Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11 / 1994

CI KTÓRZY ZGINĘLI...

Co roku, w listopadowym numerze „Jednota” przeznacza trochę miejsca na materiały poświęcone ewangelikom reformowanym, którzy zginęli w czasie II wojny światowej. W tym roku, gdy obchodzimy 50 rocznicę Powstania Warszawskiego, redakcja opublikowała w zeszycie sierpniowym listę żołnierzy AK, naszych współwyznawców, którzy polegli w Powstaniu, a o kilkorgu z nich zamieściła wspomnienia spisane przez członków rodzin lub przyjaciół. Pragnę teraz uzupełnić te sierpniowe materiały, a to dzięki Jerzemu Diehlowi z Kalifornii, naszemu współwyznawcy i wiernemu czytelnikowi „Jednoty”, który w ostatnim czasie nadesłał do Komisji Dokumentacji, Informacji i Wydawnictw swoje wojenne wspomnienia, stanowiące nieocenione źródło informacji. Wykorzystuję również dane uzyskane od naszej współwyznawczyni z Gdańska, Haliny Stalowej z d. Loretz, oraz jej matki Serafiny Loretzowej, a także fragmenty wspomnień Stefanii Diehlowej – „Inki”, żony Jerzego, zatytułowanych „Ostatnie godziny” i wydanych w tomiku „Z lamusa pamięci” przez Oficynę Poetów i Malarzy, Londyn 1989. „Inka” jest także autorką wiersza pt. „Mokotowskiemu żołnierzowi”, napisanego jeszcze podczas powstańczych walk i poświęconego pamięci trzech poległych kolegów, wśród których był „Miłosz”, czyli Zbigniew Loretz, o którym m.in. piszę.

W pułku „Baszta”, w Wojskowej Służbie Ochrony Powstania [WSOP] na Mokotowie, w 2 kompanii VI batalionu służyło ich sześcioro: plut. pchr. san. Jerzy Diehl – „Alej” (ur. 1920 – przeżył Powstanie), kpr. Józef Kuciński – „Józef” (ur. 1904 – zaginął w Powstaniu), strz. Zbigniew Adam Loretz – „Miłosz” (ur. 1926 – zg. 30 lub 31 VIII 1944); strz. Jerzy Rosenband – „Wacław” (ur. 1917 – zg. 1 VIII 1944); kpr. pchr. san. Stefania Tarnowska-Diehl – „Inka” (ur. 1920 – przeżyła Powstanie) oraz strz. Milan Żalisz – „Rogacz” (ur. 1919 – przeżył Powstanie, zm. 1988). Zwerbował ich i osobiście zaprzysiągł ich dowódca, Jerzy Diehl. Oto stosowny fragment jego wspomnień.

Wkrótce [mowa o roku 1942] zaczęto tam [Kolejowe Zaopatrzenie Opałowe, Warszawa, ul. Krucza 14] organizować tajną Kompanię Wojskowej Służby Ochrony Powstania – WSOP. [...] Miałem tworzyć szkieletowy pluton i udało mi się zwerbować dość szybko trzech żołnierzy: Milana Zalisza, ps. »Rogacz« lub »Brodaty«, Zbigniewa Loretza, ps. »Miłosz«, i Jerzego Rosenbanda, ps. »Wacław«. Na kilka dni przed Powstaniem dołączył stolarz z Leszna 20 [przedwojenny adres naszej parafii warszawskiej – przyp. red.], Józef Kuciński, ps. »Józef«”.

ZBIGNIEW ADAM LORETZ
„Zbigniew Adam Loretz urodził się 7 stycznia 1926 r. w Warszawie jako piąte dziecko Władysława Józefa i Serafiny z d. Zakrzewskiej. Został ochrzczony w kościele ewang.-reformowanym w Warszawie. W roku 1940 ukończył naukę w szkole powszechnej i podjął pracę jako robotnik w firmie »Polski Fiat« i jednocześnie naukę w szkole zawodowej”. [Halina Stalowa z d. Loretz]

„Na kilka dni przed Powstaniem [...] Zbyszek miał dostarczyć różne rzeczy do mieszkania Milana [Zalisza] na ul. Rakowiecką 25, gdzie był nasz początkowy punkt zborny” – wspomina Jerzy Diehl, a jego żona uzupełnia: „Nagle dzwonek przy drzwiach – to »Miłosz« (moja sympatia – jeden z chłopców Jerzego) – zgłasza się po prowiant, który dajemy ze swoich zapasów. Otrzymuje konserwy, mąkę, margarynę, 200 sztuk »machorkowych«. Zabiorą to wszystko na Rakowiecką, aby mieć jakiś zapas na pierwsze dni dla swojej drużyny”. Spotkanie na Rakowieckiej odbyło się zgodnie z planem, ale – kontynuuje Jerzy Diehl – do mieszkania wpada łączniczka i podaje nam nowy adres zbiórki na ul. Olesińskiej nr 12. [...] Aby nasze kroki były mniej widoczne, dzielę naszą grupę na dwie części. Zbyszka Loretza i Józefa Kucińskiego biorę ze sobą, a za 10 minut ma dołączyć na Olesińską Milan Żalisz i Jurek Rosenband. Milan zna każdą tam ulicę, więc nie zbłądzi”.

Zadanie nie było jednak proste, bo tymczasem Powstanie na Mokotowie już się rozpoczęło: „Zbyszek a potem Józef szczęśliwie przeskoczyli ul. Mada-lińskiego. To był ich chrzest bojowy. [...] Niestety, ani Milan Żalisz, ani Jurek Rosenband nie dołączyli do nas”.

„... Około 20 VIII nasza kompania WSOP dostała rozkaz przejścia na Sadybę. [...] Byliśmy rozlokowani po małych willach. [...] Była to ostatnia cisza przed burzą. Niemiecki samolot zrzucił olbrzymią bombę i fort Dąbrowskiego się zawalił. »Miłosz« i »Jerzy« [»Jerzy« to Jerzy Gąsecki, z którym »Miłosz« bardzo się zaprzyjaźnił – przyp. A.S.] znaleźli się na przedpolu. Poszła seria z niemieckiego karabinu maszynowego. »Jerzy« padł na miejscu, a »Miłosz« dostał ciężką ranę w udo. [...] Sanitariuszkom naszym udało się »Miłosza« ściągnąć z pola i dostał opatrunek i zastrzyki. »Inka« osobiście robiła, co mogła, aby mu pomóc, ale potrzebny był chirurg, aby ranę i naczynia oczyścić, podwiązać i zaszyć. Ja latałem po całej okolicy – nawet w kierunku Czerniakowa, szukając lekarza z instrumentami. Śmierć i pogrzeb nastąpiły 31 VIII. Zmarł na rękach mojej żony, »Inki«, i został pochowany w ogródku willi, gdzie stała kompania sanitarna”.

Eugeniusz Ajewski w książce „Mokotów walczy, 1944”1 jako datę śmierci Zbyszka Loretza podaje 30 VIII, natomiast Serafina Loretzowa, matka, nadesłała w 1968 r. taką wersję: „... ranny 30 VIII 1944 r. o godz. 14, w czasie akcji bojowej na Sadybie Oficerskiej, zmarł 31 VIII 1944 r. o godz. 130. Dane dotyczące zgonu podane zostały na podstawie karty identyfikacyjnej znalezionej przy zwłokach w czasie ekshumacji”. Halina Stalowa w maju bieżącego roku uzupełniła: „31 sierpnia 1944 r. zginął na Sadybie, gdzie został tymczasowo pochowany. Ekshumowany w 1945 r. do grobu rodzinnego na cmentarzu ewangelicko-reformowanym w Warszawie przy ul. Żytniej. Przy ekshumacji uczestniczył i pochówku dokonał ksiądz ewangelicko-augsburski – [Mieczysław] Rüger”.

JERZY ROSENBAND
W archiwum fotograficznym Biblioteki Synodu znajdują się dwie wyblakłe fotografie w kolorze sepii, wykonane w 1932 r. Przedstawiają grupę dzieci z sierocińca na tle północnej elewacji kościoła na Lesznie (widać nie istniejącą dziś bramkę przy ulicy Leszno, prowadzącą na skwer przed kościołem). Na obu zdjęciach wśród rówieśników są bracia Rosenbandowie: starszy Jerzy, o bardziej okrągłej twarzy, i młodszy – Edward, o buzi pociągłej. Od Haliny Stalowej wiem, że obaj urodzili się w Harbinie w Chinach i przebywali przez kilka lat w parafialnym sierocińcu w Warszawie, gdzie czasem odwiedzali ich rodzice. Moja informatorka pamięta ich ze wspólnego pobytu w Czapkowie – letnim ośrodku warszawskiej parafii – niewiele lat przed wojną. Postać Jerzego widnieje także na zachowanych zdjęciach z konfirmacji 30 IV 1933 r., zaś obaj bracia figurują jeszcze na okolicznościowym zdjęciu z 1938 r., wykonanym z okazji konfirmacji, do której przystąpiła grupka młodzieży z sierocińca. Jerzy wygląda na tej fotografii już bardzo dorośle. Jest tam też widoczny Milan Żalisz z szerokim uśmiechem na twarzy.

