Drukuj

Nr 1-2/1990

MYŚLANE NOCĄ

Czy nie wiecie, że odrobina kwasu  cały zaczyn zakwasza?
I Kor. 5:6

Tak pytał Paweł Koryntian. Oni, oczywiście, wiedzieli to z praktyki, najprostsza u nich kobiecina wiedziała. A my dziś placków ani chleba sami nie pieczemy i chyba zapomnieliśmy, dlaczego nawet odrobina kwasu tak jest niebezpieczna dla tych, którzy mają być nowym zaczynem: mają być „przaśni”. Archaiczne pojęcie i tyle, cóż nam do tego... A jednak, gdy przyjrzeć się bliżej, okazuje się, że i nam do tego wiele. Może nawet więcej niż Koryntianom, gdy Paweł pisał do nich swój list.

Ten kwas, którego w każdym prawie człowieku niemało, kojarzy mi się z ekologią. Cóż to bowiem jest ekologia? Władysław Kopaliński pisze, że bada ona „stosunki między organizmami i ,ich zespołami a ich żywym i martwym środowiskiem”. Liczne dziś na świecie ruchy ekologiczne nie tylko badają te stosunki, ale zarazem walczą o czystość naturalnego środowiska człowieka. Ekolodzy twierdzą, że sytuacja niemal na całym globie jest zła, a w poszczególnych rejonach świata wręcz tragiczna. Nawet tak dawniej abstrakcyjne i budzące wesołość dzieci powiedzonko: „Och, to drobiazg, dziury\w niebie nie będzie!” – przestało być komicznym absurdem. Dziury w niebie są i zagrażają życiu na ziemi.

Tę całą ekologiczną awanturę (bo ekolodzy to pasjonaci z temperamentu H walczą nader spektakularnie) przeniosłam sobie na grunt chrześcijański. I popatrzcie, jak to można ładnie przetransponować: chrześcijański ruch ekologiczny, który bada stosunki „między organizmami” – poszczególnymi ludźmi, i „ich zespołami” – grupami, społeczeństwami, „a ich żywym i martwym środowiskiem” – przyrodą, architekturą, techniką, sztuką... Bada i zarazem walczy o czystość   i   harmonię stosunków między Tobą a mną, między nami a Wami... W tym miejscu przypomniałam sobie ów kwas z napomnienia Pawła.

Tych kwasów jest całe mnóstwo. Różne gatunki i rodzaje. Paweł wymienił w dalszych wierszach rozdziału piątego te najbardziej rzucające się w oczy, najpaskudniejsze: wszeteczeństwo, chciwość, bałwochwalstwo, oszczerstwo, pijaństwo, łupiestwo. Czy jednak dziś właśnie one są najbardziej żrące? Myślę, że może wbrew pozorom nie te są najgorsze, które tak łatwo zobaczyć i które nie są znów zbyt powszechne wśród 'tak zwanych porządnych ludzi, naszych sióstr i braci w Chrystusie. Kwasy, które wydalamy z naszych organizmów głównie za pomocą języka, mimiki, drobnych gestów, to raczej kwasiki, ale jakże trujące! Przeważnie wcale się o tym nie myśli, jak nie myśli o spalinach pufających z rury wydechowej samochodu jadący nim człowiek. Spaliny to wprawdzie nie kwas, ale też trują, trują innych, sam zaś jadący truty bywa przez samochody swoich bliźnich. Na Zachodzie coraz powszechniej stosuje się bezołowiową benzynę, dzięki której spaliny nie są tak szkodliwe. Jednakże, by jej używać, trzeba koniecznie mieć takie małe urządzenie, katalizatorem zwane. Cała sprawa wynikła i znalazła tak szczęśliwe rozwiązanie dzięki ekologom właśnie. Pytam: co mogą wymyślić ludzie zrzeszeni w chrześcijańskim ruchu ekologicznym, by zapobiec wydalaniu kwasów i kwasików zatruwających stosunki między bliźnimi? Co może być naszym katalizatorem?

Odpowiedź nasuwa mi się sama, ale jej oczywistość jest wprost zawstydzająca. Postanawiam więc najpierw uświadomić sobie dokładnie, czym tak zatruwamy życie sobie nawzajem. Ano, jesteśmy, na przykład, nie w humorze. Przyczyn nie brakuje i każdy ma na podorędziu jakiś powód, absolutnie uzasadniający ten zły humor. Czym jednak uzasadnimy prawo do emitowania go na zewnątrz, do podtruwania swoim kwasem rodziny, ekspedientki lub klienta w sklepie, współtowarzysza kolejkowej niedoli, podwładnych? Szczególnie niesympatyczna jest złośliwość, wtykanie szpileczek pod pozorem dobrych intencji, nieżyczliwość maskowana dobrodusznością. Może ktoś powie, że to nie kwas? Mam wrażenie, że tak, i to bardzo trujący. Jak zresztą całe mnóstwo innych małostek.

Nadal jednak nie mogę zasnąć, bo męczy mnie następne pytanie: czy ta „odrobina kwasu” zakwasza tylko tego, w którym się znajduje, czy to on jest tym zakwaszonym zaczynem, czy też zakwasza się również ten, na którego ów kwas zostaje wychlapany za pomocą języka, mimiki, gestu? Może jest coś o tym w Biblii? Na razie nie znalazłam nic, co by pomogło rozstrzygnąć tę wątpliwość. Nie szkodzi, może kiedyś znajdę, może znajdzie ktoś inny i mi powie. Tymczasem sygnalizuję tylko problem.

Te odrobiny kwasu, wytwarzane przez wadliwą przemianę materii ludzkiej psychiki, rzutują na stosunki ja-Ty, my-Wy. A jaki jest stosunek do przyrody, do zwierząt? Co z architektura, techniką, sztuką? Niedobrze. Na przyrodzie wyżywają się nasze najgorsze instynkty władzy, posiadania, ingerowania, zmuszania, podporządkowywania, niszczenia. Głupota też 'może działać jak kwas. Architektura i urbanistyka nie służą ludziom. Służyły władzy i sobie, a skutki odczuwać będą całe pokolenia. Ta służalczość to kwas zwany egoizmem. A w całych rozległych obszarach sztuki panuje komercjalizm, zarozumialstwo i pucha. Szkoda, że nie ma już Pawła, może napisałby do nas list...

Wracając do katalizatora: co może nim być dla chrześcijanina? Odpowiedzi nie muszę szukać. Jest, oczywiście, w Biblii i każdy zna ją na pamięć: Jezus, naprawdę w sercu mieszkający.