Drukuj

3 / 2000

MYŚLANE NOCĄ

Proście, a będzie wam dane...
 Mat. 7:7

Którejś nocy pomyślałam sobie nad tymi słowami i nad tym, że Pan Bóg nie spełnia wszystkich próśb, co jest dla proszącego człowieka tym bardziej niezrozumiałe i bolesne, gdy prosi o coś, co według jego ziemskiego rozeznania jest dobre nie tylko dla niego samego. Tak jest, na przykład, gdy prosimy o zachowanie przy życiu kogoś w pełni sił, kto jest ojcem, synem i mężem, albo kogoś, kto jest duszpasterzem bardzo kochanym przez wielu i wielu bardzo potrzebnym. Są też, oczywiście,  prośby o mniejszym ciężarze gatunkowym, ale ważne dla tego, kto prosi. I mocno wierzę, że jeśli prosiliśmy, a nie zostało nam dane i nie możemy pojąć – dlaczego? – to kiedyś dane nam będzie zrozumieć: „Teraz poznanie moje jest cząstkowe, ale wówczas poznam tak, jak jestem poznany” (I Kor. 13:12). Być może słowa te dotyczą również  tego, na co tu, na ziemi, nie znajdujemy odpowiedzi.

Co jednak dzieje się w niebie z ogromną, jak sądzę, liczbą próśb, które nie mogły być wysłuchane? Czy to możliwe, by wyrzucono je po prostu na kosmiczny śmietnik? Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Jestem przekonana, że Bóg ma szacunek dla swoich stworzeń, nad każdym się pochyla i wie, jak ważne dla każdego z nich jest to, o co prosi. Może więc na obrzeżach nieba są takie miejsca, gdzie przechowuje się tego rodzaju sprawy? Może jest to olbrzymi, ale to olbrzymi las z milionami drzew. Każdy z nas ma tam swoje własne drzewo. A do każdego drzewa przydzielona jest niebiańska wiewiórka. Wszystkie co rano biegną po koszyczki z prośbami, które nie zostały wysłuchane, a nadeszły poprzedniego dnia i w ciągu nocy. Bo ludzie chyba najczęściej ślą swoje prośby razem z wieczorną modlitwą. I ten mój koszyczek ta moja wiewiórka chowa w dziupli mojego drzewa. I gdybym poszła do nieba, gdy już umrę, to moja wiewiórka przyniesie mi w worku wszystko, o co kiedykolwiek prosiłam Boga. I będę mogła wtedy spytać, dlaczego to czy tamto spotkało się z odmową. Tych pytań nie będzie tak dużo. Bo, po pierwsze, jeszcze na ziemi – patrząc wstecz na swoje życie – przekonałam się, jaką wdzięczność winna jestem Bogu, że ta czy inna moja prośba nie została wysłuchana; a po drugie, pewna jestem, że wiele takich, o których dziś już nawet nie pamiętam, porazi mnie, gdy zobaczę je w niebie, swoją niewiarygodną błahością, niedorzecznością, wręcz głupotą. Po prostu będzie mi wstyd. Mam nadzieję, że może uda mi się je wtedy niepostrzeżenie wyrzucić albo zniszczyć...

Chciałabym też dowiedzieć się, jak to jest z tym wszystkim, co początek swój ma w sercu i umyśle człowieka. Gdzie podziewają się te wizje obrazów, wierszy, rzeźb, symfonii, książek, które istniały w ukryciu jako myśl albo uczucie, ale tym, którzy je poczęli, zabrakło sił twórczych, by oblec je w kształt dostępny ludzkiemu postrzeganiu, albo zabrakło im czasu, bo umarli? Czy pojawia się na ziemi ktoś inny, w innym czasie, ktoś, u kogo taka krążąca we wszechświecie osierocona wizja znajduje schronienie i objawia się światu jako słowo, dźwięk, kształt? Może zresztą wcale nie na ziemi, ale na innej planecie...

Dawno, dawno temu bywali tacy twórcy, którzy nie podpisywali swoich dzieł. I słusznie. Jeśli bowiem mieli nadzieję przetrwać w ludzkiej świadomości, to ich imię czy nazwisko było nieważnym szczegółem. Świadkiem ich istnienia było to, co stworzyli, i tylko to się liczyło. W gruncie rzeczy wielkie dzieła, które zwycięsko wyszły z próby czasu, dzieła artystów, idee i myśli zrodzone w umysłach uczonych i otwierające coraz więcej zamkniętych dotychczas drzwi prowadzących w kosmos, wgłąb ziemi i oceanów, i życie tych, którzy umieli wyzwolić się z własnego egoizmu i bez reszty poświęcić dla innych – wszystko to ukazuje nam niezwykłą konstrukcję duchową człowieka, którego Bóg stworzył zaiste na swoje podobieństwo. Niestety, jak wiadomo, na drodze pierwszych ludzi pojawił się wąż „chytrzejszy niż wszystkie dzikie zwierzęta, które uczynił Pan Bóg” (I Mojż. 3:1). I sądzę, że potomkowie owego węża, równie chytrzy jak ich protoplasta, odradzają się w każdym z nas, i wiele trzeba wysiłku, ciężkich zmagań i długiego czasu, by zwyciężać ich podstępne działania.

Ale nie pytajmy, dlaczego jednym się to udaje, a innym nie. Każdy z nas jest cząstką planu Bożego, mikroskopijnym wątkiem wysnutym z przędzy używanej do tkania tego planu, i życie każdego człowieka przebiega tak, a nie inaczej i kończy się wtedy, a nie kiedy indziej, bo taki jest ustanowiony na początku świata zamysł Tego, który przędzie.

Wiedział to Psalmista: „Ty stworzyłeś nerki moje, ukształtowałeś mnie w łonie matki mojej. Wysławiam Cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła Twoje i duszę moją znasz dokładnie. Żadna kość moja nie była ukryta przed Tobą, choć powstałem w ukryciu, utkany w głębiach ziemi. Oczy Twoje widziały czyny moje, w księdze Twej zapisane były wszystkie dni przyszłe, gdy jeszcze żadnego z nich nie było” (Ps. 139:13-16).

Wanda Mlicka