Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

12 / 1997

MYŚLANE NOCĄ

I byli w tej miejscowości pasterze, którzy nocą na polu stad swoich w ogrodzeniu śpiących strzegli...

– tak zaczyna się historia o Bożym Narodzeniu Carla Orffa (z muzyką Gunild Keetman):

Pasterze między sobą: 'Czy owce już w środku? – Tak, ostatnie jagnię zagnane do zagrody. – Rozpalmy ognisko, żeby zwierza odegnać dzikiego i co byśmy nie zmarzli. Zimno będzie tej nocy, jasnej od gwiazd. – Czy owce na pewno w środku? – Są, są wszystkie razem. – A stary śpi. Z dawna już nie słyszy dobrze. – Przysuńcie się bliżej ogniska. – Słyszycie? Co się dzieje? Jagnięta dziś niespokojne i psy szczekają... słyszycie? – Ee, co ma się dziać! Chodźcie no bliżej, jeden przy drugim, to cieplej nam będzie. Rąk nie czuję, tak sztywne, mróz kąsa, aż w piszczałce zamarzają tony.”

Usnęli. A skądeś spod gwiazd rozległa się pastorałka...

Pasterze: „Ty, zbudź się, coś mi się śniło... nie, nie śniło! Patrzcie! Co za blask na niebie! – To pewnie gwiazda poranna. – Przecie północ dopiero! Patrzcie, jaki blask i coś tak dźwięczy... – To chyba owiec dzwoneczki? – Jakie tam owcze dzwonki! Czegoś takiego nigdy nie słyszałem. Jak ten blask bije w oczy, całe niebo się jarzy, patrzeć nie można, tak świeci... – Rety! Anioł tu stoi!”

Anioł: „Nie trwóżcie się, albowiem zwiastuję wam radość wielką dla całego rodu ludzkiego. Narodził wam się dziś Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan w mieście Dawidowym. A oto znak macie: znajdziecie Dziecię w pieluszkach w żłobie leżące.”

Gloria in excelsis Deo... chwała Bogu na wysokościach, a pokój ludziom na ziemi.

Pasterze do siebie: „Patrzcie, ile aniołów! – Będzie ze sto. – Więcej! -Kilka setek! – Więcej! – Na pewno dwanaście tysięcy! Teraz odlatują! – Coraz są mniejsi i mniejsi, wracają do nieba i zabierają ze sobą cały blask. -Już ich nie ma... – Ale to był cud! -A co ten Anioł zwiastował? – Narodził wam się Zbawiciel, powiedział, znajdziecie Dziecię w pieluszkach, tak powiedział, w żłobie leżące... – Naprawdę tak powiedział? No, to idziemy szukać żłobka i zobaczymy Dziecię. – To chyba będzie w Betlejemie... – i weźmiemy, i zaniesiemy, co mamy najlepszego. Jagniątko! – Mleko, masło... – Miód! -I wełnę! Wiele nie mamy. – A owce? – W taką noc zostaną w ręku Boga.”

Ruszyli i rozległ się marsz pasterzy, a oni szli, i szli, aż doszli do stajenki.

„Patrzcie, jest stajnia! A w niej... -Wół, osioł, Maryja, Józef, a w żłobku Dziecię! – Klęknijmy i hołd oddajmy boskiemu Dzieciątku. – I coś Mu zaśpiewajmy. „

I zaśpiewali pastuszkowie szorstkimi chłopięcymi głosami:

„Gdym ciemną nocą czuwał
nad owcami,
posłanie mi przyniósł Anioł
ze skrzydłami.
O, jakże mnie raduje to,
Benedicamus Domino!
Rzekł, że w Betlejem dziś
się narodziło
Dzieciątko małe, by
świat odmieniło.
O, jakże mnie raduje to,
Benedicamus Domino!
Gdy wzrok Dzieciątka w tę noc
napotkałem,
serce Mu moje na zawsze
oddałem.
O, jakże mnie raduje to,
Benedicamus Domino!”

