Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11/1991

W rubryce tej, ukazującej się – z niewielkimi przerwami ­ w kolejnych listopadowych numerach „Jednoty" od 1969 roku (początkowo pod nazwą: „Ci, którzy polegli..."), zamieszczamy biogramy lub obszerniejsze informacje o Polakach wyznania ewangelicko-reformowanego, którzy stracili życie w wyniku działań II wojny światowej na wszystkich jej frontach, a więc także – na przykład w niemieckich i radzieckich obozach lub w Powstaniu Warszawskim, jako żołnierze Armii Krajowej bądź też jako cywile.

Przed rokiem (zob. „Jednota" 1990, nr 11, s. 6) obiecaliśmy Czytelnikom, że w miarę gromadzenia i opracowywania materiałów dotyczących oficerów polskich wyznania ewangelicko-reformowane­go, zamordowanych wiosną 1940 roku w Katyniu lub innych miejscach ZSRR, zamieszczać będziemy sukcesywnie ich fotografie, życiorysy, dłuższe lub krótsze noty biograficzne, a także informacje o nich opracowane na podstawie relacji różnych osób.

Przypomnijmy, że dotąd „Jednota" zamieściła pięć odrębnych materiałów poświęconych: 1) ks. mjr. Janowi Potockiemu – więźniowi Starobielska (1973, nr 11); 2) prof. płk. Janowi Nelkenowi więźniowi Kozielska zamordowanemu w Katyniu (1986, nr 11); 3) inż. por. Gustawowi Hantke więźniowi Starobielska (1987, nr 11); 4) gen. Leonardowi Skierskiemu – więźniowi Starobielska (1990, nr 7 i nr 11) oraz 5) płk. lot. Tadeuszowi Praussowi – też więźniowi Starobielska (1990, nr 11). Oprócz tego przed dwoma laty (1989, nr 11-12) wydrukowaliśmy niepełną, jak się okazało, listę oficerów naszego wyznania z trzech obozów sowieckich (Kozielsk, Ostaszków, Starobielsk), na której zabrakło nazwisk: por. Jerzego Chełmińskiego (Starobielsk), mjr. Bronisława Kencboka (Starobielsk) oraz ppłk. Stanisława Hetmanka (Kozielsk). Dziś wypełniamy tę lukę publikując zarówno ich fotografie, jak i noty biograficzne. Zamieszczamy także nie publikowaną dotąd foto­grafię por. Gustawa Hantke (obszerniej o nim zob. „Jednota" 1987, nr 11). Rodzinom tych oficerów dziękujemy za współpracę.

Największy prezentowany w tym numerze materiał zawdzięczamy pani Marii Kolbów, której ustną relację o por. Wacławie Borkowskim (Kozielsk) opracowała Aleksandra Sękowska, przewodnicząca konsystorskiej Komisji Dokumentacji, Informacji i Wydawnictw zajmującej się m.in. gromadzeniem informacji i pamiątek – umownie mówiąc – katyńskich. Komisja urzęduje w poniedziałki i środy od godz. 10 do14w zakrystii naszego warszawskiego kościoła, al. Świerczewskiego 74, pod nr. telefonu 31-34-08.

REDAKCJA

Porucznik Wacław Borkowski

Wacław Borkowski, syn Stanisława Stefana, aptekarza, i Michaliny z domu Schneider, urodzony 18 VII 1913 r. w Inowłodzu nad Pilicą, lekarz, porucznik, zaginął, ostatnio przebywał w obozie jeńców w Kozielsku (?), XII 39 r.

Długo trwały przygotowania do ubiegłorocznych obchodów 50. rocznicy Katynia w warszawskiej parafii ewangelicko-reformowanej. Przybywało dokumentów i fotogra­fii pomordowanych tam oficerów polskich wyznania ewangelicko-re­formowanego, a ja ciągle boleśnie odczuwałam brak zdjęcia tego naj­młodszego z nich – por. Wacława Borkowskiego. Wiadomości o nim tez było niewiele, ot, tylko te, które zamieściłam na wstępie. Zostawiła je na małej karteczce, skreślonej jakby w pośpiechu, jego, też przed­wcześnie zmarła, siostra, tak przez nas kochana i ceniona Isia, czyli Irena Kurzewska.

