Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

6 / 1997

MYŚLANE NOCĄ

Dopóki nam ziemia kręci się...
Francois Villon (1431-1463?)

Właściwie nie wiadomo dokładnie, jak Pan Bóg mierzy czas, to znaczy – w jakich jednostkach. Pewną wskazówką mogłyby tu być słowa Psalmu: „Albowiem tysiąc lat w oczach jest jak dzień wczorajszy...” (Ps. 90:4). Osobiście jednak sądzę, że jest w niebie osobny pokój – sala! – gdzie są tylko i wyłącznie zegary: od olbrzymich kosmicznych, napędzanych wichrami Wszechświata, do malusieńkich, obsługiwanych przez mrówki. Bo jakże inaczej czas życia tego ledwo widocznego pajączka, który właśnie zajęty jest przędzeniem swego domu pod listkiem bzu, mógłby Pan Bóg wyznaczyć co do ułamka ziemskiej, przez ludzi wymyślonej sekundy, a jednocześnie obliczyć tor biegu komecie, tej na przykład, która ostatnio wyskoczyła zza rogu Wszechświata i zaglądała nam w okna z północno-zachodnio-wieczornego nieba? Cóż, żadne domysły na nic się tu zdadzą, bo to jeszcze jedna niebiańska tajemnica.

A ja chcę Wam dziś opowiedzieć, jak pewnego wieczoru, zastanawiając się właśnie nad używaną w niebie miarą czasu, spojrzałam w górę i zobaczyłam, że tam, wysoko, zapada zmierzch. Zapewne Pan Bóg, skończywszy na dziś pracę, przechadza się teraz zamyślony między drzewami – przemknęło mi przez głowę. I wydało mi się, że widzę, jak podchodzi na skraj nieba, staje nad samym urwiskiem i spogląda w dół. A że właśnie po tej stronie kosmosu była Ziemia, wzrok Pana padł prosto na nią. Patrzył długo, dłonią odsunąwszy nieco na bok kometę, bo przeszkadzało Mu jej ostre światło. A co było widać w tych wszystkich miejscach, w które zawędrowało Boże spojrzenie?

No, więc był tam Zair. Na brunatnej ziemi setki obciągniętych brązową skórą żywych szkieletów – umierających z głodu dzieci. Ich olbrzymie brązowe oczy patrzą prosto w oczy telewizyjnych oglądaczy na całym świecie, bo większość państw przysłała tam oczywiście telewizyjne ekipy sprawozdawców. I oni sprawozdają, a tuż obok, na sąsiednim skrawku ziemi leżą umarłe już dzieci, bracia i siostry tych, o których się sprawozdaje. I zaraz potem słychać innych sprawozdawców, z ogromnych sal konferencyjnych, i na to już jest o wiele milej popatrzeć, bo ci, którzy w tych salach mówią o tyci dzieciach, że koniecznie trzeba by im pomóc, są bardzo przyjemnie zaokrągleni i nie sposób się domyślić, że w ogóle mają jakiś szkielet, nie mówiąc już o kręgosłupie.

I spojrzał Bóg na Koreę Północną. Tc wszystko było dopiero w przygotowaniu – sześć do ośmiu milionów łudź dopiero przygotowywało się, by umrzeć z głodu. Za to powietrze nad chrześcijańskimi krajami po obu stronach globusa aż gęste było od apeli wezwań, ostrzeżeń i deklaracji. Może więc nie umrze całych osiem milionów może tylko – powiedzmy – cztery miliony...?

Spojrzenie Pana padło następnie ni. Chiny. Przeniknęło mury więzień, stropy więziennych piwnic. Posłuchał Par przez chwilę głosów tych, których tan torturowano, którzy umierali straszliwie cierpiąc, w potwornym poniżeniu, / zajrzał do różnych teczek w sejfach dostojników. Niektóre międzynarodowe umowy gospodarcze były poufne, nie które ogólnie wiadome, ale każde z nich oprócz chińskiego przedstawi cielą podpisał przedstawiciel jakiegoś cywilizowanego, chrześcijańskiego kraju, gdzie dobrze znane są raporty Amnesty International o łamaniu w Chinach praw człowieka. Jednakże pod pisywanie tych umów jest całkowicie usprawiedliwione jednym słowem: interes.

Z trudem odwrócił Bóg oczy od chińskiej grozy, ale gdziekolwiek spojrzał, wszędzie było jeszcze bardziej lub tylko nieco mniej strasznie. Przyjrzał się dokładniej pięcioletniemu chłopczyków w Albanii, w którego małych dłoniach chwiał się kałasznikow. Dziecko, jakby poczuło, że Ktoś mu się przygląda, zadarło nagle brodę i w obronnym odruchu puściło w niebo na oślep gęsta serię pocisków.

Nie ominęło Boże spojrzenie żadnego zakątka ziemi – a nie sposób wszystkich ich wymienić – ; i prawie wszędzie napotykało nieszczęścia, rozpacz, strach, łzy, ból, głód. Z pobieżnego rachunku wychodziło, że bardzo niewielka część tego wszystkiego była spowodowana naturalnymi przyczynami, takimi jak na przykład susza, powodzie, huragany, trzęsienia ziemi, wirusy... Większość niewyobrażalnych ludzkich tragedii i dramatów była autorstwa innych ludzi. Ci zaś, którzy żyli w tej komfortowej sytuacji, że i sami nie cierpieli, i dalecy byli od zadawania cierpień innym, ci – zależnie od wyposażenia swoich czaszek – zajmowali się albo własnymi codziennymi sprawami, zainteresowanie światem ograniczając do pogapienia się w telewizji na nieszczęścia innych ludzi, albo też bez reszty i bez zastanowienia się nad skutkami – poświęcali swoje życie naukowym pasjom, dzięki czemu świat mógł obejrzeć w kolorowych telewizorach to, co zostało po wybuchach bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki, albo – toutes proportions gardees – owieczkę Dollgy. (Arthur Caplan, dyrektor Centrum Bioetyki Uniwersytetu Pensylwania twierdzi, że pierwsze sklonowane niemowlę ludzkie przyjdzie na świat najpóźniej za siedem lat. To stwierdzenie również nie uszło uwagi Pana.)

Stał więc Pan na skraju urwiska i patrzył w dół, na Ziemię. Patrzył i milczał, a milczenie to powoli nabrzmiewało straszliwym gniewem. Przypomniałam sobie słowa z Objawienia: „I niebo znikło, jak niknie zwój, który się zwija, a wszystkie góry i wyspy ruszone zostały z miejsc swoich. I wszyscy królowie ziemi, i możnowładcy, i wodzowie, i bogacze, i mocarze, i wszyscy niewolnicy, i wolni ukryli się w jaskiniach i w skałach górskich, i mówili do gór i skat Padnijcie na nas i zakryjcie nas przed obliczem Tego, który siedzi na tronie, i przed gniewem Baranka, albowiem nastał ów wielki dzień ich gniewu, i któż się może ostać?” (Obj. 6:14-17)

Okropnie się bałam. Cóż jednak mogłam zrobić: przedtem, gdy jeszcze był czas, i teraz, gdy było już za późno? Cały świat wokół mnie szeptał razem ze mną: „Cóż mogliśmy zrobić przedtem, gdy jeszcze był czas, i teraz, gdy jest już za późno?”

Z zapartym tchem stałam patrząc w górę i czułam, jak wzrok Boga przenika mnie na wskroś. A Ziemia wraz ze mną wciąż jeszcze kręciła się, kręciła i kręciła...

Wanda Mlicka