Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 2/2020, s. 5

(fot. moritz320/pixabay)
(fot. moritz320/pixabay)

 

I oto tego samego dnia dwaj z nich szli do miasteczka zwanego Emaus, które było oddalone o sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. I rozmawiali z sobą o tych wszystkich wydarzeniach. A gdy tak rozmawiali i nawzajem się pytali, sam Jezus, przybliżywszy się, szedł z nimi. Lecz oczy ich były zasłonięte, tak że go poznać nie mogli. I rzekł do nich: Cóż to za rozmowy, idąc, prowadzicie z sobą? I przystanęli przygnębieni. A odpowiadając jeden, imieniem Kleopas, rzekł do niego: Czyś Ty jedyny pątnik w Jerozolimie, który nie wie, co się w niej w tych dniach stało? Rzekł im: Co? Oni zaś odpowiedzieli mu: Z Jezusem Nazareńskim, który był mężem, prorokiem mocarnym w czynie i w słowie przed Bogiem i wszystkim ludem, Jak arcykapłani i zwierzchnicy nasi wydali na niego wyrok śmierci i ukrzyżowali go. A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela, lecz po tym wszystkim już dziś trzeci dzień, jak się to stało. Lecz i niektóre nasze niewiasty, które były wczesnym rankiem u grobu, wprawiły nas w zdumienie, Bo nie znalazły jego ciała, przyszły mówiąc, że miały widzenie aniołów, powiadających, iż On żyje. Toteż niektórzy z tych, którzy byli z nami, poszli do grobu i zastali to tak, jak mówiły niewiasty, lecz jego nie widzieli. A On rzekł do nich: O głupi i gnuśnego serca, by uwierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy. Czyż Chrystus nie musiał tego wycierpieć, by wejść do swojej chwały? I począwszy od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co o nim było napisane we wszystkich Pismach. I zbliżyli się do miasteczka, do którego zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. I przymusili go, by został, mówiąc: Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił. I wstąpił, by zostać z nimi. A gdy zasiadł z nimi przy stole, wziąwszy chleb, pobłogosławił i rozłamawszy, podawał im. Wtedy otworzyły się ich oczy i poznali go. Lecz On znikł sprzed ich oczu. I rzekli do siebie: Czyż serce nasze nie pałało w nas, gdy mówił do nas w drodze i Pisma przed nami otwierał? I wstawszy tejże godziny, powrócili do Jerozolimy i znaleźli zgromadzonych jedenastu i tych, którzy z nimi byli, Mówiących: Wstał Pan prawdziwie i ukazał się Szymonowi. A oni też opowiedzieli o tym, co zaszło w drodze i jak go poznali po łamaniu chleba.

Łk 24,13–35
(przekład Biblii warszawskiej)

 

Opowieść o uczniach idących do Emaus w roku liturgicznym pojawia się zwykle w święta Zmartwychwstania Pańskiego. Wiąże się z odkryciem Zmartwychwstałego i wielkanocną radością, którą przeżywamy przez kolejne sześć niedziel. Ale czasy, w których Łukasz zdaje relację ze spotkania na drodze, wcale nie były spokojne i radosne. Jerozolima została zniszczona, a chrześcijańska wspólnota przeżywała kryzys. Niektórzy odczuwali rozczarowanie, że Jezus nie wraca; wielu czuło niepewność o jutro, wielu było prześladowanych.

Z Pisma Świętego wiemy, że po zmartwychwstaniu oczy uczniów były zasłonięte. Ale gdy Łukasz pisał Ewangelię, miał nadzieję na zmobilizowanie współczesnych mu chrześcijan, że bez względu na okoliczności otworzą oni szeroko oczy i powrócą do wielkanocnej radości.

Choć jesteśmy oddaleni w miejscu i czasie, relacja ewangelisty okazuje się ważna dla nas, współczesnych chrześcijan, którzy nagle zetknęli się rzeczywistością pandemii, z izolacją i niepewnością.

Do połowy marca 2020 r. prowadziliśmy w drodze wiele rozmów. Zajmowały nas codzienne problemy, czasem kwestie podziałów politycznych, w niewielkim stopniu sytuacja na świecie. Koncentrowaliśmy się na sobie, także w naszym życiu religijnym, podążając wydeptanymi ścieżkami i powtarzając znane rytuały. Zmiana przyszła z dnia na dzień – podobnie, jak w życiu uczniów Jezusa.

