Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 4/2019, s. 3–4

On wziął je na ręce swoje i wielbił Boga, mówiąc: Teraz puszczasz sługę swego, Panie, według słowa swego w pokoju, gdyż oczy moje widziały zbawienie twoje, które przygotowałeś przed obliczem wszystkich ludów: światłość, która oświeci pogan, i chwałę ludu twego izraelskiego. A ojciec jego i matka dziwili się temu, co mówiono o nim. I błogosławił im Symeon, i rzekł do Marii, matki jego: Oto ten przeznaczony jest, aby przezeń upadło i powstało wielu w Izraelu, i aby był znakiem, któremu się sprzeciwiać będą, i aby były ujawnione myśli wielu serc; także twoją własną duszę przeniknie miecz. I była Anna, prorokini, córka Fanuela, z plemienia Aser; ta była bardzo podeszła w latach, a żyła siedem lat z mężem od panieństwa swego. I była wdową do osiemdziesiątego czwartego roku życia, i nie opuszczała świątyni, służąc Bogu w postach i w modlitwach dniem i nocą. I nadszedłszy tejże godziny, wielbiła Boga i mówiła o nim wszystkim, którzy oczekiwali odkupienia Jerozolimy. A gdy wykonali wszystko według zakonu Pańskiego, wrócili do Galilei, do miasta swego Nazaretu. A dziecię rosło i nabierało sił, było pełne mądrości, i łaska Boża była nad nim.

Łk 2,28–40
(przekład Biblii warszawskiej)

 

Nie będziemy dzisiaj objaśniać wszystkiego tego, co przed chwilą zostało przeczytane. Dzisiaj chciałbym, byśmy zwrócili uwagę na zdanie, które zabrzmiało na końcu fragmentu: dziecko rosło i rozwijało się, napełniając się mądrością, a łaska Boga była nad Nim, była z Nim, na Nim spoczywała.

Wydaje się, że Łukasz usilnie stara się przekonać czytelników, że nie może być żadnych wątpliwości co do tożsamości Jezusa. By czytający Ewangelię powiedzieli: „Nie pomyliliśmy się więc. Ten, na którego czekaliśmy, naprawdę nadszedł. Jezus jest Mesjaszem”. A był nim od początku – w rzeczywistości od momentu swego poczęcia i narodzin. Doskonale to pasuje do siebie. Aniołowie, pasterze, Symeon, Anna. Już to ośmioletnie dziecko było Synem Bożym, który potem pokonał na krzyżu nasz grzech. I chociaż Ewangelie nie raczą nas wieloma szczegółami dzieciństwa Jezusa, to wystarczy kilka detali, by być pewnym, że Jezus od zawsze był Zbawicielem.

O małym chłopcu Samuelu, z którego później stał się wielki prorok, napisane jest, że gdy rósł, to był miły Bogu i ludziom (1 Sm 2,26). O takich przypadkach Biblia nie rozpisuje się zbyt często na każdej stronie. Jest to coś nadzwyczajnego. Charakterystyka, która prowadzi człowieka biegiem jego życia trochę w inny sposób niż w przypadku innych osób. W przypadku Jezusa, już od Jego najwcześniejszego dzieciństwa, była z Nim Boża łaska.

Prowadziła Go na każdym kroku, gdy wstawał wcześnie rano i gdy kładł się spać. Co to oznacza? Boża łaska w języku greckim to charis. A więc był charyzmatyczny. Obdarowany przez Boga. Bóg był z Nim, obok Niego. Był nad nim pochylony przez całe Jego życie. A ludzie pojmowali, że właśnie dlatego mógł czynić tyle cudów, znaków, charyzmatycznych czynów, ponieważ Boża łaska była z Nim.

I zawsze wyraźnie jest powiedziane, że to była Boża łaska, a nie szczególna zdolność samego Jezusa.

Z pewnością pożytecznym jest pamiętać o całej mocy i pięknie Jezusa. Człowiek patrzy na to i w ten sposób lepiej uświadamia sobie majestat Boży. Łatwiej mu wtedy chwalić i adorować Boga. Chwała na wysokościach! Alleluja! Lecz z drugiej strony może to wywołać w nas rodzaj sprzeciwu i oporu. No tak, Jezus miał Boga przy swym boku od samego narodzenia, a my? On był wyposażony w cudowną moc – wytrzymał czterdziestodniowe kuszenie, gdy nie miał nic do jedzenia, to przy pomocy cudu rozmnożył chleby i ryby, gdy niewiele brakowało do zatonięcia łodzi, w której płynął, zamienił rozszalałą kipiel w spokojną taflę popołudniowej herbatki. A gdy nie chciało mu się iść dookoła jeziora, to przeszedł na skróty, po wodzie. Gdy zabrakło wina, dorobił jeszcze lepszego z czystej wody. Tak, Jemu to się żyło!

Tacy ludzie, dla których te aspekty mocy Jezusa są najważniejsze, najczęściej skrzętnie pomijają sąd nad Nim, biczowanie, ukrzyżowanie i podobne drobnostki, których akurat nie chcieliby dzielić wraz z Nim. Ale jest prawdą, że człowiek może zazdrościć Jezusowi tej Bożej bliskości, intymności i zażyłości. Z pewnością każdemu z nas kiedyś przyszła taka oto myśl, że nasze chrześcijaństwo byłoby łatwiejsze i efektywniejsze, gdybyśmy czuli obecność Bożą wyraźniej i intensywniej, gdybyśmy mogli przytrzymać się Boga, jak matczynej sukni.

W historiach o pierwszych chrześcijanach również można zauważyć podobne wątki. Chwalili Boga i byli mili wszystkim ludziom. Moc Boża była z nimi, a wielkie mnóstwo ludzi uwierzyło i nawróciło się do Pana. W końcu o pierwszych chrześcijanach mówi się podobnie, jak o małym Jezusie: apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstałym Jezusie, towarzyszyła im bowiem wielka łaska. Ta właśnie łaska! Czytając zaś psalmy zauważamy, że psalmiści wkoło siebie wyraźnie widzieli Boże miłosierdzie. Czuli się otoczonymi tą łaską ze wszystkich stron. Uważam, że warto zastanowić się nad tym szczególnym opisem ludzkiej egzystencji, opisem, którym nieczęsto się posługujemy, a przez to coś istotnego tracimy z oczu.

Czy jesteśmy uczniami Jezusa, których prowadzi Boża łaska? Czy jesteśmy duchowymi potomkami apostołów, na których spoczywa wielka Boża łaska? Być może dzieje sie to w całkiem zwyczajny sposób. Każdy człowiek jest zwiastunem, reprezentantem czegoś. Współcześnie mówi się, że czymś promieniuje. Jakąś aurą. Przecież nierzadko mówimy o kimś, że szerzy wokół siebie niepokój, kłótnie. Z kogoś innego zaś promieniuje cicha wzniosłość. Ktoś działa w sposób mądry lub tajemniczy. Niektórzy ludzie, gdziekolwiek się pojawią wprowadzają chaos, nieporządek, pośpiech. Ludzie promieniują agresją i poczuciem niebezpieczeństwa. Czujemy, że musimy przed niektórymi mieć się na baczności, uważać. A przed innymi z łatwością i wdzięczną radością otwieramy swe serca, nie boimy się im zwierzyć. Ktoś jest frajerem, głupcem, cholerykiem, pyszałkiem, gadułą, showmanem... Jezus o tym mówił, gdy rzekł, że światłem ciała jest oko. Po prostu nie jesteśmy zamkniętymi naczyniami, wokół siebie czymś promieniujemy, rozpościeramy dookoła, jesteśmy otoczeni jakimś szczególnym polem. Jak musielibyśmy wyglądać, żeby i o nas można było powiedzieć: Boża moc towarzyszy ich zwiastowaniu i spoczywa na nich wielka łaska?

Łaska spoczywa na tym, kto zachowuje się jak obdarowany. Kto nie ukrywa, że to, co posiada, otrzymał. Łaska spoczywa na tym, kto nie jest okrutny i niemiłosierny. Jak to wyraźnie rozpoznał Luter, łaska to ta moc, dzięki której jesteśmy zbawieni. Jeżeli ma być ona dostrzegalna w nas, to musi być również dostrzegany Boży ratunek.

Chrześcijanin nie zachowuje się jak zagubiony nieszczęśnik. On nie popada w beznadzieję. Jest przecież zbawiony. Myślę, że obecność łaski nie musi koniecznie oznaczać obecności dokładnie tych samych cudów i chwalebnych czynów, jakie czynił Jezus. Nie, oznacza obecność cudu przemiany ludzkiego serca. Cudu wyznania grzechu i odpuszczenia. Z Jezusem była Boża łaska. A co spoczywa nad nami? Jeśli więc jeszcze mamy możliwość zdecydować, to sprawmy, aby i nam towarzyszyła łaska Boża.

Amen.

* * * * *

ks. Michał Jabłoński – proboszcz Parafii Ewangelicko-Reformowanej w Warszawie