Jak pamiętamy z zacytowanego wyżej fragmentu wspomnień Jerzego Diehla, ani Milan Żalisz, ani Jurek Rosenband nie dołączyli do trzech kolegów z oddziału (Diehla, Kucińskiego i Loretza), podążających pod obstrzałem na nowe miejsce zbiórki. „Przedwczesna strzelanina na ulicach uniemożliwiła im wyjście” – wspomina po 50 latach Jerzy Diehl. „Potem, jak czytałem i jak dowiedziałem się w 1979 r., będąc w Polsce, od ocalałego Milana, wojsko niemieckie z koszar i więzienia mokotowskiego opanowało ulicę Rakowiecką. Milana i jego żonę Jankę ocaliło to, że mieli dowód, że tam mieszkają. Jurek Rosenband, niestety, nie tylko że tam nie mieszkał, ale jeszcze miał semicki wygląd, który musiał żołdakom wpaść w oczy. Źródła »Baszty« i ZBOWiD-u podały, że został rozstrzelany 1 VIII 1944 r. zapewne gdzieś w okolicy ul. Grójeckiej, gdzie spędzono ludność z ulic zajętych przez Niemców”.

Muszę tu przyznać, że to ja przekazałam „Jednocie” wydrukowaną w nr. 11/69 błędną informację (powtórzoną w nr. 8/94), że Jerzy Rosenband rozstrzelany został na Grochowie 2 VIII 1944 r. Zaczerpnęłam ją z notatek dotyczących strat naszej parafii w drugiej wojnie światowej, jakie zastałam w kancelarii parafii warszawskiej, gdy przystąpiłam tu do pracy w 1965 r.

JÓZEF KUCIŃSKI
Kapral Józef Kuciński, ps. „Józef”, został zwerbowany do AK na kilka dni przed Powstaniem. Co do jego wyznania są wątpliwości. Na pewno wiadomo, że mieszkał na terenie naszej parafii i był z nią związany. Serdecznie wspomina go Jerzy Diehl, pisząc m.in. tak:

„»Józef«, kpr. Józef Kuciński – zawsze pomocny i oddany żołnierz, zaczął czuć się w naszym oddziale zagubiony. Miał już 40 lat i nie miał kolegi w swoim wieku. Pytał mnie, czy wiem, co się dzieje »na Lesznie« i czy może mógłby dostać pozwolenie na przejście do Śródmieścia. Mokotów-był ze Śródmieściem połączony tylko kanałami i tylko wojskowi kurierzy mogli używać tej drogi. Pocieszałem go, że może Sadyba będzie zmianą na lepsze. Wspominam o tym, gdyż w ostatnich dniach Powstania komenda zezwoliła na masowe użycie kanałów i bardzo prawdopodobne, że Kuciński skorzystał z okazji. Niestety, panował już wtedy stan kompletnej dezorganizacji. Kanały były zatłoczone. Szalona ilość żołnierzy zginęła od granatów rzucanych [do włazów] przez Niemców lub była rozstrzeliwana podczas wychodzenia z kanałów w miejscach, gdzie byli Niemcy. Józef Kuciński zaginął”.

WITOLD MICHAŁ LISOWSKI
Na koniec zacytuję jeszcze obszerne fragmenty wspomnień Jerzego Diehla, dzięki którym dowiadujemy się nieco więcej o innym naszym poległym w Powstaniu współwyznawcy – Witoldzie Lisowskim, jego dwóch siostrach (o Teresie pisał w „Jednocie” 1994, nr 8, s. 8 Jerzy Bollman-Brzozowski) oraz ich matce. Witold Lisowski nie należał do oddziału powstańczego dowodzonego przez Jerzego Diehla – walczył na Żoliborzu. O jego bohaterskim udziale w Powstaniu, za co dwukrotnie odznaczony został Krzyżem Walecznych, a pośmiertnie (prawdopodobnie został rozstrzelany przez Niemców wraz z innymi rannymi leżącymi w powstańczym szpitalu) Krzyżem Virtuti Militari – możemy przeczytać w książce „Rapsodia żoliborska” Stanisława Podlewskiego2.