Uczniowie Jezusa, których widzimy na drodze do Emaus, to ludzie duchowo zawiedzeni. Są przekonani, że ich nadzieje umarły wraz z Jezusem, a wszystko, czego dokonał, zostało zaprzepaszczone. Sami przyznają, że sprawy nie potoczyły się tak, jak się tego spodziewali. W takim stanie spotyka ich Jezus. Doskonale widzi ich niepewność i frustrację, ale jest w tej drodze z nimi i chce wiedzieć, co czują. Dlatego pyta: „Cóż to za rozmowy, idąc, prowadzicie z sobą?”.

Gdyby zadał to pytanie nam, cóż moglibyśmy odpowiedzieć? Przede wszystkim musielibyśmy zacząć od tego, że nie możemy być w drodze. Musieliśmy się zatrzymać i bardzo nam to przeszkadza. Epidemia koronawirusa zachwiała naszą rzeczywistością. Pozostając w izolacji, a czasem na kwarantannie, zauważamy rzeczy, których nam brakuje. Widzimy, co zostało nam odebrane i ograniczone. Towarzyszy nam niepokój, nawet złość. Nie tego się spodziewaliśmy.

Chwieje się czasem nasza wiara. Myślimy, że Bóg nas opuścił w potrzebie, a my nie wiemy, jak sobie w tej sytuacji poradzić. Zatrzymaliśmy się także w naszym życiu religijnym, bo przecież nie możemy gromadzić się w kościołach. Przeżywaliśmy inny czas pasyjny, inne święta, mieliśmy inne plany. Dokonuje się zmiana, której nie chcieliśmy. Jak można tego nie wiedzieć, jak Jezus może o tym nie wiedzieć i po co nas pyta?

Tymczasem patrząc na Jezusa odkrywamy, że można Go nie widzieć, można mieć zasłonięte oczy przez ból, niepokój czy rozczarowanie, a On i tak nam towarzyszy. Idzie z nami, cierpi z nami i oczekuje, że powiemy Mu, co się w nas dzieje, co nas niepokoi, jakie są nasze doświadczenia. Potem przemawia do nas przez swoje Słowo i przypomina obietnice.

Tak zachowuje się względem uczniów na drodze do Emaus. Nie tylko cytuje Pisma, lecz objaśnia, co było o Nim zapisane, dlaczego musiał wszystko wycierpieć. Pozwala im spojrzeć na historię ponownie, odkryć te fragmenty dla siebie, a zarazem odkryć Jego jako Zmartwychwstałego Zbawiciela.

Kiedy spotyka nas w tym dziwnym czasie, także wskazuje na siebie. Przypomina o znaczeniu Jego męki i zmartwychwstania oraz zachęca, byśmy przekonali się sami, na nowo odkrywali znaczenie tych wydarzeń dla nas. Brakuje nam spotkań w budynku kościelnym, ale czy dzięki epidemii nie nauczyliśmy się czegoś nowego o Kościele? Tego, o czym Jezus już kiedyś nam mówił, ale co nam umknęło: Gdzie dwóch lub trzech… przecież. To właśnie epidemia pozwoliła nam zobaczyć, jak możemy być blisko, będąc od siebie oddaleni. A umiejscowienie w czasie pasyjnym pomogło nam uchwycić się nadziei. Jeśli nawet trwamy w stagnacji, jeśli mamy wrażenie zatrzymania, to Jezus nadal chce, abyśmy byli z Nim w drodze. Byśmy zamknięci otwierali się na nowe wyzwania i na przykład zauważali tych, których w normalnych warunkach nie chcemy widzieć.

W sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, możemy powiedzieć, jak uczniowie: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Właśnie w tym przedziwnym czasie możemy zaprosić Jezusa do naszych domów, naszych domowych kościołów, zaprosić do wspólnego posiłku. Prawdziwa obecność Jezusa, który jest światłością świata, rozwiewa naszą ciemność. W naszych domach będzie nie tylko od święta, ale stanie się częścią naszej rodziny, naszego życia i naszej codzienności.

Historia o drodze do Emaus to nie jest wyłącznie opowieść na czas pandemii. Jezus, który towarzyszy swoim uczniom, słucha ich, naucza, modli się z nimi i łamie z nimi chleb, swoją postawą pokazuje nam, współczesnym chrześcijanom, jakim możemy być Kościołem. Uświadamia, że bez względu na okoliczności także jesteśmy w drodze. I na drodze życia chrześcijańskiego powinniśmy umiejętnie słuchać, a nie tylko mówić, towarzyszyć, a nie tylko iść obok, być z tymi, którzy nas potrzebują, nawet gdy jest niebezpiecznie. Bo tak jak uczniowie w drodze do Emaus, nie idziemy samotnie.

* * * * *

Agnieszka Godfrejów-Tarnogórska – rzeczniczka prasowa Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP

 

Czytaj też: ks. Michał Jabłoński, „Jesteśmy w drodze”