Drukuj

1 / 1995

MYŚLANE MOCĄ

Zadrżyj, ziemio, przed obliczem Pana. przed obliczem Boga Jakuba
Ps. 114:7

A więc powitaliśmy Nowy Rok, jeszcze jeden rok nowy, znów pełni nadziei, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko zmieni się na lepsze: i życie nasze, i świat, i my sami. Ta powracająca uparcie nadzieja zacznie teraz co roku przybierać na sile, by szczyt swój osiągnąć za kilka lat, kiedy to w dniu 31 grudnia 2000 roku, o godzinie dwudziestej czwartej, nie tylko nasz wiek, ale cale tysiąclecie odejdzie w przeszłość. Tej nocy gdzieś na ziemi narodzi się pierwszy człowiek dwudziestego pierwszego wieku i pierwszy w nowym tysiącleciu umrze. A w niebie, dyżurujący w tę noc Anioł w zadumie spojrzy na ukończone właśnie zdanie, westchnie, postawi kropkę i powoli odwróci stronę Wieczystej Księgi, by na nowej, czystej jeszcze karcie starannie wykaligrafować z góry: 1 stycznia 2001, a poniżej, w rubrykach „narodził się” i „zmarł”, wpisać pierwsze imiona. Tak rozpocznie się w niebie kronika historii ludzkości w Trzecim Tysiącleciu. Ale na ziemi te pierwsze narodziny i pierwsza śmierć odnotowane zostaną tylko w sercach najbliższych. Bo ludzkość w tym momencie odwróci się plecami od tego, co było, i patrząc ponad teraźniejszością w przyszłość powita zbiorowym wrzaskiem bicie zegara i miliony kolorowych fajerwerków na oślepionym blaskiem niebie. Tak zacznie się na ziemi historia ludzkości w Trzecim Tysiącleciu.

W jakiś czas później ludzie ochłoną i pomyślą o zrobieniu bilansu minionych stu lat. Ja należę do tych, którzy do podsumowania zabrali się wcześniej. Któż wie bowiem, po której stronie życia będę w roku dwutysięcznym pierwszym? A niepokoi mnie pytanie, czy wiek dwudziesty spełnił nadzieje, jakie w nim pokładano? Entuzjaści tego, co nazywamy postępem, z pewnością zakrzykną chórem, że tak! Z nadwyżką! I trzeba przyznać, że o ile mają na myśli postęp techniczny, to z pewnością mają słuszność. Skok, jakiego człowiek dokonał w ciągu tych - tak w końcu niewielu - lat, sięgając między innymi Księżyca i gwiazd - jest zdumiewający. Korzystając na co dzień z wynalazków, które gruntownie odmieniły nasze życie, być może nie zdajemy sobie nawet w pełni sprawy z ogromu technicznej rewolucji, jaką może poszczycić się stulecie, które za parę lat pożegnamy na zawsze.

Chyląc głowę przed wspaniałymi osiągnięciami ludzkiego umysłu, zadaję sobie jednak trwożne pytanie: co z całą resztą człowieka? Co z jego sercem, duszą, sumieniem? Jak obszedł się ze swymi braćmi i ze wszystkim, co Bóg uczynił, a co „było bardzo dobre” (I Mojż. 1:31)? Czym. poza rozwojem myśli technicznej, będą mogli poszczycić się ludzie dwudziestego wieku, jakie dziedzictwo przekażemy wnukom i prawnukom, i kto powstanie z karl: historii, by powiedzieć przyszłym pokoleniom: tak oto było, i my tego świadkami...?

Ze zbiorowych mogił, z bezimiennych grobów, z przydrożnych rowów, z izb tortur, znad skutych lodem pustkowi, spod fundamentów wypoczynkowych ośrodków, z bagien, mokradeł, stepów, kopalń, spod podkładów szyn, z odrutowanych wagonów, z popiołów krematoryjnych obozowych pieców i sterylnych pseudopooperacyjnych sal, z placów wielkich miast - ze wszystkich zakątków ziemi powstaną miliony widm. Oto świadkowie wieku dwudziestego, świadkowie jego hańby i ludzkiej winy. Winy tych, którzy żyli tuż obok, za ścianą, za płotem, za miedzą, za murem, za granicą, tuż obok katów i ofiar, i dopuścili, by jedni stali się katami, a drudzy ofiarami. Tak, jakby spełniło się na nas „proroctwo Izajasza, które powiada: będziecie stale słuchać, a nie będziecie rozumieli, będziecie ustawicznie patrzeć, a nie ujrzycie. Albowiem otępiało serce tego ludu, uszy ich dotknęła głuchota, oczy swe przymrużyli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, i sercem nie rozumieli...” (Mat. 13:14.15).

Wybaczcie. Miał to być tekst noworoczny, pogodny, i zapewne nie trzeba było tego, co napisałam, pisać właśnie teraz. Ale moje nocne myślenie zawsze krąży własnymi, przewrotnymi drogami. Dziś akurat zawędrowało do kresu naszego stulecia, kazało mi spojrzeć wstecz, i zamarłam. Bo to było tak, jakbym ujrzała Objawienie Św. Jana, tylko że to nie była przyszłość, która jawi się daleka i niewyobrażalna, nie odnosząca się bezpośrednio do życia człowieka czytającego dziś Biblię, ale przeszłość. która już się była stała, w której żyłam, oddychałam, śmiałam się, kochałam i - słuchając nie słyszałam, patrząc nie widziałam, a serce moje nie rozumiało nic. Nic.

Jeżeli dożyję tej nocy, w której bicie zegara obwieści koniec wieku, za który i ja ponoszę odpowiedzialność – spojrzę wstecz nie odwracając oczu od niczego, co się w nim wydarzyło. A myśląc o swoich dzieciach i dzieciach ich dzieci, spojrzę w niebo oślepłe od jaskrawych błysków petard, prosząc za Psalmistą:

„Spraw nam odnowę. Boże zbawienia naszego, i zaniechaj gniewu swego na nas! Czyż na wieki gniewać się będziesz na nas, czy rozciągniesz gniew swój na wszystkie pokolenia? [...] Chciałbym teraz słyszeć, co mówi Bóg, Pan: Zaiste, zwiastuje pokój ludowi swemu i wiernym swoim, aby tylko nie zawrócili do głupoty swojej. [...] Wierność wyrośnie z ziemi, a sprawiedliwość wyjrzy z niebios. Także dobrobytu udzieli Pan i ziemia nasza swój plon wyda” (z Ps. 85).

Wanda Mlicka