Drukuj

5 / 1996

MYŚLANE NOCĄ

Bądźcie mocni! A serce wasze niech będzie dzielne, wy wszyscy, którzy macie nadzieję w Panu.
Ps. 31:25

Czy możemy chwilę porozmawiać? Tylko Ty i ja. To nic, że być może nigdy nie poznaliśmy się osobiście. Może zamieniamy parę zdawkowych słów po nabożeństwie. Może minęliśmy się wczoraj na ulicy. Może w zeszłym tygodniu siedziałam dwa rzędy za Tobą na koncercie. Może... To nieważne. Wiem, że jesteś. I chcę, żebyś wiedział, że ja jestem. Bo tak naprawdę, to chciałabym się z Tobą naradzić, co mamy zrobić, co możemy zrobić, co musimy zrobić, żeby sprostać temu, co nas spotkało. Bo tego, z czym musimy teraz żyć, nie można porównać do czegoś, co już znamy, do rozpaczy po stracie kogoś najbliższego. Czyjaś śmierć to cios, po którym człowiek zostaje sam ze swoją raną. Jeżeli wierzy – ufa, że ten, który odszedł, jest teraz u Ojca, jest bezpieczny. Ta świadomość pomaga przetrwać: „...jeśli umieramy, dla Pana umieramy” (Rzym. 14:8). Tu, na ziemi, tuż obok mnie zostało puste miejsce i z tą pustką trzeba żyć dalej. To trudne. Ale powiedz, jak żyć, gdy nic się jeszcze nie stało, a już wiesz, że stać się może albo musi. Ktoś najbliższy został naznaczony. Czy Tobie też, w chwili, gdy się o tym dowiedziałeś, cały świat obrócił się do góry nogami? Wszystko się przesunęło i znalazłeś się na miejscu nieznanym. Obcy jest krajobraz, ludzie, zapachy, dźwięki. Człowiek stał się obcy samemu sobie, nie może odnaleźć nic z tego, co było mu bliskie przed chwilą. Powiedz – jak teraz żyć?

„Bądźcie mocni!” – mówi Psalmista. Więc staramy się. Zawsze staraliśmy się. Ty też. I może Tobie też wydawało się, że Bóg to widzi? Bo ja czasem myślałam, że może wzrok Jego zatrzymał się na mnie kiedyś z upodobaniem dlatego, że próbowałam iść prosto, nawet gdy brzemię wydawało się zbyt ciężkie. Ale teraz Bóg je nagle podwoił. Bez ostrzeżenia. I czuję, że właśnie teraz na mnie patrzy. A ja, czy nadal jestem mocna? Nie. Przecież nie byłam przygotowana. Każdy by się załamał. Tragarz niosący dwudziestokilogramowy ciężar też ugnie się, gdy mu znienacka dorzucić na grzbiet dwa razy tyle... To tylko takie sobie wymówki, wiem.

„Zaufam i nie będę się lękał...” (Iz. 12:2). Ufaliśmy, prawda? I nie było w nas lęku. „Wierny jest Bóg...” (I Kor. 1:9). I nagle zostaliśmy zdradzeni. Czy też tak to odczułeś? Nie mamy racji, wiem, głupio i niegodnie jest tak myśleć. Ale ja tak nie myślę, ja tak czuję. Więc chyba od tego trzeba zacząć, od uporania się z poczuciem, że Bóg nas zawiódł. Jakoś dotychczas radziliśmy sobie z wszelkim złem, jakie nas spotykało. Nie wiem, jak Ty, ale ja nieraz buntowałam się i zgrzytałam zębami, by w jakiś czas później przyznać, że chociaż przybyło mi parę blizn, to jednak nauczyłam się czegoś i umocniłam. Ale tym razem... Czy Wy, moja Siostro, mój Bracie, czy Wy też poczuliście w tamtej chwili, gdy lekarz paroma słowy rozbijał pancerz modlitwy i dobrych myśli, którymi ochranialiśmy swoje dziecko, męża, żonę – czy Wy też mieliście wrażenie, że oto Bóg dotknął palcem Waszego serca i serce to stanęło?

No, ale teraz bije dalej i na nic zdają się prośby, by przestało. Widać jeszcze nie nadszedł mój czas. I tu wracam do tego, nad czym chciałam się z Tobą naradzić pytając, czy możemy chwilę porozmawiać: co musimy zrobić, by sprostać temu, co nas spotkało? I już pisząc te słowa widzę, że pytanie jest postawione źle. Bo tu wcale nie chodzi o Ciebie czy o mnie. Chodzi o tamtego człowieka, który został naznaczony, cokolwiek by to miało znaczyć. O człowieka, który jest w niebezpieczeństwie, któremu zagraża coś, na co nie mamy wpływu. I który teraz właśnie w pełni pojął, co to znaczy samotność. Bo nie łudź się, że możesz ją z nim podzielić. Możesz tylko być przy nim. „Tylko” czy „aż”? To zależy od Ciebie. To zależy ode mnie. Od tego, jakim będziesz towarzyszem. Od tego, czy będziesz silny albo silna. Czy zdołasz przemóc się, by z całą mocą i przekonaniem powiedzieć: „Zaufam i nie będę się lękał...” Czy okrzepniesz w sobie tak, by można się na Tobie oprzeć i czerpać siłę z Twojej siły, spokoju i wiary.

Wielkie to są wymagania i myślę, że można im podołać tylko dzięki takiej miłości, o jakiej mówi Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian. Nieegoistycznej, cierpliwej, która wszystko znosi i nigdy nie ustaje. Miłości, która pozwoli zapomnieć o sobie, o własnym bólu, niepokoju, buncie, która pomoże ufać mimo wszystko i wbrew wszystkiemu.

Porozmawialiśmy chwilę i rozchodzimy się, każdy do siebie. Niech towarzyszą nam słowa, które Psalmista powiedział dwa tysiące lat temu wiedząc, że potrzebne nam będą dziś, dwa tysiące lat później: „serce wasze nich będzie dzielne, wy wszyscy, którzy macie nadzieję w Panu”.

Wanda Mlicka