Termin majowych uroczystości już się zbliżał, gdy nagle, dzięki wielu ludziom dobrej woli, dostałam od dwóch lekarzy zdjęcie wykonane podczas XI promocji w szkole Podchorążych Sanitarnych w Warsza­wie oraz informację, że ten jasny blondyn w drugim rzędzie to właś­nie on. Wraz z nim obaj ofiarodawcy ukończyli kurs w latach 1 932-1 938. Jeden z nich, dr Stanisław Bayer z Wrocławia, przysłał to krótkie wspomnienie:

„Poznałem Wacka w trakcie trzydniowego egzaminu do »Sanitarki« w czerwcu 1 932 roku. Wspól­na litera alfabetu zaczynająca nasze nazwiska sprawiła, że znaleźliśmy się w jednej grupie egzaminowa­nych, następnie zaś sąsiadowaliśmy na liście przyjętych i wcielonych. I tak zostało przez wszystkie nas­tępne lata. Mieszkaliśmy w jednej sali, zwykle mieliśmy jednakowe ter­miny egzaminów.

Prócz nauki łączyła nas wspól­nota zainteresowań. Razem jeździ­liśmy na urlopy w Tatry, gdzie wyży­waliśmy się na nartach, wspólnie odbywaliśmy szkolenia szybowco­we w Wesołej, Tęgoborzu i Ustianowej. Udało mi się zaszczepić Wac­kowi bakcyla turystyki wodnej i wprowadzić go na szlaki kajakowe.

Tego samego dnia, 30 września 1938 roku, zdaliśmy końcowy eg­zamin u profesora Grzywo-Dąbrow­skiego. Po wspólnej promocji ofi­cerskiej otrzymaliśmy skierowanie na staż szpitalny do Szpitala Okrę­gowego we Lwowie. I tu zakończyła się nasza zażyła, przyjacielska droga. W sierpniu 1939 roku, po powrocie z obozu Centrum Wyszkolenia Sani­tarnego (CWS) koło Włodawy, nie zastałem już Wacka we Lwowie. Kil­ka dni wcześniej pojechał do Słonimia, gdzie został młodszym lekarzem mobilizowanego tam pułku piecho­ty. Nie wiem, w jaki sposób w dniu wybuchu wojny znalazł się w War­szawie..."

Inny kolega por. Wacława Bor­kowskiego dopomógł mi w na­wiązaniu kontaktu z panią Marią Kolbów (z d. Ratyńska). Na moją prośbę zjawiła się ona w zakrystii warszawskiego kościoła, gdzie szy­kowaliśmy okolicznościową wysta­wę, i od razu nauczyła mnie myśleć o por. Borkowskim jako o Wacku, Wacusiu. Na dłuższą rozmowę nie było wtedy czasu, więc umówiłyśmy się w kilka miesięcy później. I wtedy opowiedziała mi o ich wspólnych przeżyciach. Z jej relacji, zapisanej na taśmie magnetofonowej, wyłoni­ła się taka oto historia.

Siostra PCK, Maria Ratyńska, była narzeczoną Harry'ego Kolbowa, kolegi Wacka z „Sanitarki". W pier­wszych dniach września 1939 roku zgodnie ze swoją kartą „mob." otrzymała wraz z młodziutkim porucznikiem-lekarzem Wacławem Bor­kowskim, trzema podchorążymi z CWS oraz warszawskim piaskarzem powożącym ochotniczo dwu­konnym wozem - rozkaz wyjazdu z Warszawy z bardzo ważnym ła­dunkiem. Należało go dostarczyć do Szpitala Centrum, który opuścił sto­licę trochę wcześniej.

Ich droga, typowa droga wrześ­niowa, wiodła przez Kałuszyn, Sied­lce, Brześć. Tu dogonili szpital. Da­lej, już wspólnie, kierowali się na Kowel, Włodzimierz Wołyński, Łuck, Krzemieniec, Zbaraż, Tarnopol, Tre­mbowlę. Tu, 16 września, w szkole położonej na wzgórzu, rozwinięto szpital. Pierwszy dyżur przypadł dr. Borkowskiemu i siostrze Ratyńskiej.