Umilkli pasterze, stoją, patrzą, jak Maria tuli Dzieciątko i słodko się uśmiecha, cała w złocistym blasku. Po chwili rozlega się cichy śpiew, to Maria nuci kołysankę. Znów cisza. I nagle z oddali słychać muzykę: Marsz Trzech Króli.

Spojrzeli pastuszkowie po sobie: „Co to się zbliża? Wyjrzyjmy przez drzwi!”

Wyjrzeli, zobaczyli i zaczęli wołać jeden przez drugiego: „Gwiazda wielgachna leci po niebie wysoko! -Z ogonem świetlistym! – A drogą, na dole, ludzie ciągną, całe mrowie luda. I konno jadą. – Jeden koń ma trąbę, dłuuuuugą aż do nieba! – To nie koń, to słoń! -A te bydlątka, te garbate, wyglądają, jakby im kto plecaki na grzbiet władował i jeszcze pakunki dźwigają... -To są wielbłądy. – Wspaniałość i kosztowność na szatach tych, co na koniach. – I Murzyny też lecą... – No przecie! Czyście jeszcze nie pojęli? To Trzej Królowie ze Wschodu, idą za gwiazdą, która ich prościutko tutaj wiedzie. – I muzykę też mają! – Ale myśmy byli naj-najpierwsi! – Patrzcież na tego wielkiego, tego czarnego króla w pludrach i w zawijanym kapeluszu... – W turbanie! -1 laskę niesie, a na niej złoty półksiężyc nasadzony i końskie ogony.”

Napatrzeć się pasterze tych dziwów nie mogą i z uciechy aż przytupują:

„Tieraz pierwszy król zsiada z konia, Kacper się nazywa. – Trzymają mu słudzy strzemię, a inni dywan rozwijają aż do samej stajenki. – Pokłon składa boskiemu Dzieciątku i wór swój rozpakowuje. – Co też przywiózł? – Rety! Wór pełen złota! Pełniuteńki po brzegi! – Teraz podchodzi drugi, Melchior. On też składa pokłon i rozwija, co przyniósł. – Co tam jest w środku? – Kadzidło! – O, nadchodzi trzeci, ten czarny. – To Baltazar. Ten to zrzuca swój ciężar prosto na ziemię. – Co on wyciąga? – Mirrę! – Ale Dzieciątko się ucieszy, i Maria Panna też... A teraz królowie wszyscy razem składają naj-najgłębszy pokłon... i wracają z powrotem do domu.”

Odjechali. A pastuszkowie zostali i tako rzekli:

„Dobra wszelakiego nawieźli, ale Dzieciątko to wzięli i zostawili w tej ubogiej stajence. – Tak, tak, tacy są ludzie, a i nie myślą wiele. – Ja, żebym był królem, to zabrałbym Dzieciątko, na złotym tronie posadził, a dla Marii kupiłbym pałac, że piękniejszego nie ma na świecie! A Józefowi to kupiłbym warsztat ze złotą piłą i srebrnym młotkiem, a obcęgi i gwoździe byłyby z kości słoniowej. – Ale tak nie można, bo historia mówi co innego. – Ale dlaczego? – Bo taka jest wola Boga. – Hej, popatrzcie na stajenkę! Anioły tam siedzą. Skąd się tu wzięły? – Siedzą na dachu i przez szpary do środka zaglądają, jeden usiadł na drabinie, inne na ziemi. – I mają instrumenty, skrzypce, cytrę i dzwonki. Słyszycie, jak je stroją? A wszystko na chwałę Dzieciątka, śpiewanie i granie kołysze je do snu, a my bądźmy zupełnie cicho i posłuchajmy: Dormi Jesu...”

Ucichła pieśń, Dzieciątko już, już by zasnęło, ale najstarszy pastuszek spojrzał nagle w górę i krzyknął:

„Tam... tam dach się unosi, nad zasiekiem, gdzie siano, i tysiąc aniołów śpiewa: Gloria, gloria, gloria in excelsis Deo...”

Ładnie to Orff opowiedział. Ale w pamięci jak zadra utkwiły mi te słowa: „...a Dzieciątko to wzięli i zostawili w stajence. Tak, tak, tacy są ludzie, a i nie myślą wiele...”

Wanda Mlicka