A teraz oddajmy głos Jerzemu Diehlowi.

„Gdzieś w kwietniu 1942 r. spotkałem na ulicy Tolka Lisowskiego. Miał wtedy chyba 18-19 lat, był zmizerowany okrutnie i szedł wolno, lekko kulejąc. Ucieszył się widząc mnie i zaczął mi opowiadać, że uciekł z kamieniołomów we Francji, gdzie został wywieziony w wyniku jakiejś łapanki. Teraz jest w konspiracji. Ja mu odpowiedziałem, że robię to samo i potrzebuję ludzi do mego plutonu. Tolek niespodziewanie powiedział mi, że ma dwóch bardzo chętnych kolegów. Wziąłem ich szybko, ale chłopcy palili się do akcji i szukali innego przydziału. [...] W maju 1944 r. spotkałem Tolka na Lesznie. – Będę miał »robotę« w Galerii Luksemburga – powiedział. Zaskoczył mnie swoją szczerością, ale zorientowałem się, że robi to z rozmysłem. Moje mieszkanie – po ślubie z Inką w 1943 r. – znajdowało się przy ul. Hipotecznej 5, w odległości kilku minut od Galerii Luksemburga, i Tolek o tym wiedział. – Gdybyś potrzebował, pamiętaj, klucz będzie pod wycieraczką – powiedziałem. Wyczułem, że ofertę przyjął chętnie – nic więcej nie trzeba było dodawać. W kilka dni potem rozmawiałem znów z Tolkiem. Był zadowolony, że nie było komplikacji przy wykonywaniu wyroku na aktorze Ipokorskim-Lenkiewiczu, dyrektorze teatrzyku »Jar«. To był chyba ostatni raz, kiedy widziałem Tolka.

Natomiast z jego siostrą Teresą miałem bardzo pamiętne spotkanie [...] w znanej kawiarni »Swan« na ul. Pierackiego [obecnie Foksal]. Nagle wpadło Gestapo zgarniając wszystkich mężczyzn do stojącej pod kawiarnią »budy«. Zdążyłem szepnąć Teresie: – Daj znać na Leszno. Zawieźli mnie na Pawiak. [...] Miałem wtedy zaświadczenie, że pracuję dla zaopatrzenia kolejowego. Urzędnik na Pawiaku popatrzył na zaświadczenie [...] i po prostu wyrzucił mnie z więzienia. [...] Teresa już dała znać. Ciocia Bronia [pastorowa Skierska] uściskała mnie serdecznie, a wuj Stefan [ksiądz superintendent Skierski] nie wierzył własnym oczom i bąknął coś na temat niepoważnego zachowania się młodych ludzi”.

„Któregoś dnia, już w czasie Powstania, spotkałem na ulicy Teresę Lisowską. Powiedziała mi, że mieszka z matką i siostrą Jadzią przy ul. Ursynowskiej przy parku Dreszera. Poszedłem przywitać się. Jadzi już w domu nie było – zgłosiła się jako pomoc do szpitala Elżbietanek. Pani Lisowska była bardzo przygnębiona całą sytuacją, martwiła się też o Tolka, który, jak domyślała się trafnie, walczy na Żoliborzu. [...] W dwa dni potem, około 30 sierpnia, samolot niemiecki zrzucił 500-kilogra-mową bombę na tę właśnie willę [gdzie mieszkały] i Teresa wraz z matką zginęły w potwornym wybuchu. Jadzia, która była w szpitalu, ocalała. Dostałem pozwolenie od dowódcy kompanii wzięcia kilku strzelców, aby odkopać ofiary. Po dwóch dniach usuwania gruzów znaleźliśmy obie kobiety i z pomocą kapelana odbył się ich pogrzeb w ogródku zburzonego domu. [...] Jadzia Lisowska przeżyła Powstanie i wyszła cało uniknąwszy wysyłki do jenieckiego obozu”.

Ale jej powojenne losy nie są nam znane.

Aleksandra Sękowska

1 „Mokotów walczy, 1944”. Zbiór dokumentacji dotyczącej Powstania Warszawskiego na Mokotowie. Zebrał i oprac. Eugeniusz Ajewski – „Kotwa”, Warszawa 1990

2 Stanisław Podlewski: „Rapsodia żoliborska”. Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1979