Drukuj

6 / 1996

MYŚLANE NOCĄ

I zaczął Daniel mówić tymi słowy: Niech będzie błogosławione
imię Boga od wieków na wieki, albowiem do niego należą mądrość i moc.
On (...) udziela mądrości mądrym, a rozumnym rozumu.
Dan. 2:20-21

Osobliwe myśli nawiedzają mnie ostatnio nocami... No dobrze, wiem, że nie tylko ostatnio! Ale na przykład teraz myślę o swoim mózgu. Dany mi został świeżutki, w fabrycznym opakowaniu. Daty ważności, co prawda, nie było, jednak doświadczenie uczy, a nauka to potwierdza, że przeważnie wystarcza on aż do końca życia i że się w miarę używania rozwija (powiedzmy, że do pewnego czasu!). Czaszka, w której go dostałam, niby niewielka, ale co się tam mieści, to pojęcie ludzkie przechodzi. Przedmózgowie, śródmózgowie, tyłomózgowie – to można jeszcze zrozumieć i zaakceptować: przód, środek, tył. Ale w encyklopedii wymienia się też inne rzeczy, takie jak na przykład pień, kora, most, wzgórze, podwzgórze. I natychmiast wyobraziłam sobie taki krajobraz: jest wzgórze (porównane tam do stacji przekaźnikowej, a więc... maszty, anteny?). W pobliżu, może na podwzgórzu, stoi pień. Skoro jest i kora, więc drzewo? A obok (przerzucony wdzięcznym łukiem?) – most. Nawet ładnie. Gorzej, że są tam jeszcze bardzo tajemnicze „ciała” modzelowate (nie mam pojęcia, co to znaczy, można sobie wyobrazić wszystko), migdałowate (miłe skojarzenia, lubię migdały) i prążkowane (tygrys?). Najbardziej zafrapowało mnie jednak określenie: istota biała. Ani chybi duch! A wszystko razem waży tylko około 1350 g i oprócz tej zagadkowej zawartości, z której nie wymieniłam nawet połowy, mieści w sobie również mój rozum. Niezależnie od swojej jakości jest tam gdzieś i jakoś działa, chociaż w encyklopedii rozum nie jest wymieniony jako część składowa mózgu, zatem jest to „ciało niewidzialne” – jest, a zarazem go nie ma...

Bóg „udziela rozumu”. Mamy więc z jednej strony bezsporny dowód na to, że rozum istnieje, ale z drugiej strony, że nie każdemu jest dany. Jeśli rozejrzeć się dookoła, posłuchać, poczytać, to rzeczywiście wszystko się zgadza. Jedno mnie tylko zastanawia. Otóż Bóg badając człowieka, jaki naprawdę jest – zdaje się badać nie jego rozum, ale serce i nerki: „Panie Zastępów, który sprawiedliwie sądzisz, który badasz nerki i serca...” (Jer. 11:20); „Zbadaj mnie, Panie, i doświadcz, poddaj próbie nerki i serce moje!” (Ps. 26:2); „Utwierdź sprawiedliwego, który badasz serca i nerki, Boże sprawiedliwy” (Ps. 7:10). Rozum zaś jest raczej traktowany jako narzędzie służące do myślenia, pojmowania, wnioskowania, pamiętania i tak dalej. W Drugiej Księdze Mojżeszowej czytamy, że Mojżesz rzekł do synów izraelskich: „Oto Pan powołał imiennie Besalela (...) i napełnił go duchem Bożym, mądrością, rozumem, poznaniem i wszechstronną zręcznością w rzemiośle...” (II Mojż. 35:30.31).

Byłby więc rozum tylko czymś w rodzaju narzędzia, za pomocą którego wykonujemy wolę Bożą i Jego polecenia? I razem z mózgiem, będącym siedzibą rozumu i myśli, służy wyłącznie do funkcjonowania w życiu na ziemi? A to, co w człowieku najważniejsze, mieści się w tym prozaicznym kawałku mięśnia zwanym sercem i jeszcze bardziej prozaicznych nerkach: „...Ja jestem Ten, który bada nerki i serca, i oddam każdemu z was według uczynków waszych” (Obj. 2:23). A jednak to mózg jest w żywej istocie tym, co umiera ostatnie, bo nawet gdy ustanie krążenie krwi i oddychanie, tkanki i narządy przez krótki czas zachowują przejawy życia i z tego stanu śmierci, zwanej kliniczną, można jeszcze powrócić na ziemię. Dopiero po paru minutach ustają odruchy i prądy czynnościowe mózgu; jest to śmierć biologiczna, nieodwracalna. No tak, ale to dotyczy mózgu, nie rozumu. Rozum jako „ciało niewidzialne” gdzieś się ulatnia... Nic zresztą dziwnego, bo pojęcie rozumu jest wszak podstawową kategorią filozoficzną, musi więc być substancją lotną. Tu przypomniało mi się zdarzenie z mojej młodości. Przed wojną mieszkałam przez kilka miesięcy w zapadłej wiosce i na pytanie sąsiadów, jaki zawód ma mój ojciec, odpowiedziałam z dumą, że jest filozofem. Ich chichot trochę mnie zdziwił. Później dowiedziałam się, że w tej okolicy filozofami nazywano ludzi niedorozwiniętych, będących pośmiewiskiem całej wsi. Hm!

Na podstawie wyniku badania „serca” i „nerek” każdemu z nas oddane będzie według uczynków naszych. Wynika z tego, że po pierwsze – mózg nie będzie w ogóle badany, ponieważ – po drugie – to, co czynimy, wcale nie od niego zależy. Może więc niesłusznie pysznimy się naszym rozumem? A może mózg jest zgoła nieekologiczny, bo przecież wymyśla to wszystko, co niszczy całą przyrodę? Ponieważ jednak został nam dany przez Boga, zatem do czegoś jest potrzebny i powstaje podejrzenie, że niewłaściwie go użytkujemy. Mózg podobny jest do komputera (czy też odwrotnie?), więc może do programu, który pierwotnie był bardzo dobry („I spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było dobre” – I Mojż. 1:31), dostał się jakiś wirus? Jak słyszę od tych mądrali, którzy się na komputerach znają, taki wirus potrafi zjeść wszystkie polecenia i narobić okropnego bałaganu. W dodatku jest zaraźliwy...

I pomyśleć tylko, że wszystko, co tu naplotłam, ulęgło się w moim mózgu, a myśląc o mózgu tymże mózgiem doprowadziłam do tego, że to, co o nim myślę, jest jego własnym myśleniem o tym, co on sam o sobie myśli.

Nie do pojęcia!

Wanda Mlicka