W jakiś czas potem Wacek po­wiedział jej, ze przewozili z Warszawy sztandar Centrum i dlatego załoga wozu konnego miała tak dbać o po­wierzony jej bagaż. Właśnie 16 wrześ­nia w piwnicy szkoły rozwijanego szpitala miało podobno nastąpić za­murowanie sztandaru w obecności płk. Michała Rosnowskiego, dowód­cy szpitala, i kilku innych osób. (Pani Maria przeczytała kiedyś w „Przekro­ju" apel o podawanie informacji o lo­sach sztandaru CWS. Odpowiedziała nań pisemnie. Wie jednak, że ktoś inny podał odmienną wersję.)

17 września budynek szkoły został otoczony przez wojska so­wieckie. I tak zaczęła się tułaczka. Załoga szpitala wraz z dowódcą ru­szyła pieszo i podwodami przez Husiatyń i Kamieniec, a stąd pocią­giem do Kijowa. Stacją docelową było Tiotkino w obwodzie tulskim. Na ostatnim postoju odbywał się handel wymienny. Siostra Maria wymieniła wtedy pas oficerski por. Borkowskiego na cztery arbuzy.

Wśród kilkuset Polaków przy­wiezionych tym pociągiem (by­ły wśród nich rodziny żandar­merii i policji) grupa CWS liczyła około stu osób. Kobiety oddzielono od mężczyzn. Ponieważ jednak obiecano łączyć w przyszłości ro­dziny, wszystkie samotne kobiety dobierały sobie „mężów". Siostry PCK też chciały ochronić w ten sposób swych towarzyszy niedoli. I tak oto „mężem" siostry Marii zo­stał Wacek Borkowski.

Pielęgniarki pracowały w czymś w rodzaju szpitala. Codziennie idąc do pracy przechodziły koło bara­ków mężczyzn. W drodze powrot­nej starały się podać swoim znajo­mym trochę lepszej szpitalnej zupy. Pani Maria ukrywała naczynie z zu­pą pod wojskową peleryną z ekwipunku Wacusia.

W końcu października zaczęto mówić o powrocie do Polski, z tym że mężczyźni mieli zostać jeszcze około pół roku. Sowiecki komen­dant obozu objaśniał, że Niemcy nie szanują przepisów Konwencji Genewskiej, więc jeżeli oficerowie polscy wrócą teraz ze Związku Ra­dzieckiego, będą zabrani do obo­zów. W takiej sytuacji lepiej dla nich będzie pobyć tutaj dłużej.

Pod koniec października nastą­piła selekcja mężczyzn. Wszyscy żandarmi i policjanci mieli zostać, zaś podchorążowie, uznani za stu­dentów medycyny – wracać do Polski. Trwało wyczytywanie na­zwisk. Doszli do nazwiska Bor­kowskiego.

– Już wcześniej – mówi pani Maria – starałam się jako „żona" przekonać komendanta obozu, że Wacek nie jest oficerem. Na płasz­czu nie miał gwiazdek, na głowie nosił polową czapkę. Więc komen­dant, wyczytawszy jego nazwisko, spytał: „Wy nie jesteście oficerem?" Por. Borkowski odpowiedział jednak z dumą: „Jestem polskim oficerem".

Podczas pożegnania z por. Bor­kowskim siostra Maria Ratyńska otrzymała od niego przesyłkę do Warszawy: list i galową czapkę. Wspomina, ze jej „mąż" był dobrze wyposażony na dalszą drogę, miał ze sobą dużą walizkę z pełnym ek­wipunkiem oficerskim.

Po powrocie do Warszawy pani Maria poszła do mieszkania rodzi­ców Wacka. Było to chyba na ulicy Koszykowej. Rozmawiała z oboj­giem. Oddała czapkę i list, w którym nadawca pisał o doręczycielce jako swojej żonie. Wiadomość ta ucie­szyła państwa Borkowskich, zaraz je­dnak zasmucili się, gdy okazało się, że to obozowe małżeństwo było fik­cyjne i miało jedynie uchronić ich syna przed dalszą wywózką.

