolnych w celu oceniania należnych podatków. Warto też wspomnieć, że Władysław miał wielką potrzebę wyrażania swych uczuć w formie malarskiej, tworzył liczne akwarele i obrazy olejne.

We wrześniu 1939 r. zgłosił się ochotniczo do pracy w komendzie miasta Wilna i razem z jej członkami, po wkroczeniu wojsk sowieckich 17 września, przeszedł granicę litewską i tam został internowany. Zwolniony z powodu swego wieku, powrócił do Wilna w 1940 r., ale 14 czerwca 1941 r. aresztowano go z rodziną i wywieziono do Szypunowa k. Barnaułu w Kazachstanie. Tam pracował jako robotnik w cegielni i przy zbiorze siana w Szypunowskim Ziernosowchozie.

„Jak przyszła amnestia – wspomina po latach syn Janusz z Londynu – tatuś napisał do wujaszka Toniuka [Antoniego], którego adres więzienny wziął ze sobą z Wilna, żeby dołączył do nas. [...] Wyglądał dobrze, pełny na twarzy, ale okazało się, że to była opuchlizna. [...] Razem ruszyliśmy w miesięczną tułaczkę pociągową w poszukiwaniu miejsca, w którym się podobno formowało polskie wojsko, jakiegoś tajemniczego miejsca w południowo-azjatyckiej części Związku Radzieckiego, którego nikt nie umiał zidentyfikować. Jeździły masy Polaków z rodzinami i dziećmi, nocując w wagonach i na stacjach powoli umierając. [...]

Nasza wędrówka skończyła się rozłąką. [Sowieci] Perfidnie zgodzili się, że gdzieś nas zawiozą, gdzie jest wojsko, ale musimy się rozdzielić na zdolnych do noszenia broni i starszych, kobiety i dzieci, którym podstawią wagony osobowe. W nocy pociąg rozdzielili i zostaliśmy bez rodzin. [...] Zjawił się Polak spekulant i powiedział mi, gdzie znajduje się mama, tatuś i wujek Toniuk – w sąsiedniej wiosce, ale oddalonej od nas przełęczą górską. Odnalazłem ich dwa dni później. [...] W rezultacie przyjechała tylko mama z tatusiem, wujek Toniuk został. Zanim mogliśmy się skomunikować z nim powtórnie – już nie żył. [...] Tatuś mimo całkowitego wypoczynku i przyzwoitego wyżywienia słabł i kiedy nareszcie dowiedzieliśmy się, że wojsko polskie formuje się niedaleko nas, koło Frunze, i dobrnęliśmy w końcu do polskiego ośrodka organizacyjnego, wyraźnie wymagał opieki szpitalnej.

Rozdzieliliśmy się na chwilę, ja – aby pójść na poborową komisję lekarską, tatuś z mamą – do komendy załatwić przyjęcie do szpitala. Wróciłem już jako podchorąży służby czynnej, czyli ubezwłasnowolniony. Rodzice wrócili na miejsce spotkania zdruzgotani. – Nie przyjęli tatusia do szpitala wojskowego z powodu stanu zdrowia. Nie był zdolny do służby wojskowej.

Następna wiadomość przyszła przez kogoś w parę miesięcy później, kiedy byłem już w Palestynie, że tatuś zmarł, a mama jest w obozie rodzin polskich w Teheranie.”

* * *

Dużo i chętnie mówimy oraz czytamy o tych Polakach, którzy po ciężkich przeżyciach w Związku Radzieckim dostali się do armii gen. Władysława Andersa, a po przejściu przez Irak i Palestynę rozpoczęli swój zwycięski szlak poprzez Afrykę i Włochy. Oglądamy ich fotografie, na których mają odżywione twarze, buńczuczne miny a na ramionach eleganckie angielskie mundury. Teraz, po lekturze losów zupełnie innych, zadumajmy się chwilę nad ludźmi, którym Bóg przeznaczył całkowicie inny koniec ziemskiej drogi.

Pamiętajmy jednak, że równocześnie z gehenną rodaków na Wschodzie Polacy na ziemiach Rzeczypospolitej cierpieli pod jarzmem hitlerowskiej okupacji. Bywało i tak, że ginęły całe rodziny. O jednej z nich piszę na następnej stronie.