Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

2 / 1997

MYŚLANE NOCĄ

I spojrzał Bóg na ziemię, a ona była skażona, gdyż wszelkie ciało skaziło drogę swoje na ziemi.
I Mojż. 6:12

Byłoby bardzo ciekawe dowiedzieć się, co też Pan Bóg myśli o człowieku dzisiaj. Bo już wtedy – a było to dość dawno temu! – stwierdził, że „wszelkie ciało skaziło drogę swoją na ziemi”, a przecież od tamtej pory sytuacja znacznie się jeszcze pogorszyła. Zważyć też należy, iż właśnie wtedy Pan pożałował, „że uczynił człowieka na ziemi, i bolał nad tym w sercu swoim” (I Mojż. 6:6). No i czym się to skończyło? Postanowieniem zgładzenia tego niewydarzonego tworu, którego złość była od początku wielka, a wszelkie myśli i dążenia ustawicznie złe. Jednakże, jak wiadomo z Biblii, w chwilach ekstremalnego zagrożenia zawsze znajdował się jakiś mąż nieskazitelny a sprawiedliwy i z uwagi na niego Bóg powściągał swój gniew, dzięki czemu życie na ziemi mogło toczyć się dalej i toczy aż do dziś. A w całej historii ocalenia z potopu Noego, jego rodziny i „po parze z wszelkiego ciała, w którym było tchnienie życia” (I Mojż. 7:15), najbardziej wzrusza mnie, że Bóg nie zaufał wtedy Noemu w sprawie zamknięcia drzwi arki od środka, tylko sam się pofatygował: „I zamknął Pan za nim”.

Wody potopu zalały więc całą ziemię łącznie z najwyższymi górami. Było to bardzo straszne. Na świecie „pozostał tylko Noe i to, co z nim było w arce”, a pamięć o gniewie Bożym i o potopie przetrwała do dziś. Czy jednak wywarło to jakikolwiek wpływ na naturę ludzką ? Czy człowiek zastanowił się nad sobą i poprawił choć trochę? Wygląda na to, że raczej nie, że wyciągnął z tej surowej lekcji zupełnie opaczne wnioski. Zaczął bowiem poprawiać nie siebie, ale wszystko wokół, do czego tylko zdołśł się dobrać, całą przyrodę, całe Boże dzieło stworzenia. Musiał widocznie uznać, że Stwórca był niestety w błędzie sądząc, że „było to bardzo dobre”, co w ciągu sześciu pracowitych dni stwarzania świata uczynił. A jak się wreszcie zorientował, to spuścił na swoje niedoskonałe dzieło wielkie mnóstwo wody. A Noemu kazał zbudować arkę, bo w gruncie rzeczy wcale nie chodziło Mu o całkowite zgładzenie rodu ludzkiego. No, może rzeczywiście niektórzy trochę nieuważnie czytają Biblię... A może ufność pokładają w słowach, które Pan rzekł do Noego i jego synów: „I ustanawiam przymierze moje z wami, że już nigdy nie zostanie wytępione żadne ciało wodami potopu i że już nigdy nie będzie potopu, który by zniszczył ziemię” (I Mojż. 9:11).

W każdym razie żyjemy i gorliwie zajmujemy się tym, co nazywamy postępem. Jednak ku czemu właściwie „postępujemy”, jest niezupełnie jasne. W recepturze na postępowe postępowanie są takie składniki jak na przykład „więcej”, „szybciej”, „skuteczniej”, i te słówka mobilizują do działania. Nie jest natomiast określony kierunek tego działania. To już zależy tylko od człowieka. Może on, powiedzmy, szybciej wyprodukować więcej żywności i skuteczniej obdzielić nią głodujących, ale może też skuteczniej i szybciej pozabijać na wojnie o wiele więcej ludzi, niż to mu się udawało dotychczas. Nie wdając się tu w zgadywanie, co wybierze, możemy stwierdzić jedno: zafascynowany możliwościami swojego umysłu człowiek zaczyna się przenosić z realnej rzeczywistości w rzeczywistość wirtualną. Drugi człowiek przestaje mu być potrzebny. Ma bowiem swój komputer, który spełnia coraz więcej funkcji i może zaspokoić coraz więcej intelektualnych potrzeb, udziela informacji, łączy ze światem, a i pobawić się z nim można. No i w dodatku nie trzeba się przy nim liczyć ze słowami i w każdej chwili można go wyłączyć. Żadna żywa istota nie ma tylu zalet naraz. Czyż można się więc dziwić, że już nie chcemy się zadawać z jakimiś kłopotliwymi bliźnimi?

Wszystko to wygląda pięknie, ale dręczy mnie jedno zagadnienie. Świat, idąc z postępem, zmienia się. A człowiek się nie zmienia i powoli przestaje panować nad tym, co rozpętał. Popycha ten postęp do przodu, a sam stoi w miejscu. Kto nie wierzy, niech czytając Biblię pozmienia niektóre imiona i niektóre realia, a zobaczy tę samą naturę ludzką: opisaną w wiecznej Księdze i pokazaną w Wiadomościach telewizyjnych. I mam pytanie do osób z technicznym wykształceniem: jak długo jakaś część większej całości może bezkarnie pozostawać nie zmieniona w przypadku, gdy sama całość ulega nieustannej zmianie? Jak długo ta całość, ten mechanizm, w ogóle będzie w stanie poruszać się i funkcjonować, podczas gdy jakaś jego część coraz mniej pasuje do całości? O ile wiem, to nawet najmniejszy trybik albo byle śrubeczka muszą być idealnie zgrane z resztą, bo inaczej w pewnym momencie wszystko rozleci się z trzaskiem... Co do mnie, to już od dość dawna słyszę, jak coś zgrzyta.

A poza tym, choć pewne jest, że potopu nie będzie, bo tak powiedział Pan, to jednak nic wtedy nie wspomniał o innych możliwych kataklizmach. A w Objawieniu czytamy: „I nastąpiły błyskawice i donośne grzmoty, i wielkie trzęsienie ziemi, jakiego nie było, odkąd człowiek istnieje na ziemi; tak potężne było to trzęsienie” (Obj. 16:18).

Ciekawe, czy będzie można schować się przed tym w wirtualnej rzeczywistości...

Wanda Mlicka