W najbliższe święta Bożego Naro­dzenia pani Maria poślubiła swe­go narzeczonego, por. Harry'ego Kolbowa.

Czy wiedziała, że Wacław Bor­kowski był ewangelikiem reformo­wanym? Zamyśla się i po chwili przypomina sobie, co opowiadał jej kiedyś mąż. Otóż po zdaniu egzami­nów wstępnych nastąpiło składanie przysięgi. Na kursie było trzech nie­katolików: jeden prawosławny, dwóch ewangelików, ale różnych wyznań. Ewangelikiem augsburskim był Harry Kolbów. – Wszystko więc wskazuje na to, ze tym drugim był Wacek – dodaje pani Kolbów. Przy­sięgę składali w ewangelickim koś­ciele garnizonowym na Puławskiej.

Niedawno spotkałyśmy się na­przeciwko Hali Mirowskiej. Był 31 lipca. Obie kupowałyśmy kwiaty na następny dzień. Ja miałam nieduży biało-czerwony bukiecik, pani Maria zrobiła dużo większe zakupy. W od­powiedzi na moje pytające spojrze­nie w kierunku jej koszyka wypeł­nionego kwiatami, powiedziała:

– Mam ich tylu...

Na wystawę katyńską też przy­szła z kwiatami. Dla Wacusia... Stały długo obok jego fotografii.

Aleksandra Sękowska

Podpułkownik Stanisław Hetmanek

Stanisław Hetmanek uro­dził się14kwietnia 1895 roku w Warszawie. Oboje rodzice (Jan, rzemieślnik, i Maria z do­mu Hulka) byli, tak jak cała ro­dzina, członkami Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Po ukończeniu gimnazjum w Warszawie Stanisław rozpo­czął studia na wydziale teologii ewangelickiej w Dorpacie. Przerwała je I wojna światowa. W ostatnim jej okresie walczył w armii gen. Dowbór-Muśnickiego. W latach 1918-1920 już jako podporucznik rezerwy za­służył się m.in. ratowaniem skarbów kultury polskiej i reli­gijnej na terenach Wołynia i Podola, za co otrzymał Krzyż Wołynia i liczne dyplomy.

W okresie międzywojen­nym ukończył przerwane stu­dia, ale już na wydziale prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Podjął pracę w Ministerstwie Skarbu, a w latach trzydzies­tych zajmował w stopniu pod­pułkownika stanowisko zastę­pcy dowódcy Komendy Głów­nej Straży Granicznej. Uhono­rowany był wieloma odznacze­niami, m.in. Krzyżem Niepodle­głości i Złotym Krzyżem Zasłu­gi. Miał również dyplomy i od­znaczenia zagraniczne, np. bel­gijskie i fińskie.

We wrześniu 1939 roku aresztowany przez bolszewi­ków, drogą podobną do tysię­cy innych oficerów polskich trafił do Kozielska, a następnie został zamordowany w Katy­niu. Jego nazwisko figuruje na wszystkich dostępnych lis­tach.

Porucznik Jerzy Chełmiński

Ur. 21 VII 1907 r. w Warsza­wie, syn Jarosława i Marii z Pilattich. Oficer zawodo­wy 10. Pułku Strzelców Konnych w Łańcucie. Ostat­nia wiadomość z 14 IV 1940 r. ze Starobielska.

Porucznik Gustaw Tadeusz Hantke

Syn Gustawa i Wandy z Diehlów, ur. 17 listopada 1911 r. w Petersburgu, chemik. We wrześniu 1939 r. brał udział w walkach pod Ło­dzią i w obronie Brześcia. Figuruje na liście zamordo­wanych w Starobielsku.

Major Bronisław Sylwin Kencbok

Ur. 17 II 1898 r. w Wilnie, oficer zawodowy 1 Brygady 1 Pułku Piechoty Legionów w Wilnie, pracownik Wojs­kowego Instytutu Naukowe­go w Warszawie. W 1939 r. szef sztabu obrony Lwowa. Figuruje na liście zamordo­wanych w Starobielsku.