Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 10-11 / 1983

Nie wiem, czy potrafię mówić o Śmierci. Piszę to słowo dużą litera, jeśli piszę je bez przymiotnika lub dopełniacza, albowiem - kilkakrotnie już będąc u Jej progu - wiem z własnego doświadczenia, że jest Ona czymś wielkim. Podobnie jak Życie, i być może czymś dobrym, równie dobrym, jak Życie.

Nie mogę pisać o Niej tylko na podstawie rozmyślań będących syntezą lub echem znanych mi rozmyślań filozofów Dalekiego Wschodu, Grecji, Średniowiecza i czasów współczesnych. Jeśli bowiem sam spotkałem się kilkakrotnie tak blisko z Nią, nie wolno mi tego pominąć. Potem dopiero mogę pisać inaczej, lecz będzie już wiadomo, na jakiej podstawie to piszę. Albowiem temu, kto nie był blisko Niej, bardzo trudno pisać o Śmierci i chociaż w przybliżeniu odczuć Ją i pojąć, gdyż jest Ona - na powierzchni przynajmniej - przeciwna Życiu.

Jedna strona monety nie może nic powiedzieć o drugiej, nie widzi jej nigdy i nie ma możności jej ujrzenia. Druga zaś nie może nic rzec o pierwszej. Obie jednak tworzą całość.

W obcym kraju stałem pół godziny lub dłużej przed plutonem egzekucyjnym, gdy ważyły się moje losy. Miałem czas - powoli odchodziło ode mnie wszystko. Drzewa i pola, na które patrzyłem, stawały się nierealne, nie stąd, nie z tej planety. Przechodziłem już tam, i wtedy się nie bałem. Ja. Albowiem, gdy okazało się, że nie trzeba mnie rozstrzelać i odszedłem spod tego wysokiego, rozłożystego dębu, pod którym stałem - byłem cały mokry od potu, mokre było moje ciało, pot zalewał mi oczy i zlepił włosy, zrozumiałam wtedy, że mój organizm - a także moje uczucia, być może i myśli - bał się panicznie, lecz było to poza moją świadomością. Do dziś nie wiem, jak to się dzieje, choć wielokrotnie bywało podobnie, gdyż nie raz byłem ogniu na froncie.

Innym razem trwało to znacznie dłużej, parę dni, gdy w szpitalu zastawiono moje łóżko parawanem w kolorze sztandaru Proroka, abym spokojnie skonał, a leżącym obok mnie oszczędził tego widoku. Lecz powiedziałem sobie "nie" - chciałem wrócić do matki i do kraju. Więc nie bałem się ani ja, ani mój organizm, byłem cały silną skupioną wolą. Śmierć lub Życie zależały tylko ode mnie i Jego łaski; teraz wiem, że należy odwrócić porządek i Jego łaskę postawić na miejscu pierwszym, lecz wtedy odczuwałem to tak właśnie. Nie rozumiałem i nie rozumiem, jak to się stało, że po dwóch dniach - chociaż wtedy byłem poza przestrzenią i czasem - zwyciężyłem. Tak, modliłem się, lecz pojąłem wtedy również, co znaczy wola Życia. To jest Jego prawo.

Jarosław Rudniański

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl