Drukuj

NR 2/2020, s. 13–14

Ks. bp Marek Izdebski w kosciele ewangelicko-reformowanym w Lodzi (fot. Michal Karski)
Ks. bp Marek Izdebski w kościele ewangelicko-reformowanym w Łodzi (fot. Michał Karski)

 

kazanie wygłoszone podczas transmitowanego przez internet nabożeństwie w Łodzi
w Wielki Piątek, 10 kwietnia 2020 r., w czasie pandemii COVID-19

 

Miłość Chrystusa bowiem przynagla nas, którzy dokładnie zdajemy sobie sprawę z tego, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy umarli. A właśnie za wszystkich umarł, aby ci, co żyją, nie żyli już dłużej dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał. Tak więc odtąd nie znamy już nikogo według ciała. Jeśli zaś nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to odtąd już tak nie poznajemy. Dlatego jeśli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, przeminęło, a nastało nowe. Wszystko to zaś od Boga, który przez Chrystusa pojednał nas z sobą i zlecił nam służbę pojednania. W Chrystusie bowiem Bóg pojednał świat z sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, a nam powierzył głoszenie pojednania. Jesteśmy więc posłani w imię Chrystusa. Sam Bóg niejako zachęca przez nas. W imię Chrystusa prosimy: Dajcie się pojednać z Bogiem! On to dla nas Tego, który nie znał grzechu, uczynił grzechem, abyśmy w Nim stali się sprawiedliwością Bożą.

2 Kor 5,14–21
(przekład Biblii Ekumenicznej)

 

Drogie Siostry, Drodzy Bracia,
Drodzy Słuchacze,

Spotykamy się dziś, jak co roku, aby przypominać sobie i światu mękę naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Ale spotykamy się inaczej niż zwykle, nie w kościele, ale w wirtualnej przestrzeni. Nie wokół Stołu Pańskiego, ale wokół stołów w naszych domach. Zawsze spotykaliśmy się w gronie współwyznawców, współparafian. Dziś spotykamy się, aby słuchać Słowa, tylko z mężem, żoną, dziećmi, może też rodzicami. A w niektórych przypadkach jesteśmy tylko my sami… i to Słowo.

Tak jak pierwsi chrześcijanie, tworzymy dziś wielką wspólnotę Kościoła domowego. A to wspominanie męki Pańskiej, cierpienia, przepojonego bólem doświadczenia ostatecznej samotności, jest dziś zapewne dla nas bardziej żywe, niż było, gdy mogliśmy to robić w naszych parafiach. Słowa, że „Miłość Chrystusa bowiem przynagla nas, którzy dokładnie zdajemy sobie sprawę z tego, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy umarli” (2 Kor 5,14), nabierają zupełnie nowego znaczenia.

Polska nie została jeszcze dotknięta koronawirusem w taki sposób, jak inne kraje. Ale od jakiegoś już czasu widzimy w naszych telewizorach masową śmierć ludzi, najpierw w Chinach, potem we Włoszech, w Hiszpanii, w Stanach Zjednoczonych. Płaczemy nad ostatnimi godzinami umierających w samotności, grzebanych w pośpiechu, często bez obecności rodziny. I tylko prosimy ciepiącego Boga Wielkiego Piątku, aby ich przyjął z otwartymi rękami do siebie, przygarnął w miłości i aby pocieszył tych, co pozostali bez męża, żony, matki, ojca, siostry, brata, przyjaciela. Bo oni, choć żywi, też umarli wewnętrznie z powodu swojej nieobliczalnej straty. Tylko nadzieja może im przywrócić życie. I tą nadzieją jest właśnie Ten, który umarł za wszystkich na krzyżu ponad dwa tysiące lat temu. On wie, co to jest fizyczny ból odchodzących. A ci, co stali pod krzyżem, jak matka Jezusa czy Jego uczniowie, wiedzą, co to jest duchowe cierpienie, gdy trzeba zmagać się z odejściem swoich bliskich.

Apostoł Paweł pisze: „A właśnie za wszystkich umarł, aby Ci, co żyją, nie żyli już dłużej dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał” (2 Kor 5,15). Cierpienie na krzyżu miało początek i koniec. Cierpienie, którego teraz doświadcza świat, też będzie miało kiedyś koniec. Nie wiemy jeszcze kiedy. Może za miesiąc, a może za rok. Ale nastąpi. I powrócimy do normalnego życia. Ale ono już nie będzie takie samo.

Wiele będzie się musiało zmienić. Nasze nawyki społeczne, relacje międzyludzkie. Miejmy nadzieję, że ta solidarność, która teraz się wytwarza, nie zniknie po epidemii. Że na nowo odzyskamy znaczenie słów „brat” i „siostra”. Że ten piękny chrześcijański zwyczaj nazewniczy będzie wypełniony treścią. Że wszyscy staniemy się siostrami i braćmi naprawdę. Bo wszyscy jesteśmy dziećmi tego, który za nas umarł dwa tysiące lat temu, ale umiera też dziś w Bergamo, w Nowym Jorku, w Madrycie – w wielu miastach na całym świecie.

Gdy przeminie ta straszna epidemia, będziemy musieli, jako dzieci Jedynego Boga, wziąć sobie naprawdę do serca to, żeby nie żyć już dłużej dla siebie, w sposób egoistyczny, skrajnie indywidualistyczny, wykorzystując innych ludzi dla własnych celów i nie szanując Ziemi, naszego jedynego miejsca we wszechświecie. Bo właśnie troska o innych, o świat, o dobro wspólne, o przetrwanie naszej planety, to jest właśnie życie dla Tego, „który za nas umarł i zmartwychwstał”.

Po epidemii bardziej żywe, miejmy nadzieje, będą dla nas słowa Pawłowe: „Jeśli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, przeminęło, a nastało nowe” (2 Kor 5,17). Przeminie ból, lęk, niepewność każdego dnia. Ulice miast staną się pełne ludzi, a place zabaw zaroją się od uśmiechniętych dzieci. Nastanie solidarność między ludźmi. Nikt nie będzie się wstydził okazywać miłości drugiemu człowiekowi. Będziemy miłować drugiego, jak siebie samego. Docenimy mądrość starszych ludzi, ale będziemy też słuchać młodych, którzy proszą nas o to, abyśmy nie dali zginąć Ziemi.

Stworzymy nowe, piękne dzieła sztuki. Będziemy znów razem, nigdy przeciwko sobie, bo Bóg w Chrystusie „zlecił nam służbę pojednania”, nie poczytując nam naszych grzechów. One zostały wszystkie starte na krzyżu w ten wielkopiątkowy dzień, który miał być dniem hańby, a stał się dniem triumfu. Tego, który nie znał grzechu, on dla nas uczynił grzechem, pisze apostoł Paweł, „abyśmy w Nim stali się sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21). I także, abyśmy przynieśli ulgę światu w jego doczesnych cierpieniach.

Teraz jesteśmy już świadkami, jak wielu spośród lekarzy, pielęgniarek, personelu medycznego, ale też duchownych, ryzykuje własne zdrowie i życie, aby pomagać ofiarom epidemii. Dziś nawet dostarczanie posiłków czy obsługa sklepów, aby nie dopadł nas głód, jest czynem heroicznym. Ci właśnie ludzie – medycy, sprzedawczynie, kierowcy, kurierzy – to są ci sprawiedliwi Boży. Nawet nie muszą być wszyscy wierzącymi w Boga. Bo Bóg w nich wierzy.

Kochani, w tej niezwykłej, trudnej sytuacji, w jakiej jesteśmy, życzę Wam wszystkim spokoju ducha, abyście przetrwali ten straszny czas w zdrowiu i w pełni sił. Niech Bóg Wielkiego Piątku będzie z Wami, a Bóg Wielkanocnej Niedzieli da Wam zmartwychwstanie nadziei. Wierzę, że w przyszły Wielki Piątek będziemy znów mogli się spotkać w naszych kościołach parafialnych.

Niech Bóg w Trójcy Jedyny będzie z nami wszystkimi.

Amen.

* * * * *

ks. bp Marek Izdebski – biskup Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP