Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 4, ss. 3–4

bp Marek Izdebski w kosciele Jezusowym w Cieszynie (fot. Michal Karski)kazanie wygłoszone 16 października na nabożeństwie niedzielnym w kościele Jezusowym w Cieszynie podczas wspólnych obrad Synodów Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP i Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP

W końcu, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy jego. Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi. Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich. Dlatego weźcie całą zbroję Bożą, abyście mogli stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się. Stójcie tedy, opasawszy biodra swoje prawdą, przywdziawszy pancerz sprawiedliwości i obuwszy nogi, by być gotowymi do zwiastowania ewangelii pokoju, a przede wszystkim, weźcie tarczę wiary, którą będziecie mogli zgasić wszystkie ogniste pociski złego; weźcie też przyłbicę zbawienia i miecz Ducha, którym jest Słowo Boże.

Ef 6,10–17
(przekład Biblii warszawskiej)

 

Drogie Siostry, Drodzy Bracia!

Wdzięczność to wielki dar Boży. I Pan nasz, Jezus Chrystus, podarował nam tę możliwość, abyśmy wyrazili mu dziękczynienie za to, że pozwolił nam się zebrać dziś w kościele w Cieszynie, aby wyrazić przepełniającą nasze serca radość. Radujemy się, bo możemy wspólnie (wreszcie!) świętować Pamiątkę Reformacji. Była ona wielkim dziełem Bożym, mającym na celu odnowę Kościoła poprzez Słowo Boże – czyste, prawdziwe, a dzięki tej Prawdzie nieujarzmione w historii. Ale Bóg działa poprzez ludzi. I to ręce wielkich mężów reformacji: Marcina Lutra, Jana Kalwina, ale też Jana Husa, Johna Wesleya, o których nie powinniśmy zapominać, trzymały zawsze Biblię jako oręż dający zwycięstwo nad siłami, którym musimy „stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się”, jak czytamy w 13. wersie rozdziału, który jest podstawą naszego dzisiejszego rozważania.

W wersie 11 apostoł Paweł mówi: „Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi”. Zbroja zazwyczaj kojarzy nam się z naturalnym ubiorem przedstawiciela stanu rycerskiego. Kogoś, kto był przeznaczony do walki, a także kierował się specyficznym etosem rycerskim, o którym pisała wybitna polska socjolog Maria Ossowska w swoim dziele „Etos rycerski i jego odmiany”. Stan rycerski, czy to w imperium rzymskim, czy w średniowieczu, był instytucją militarną i społeczną o charakterze religijnym. Jak pisze Ossowska, jego podstawę stanowiły bardziej wartości ziemskie niż duchowe. Łaskę Bożą zaskarbiało się poprzez ostentacyjne manifestowanie religijności – w czasach rzymskich służąc wielu bogom z panteonu bóstw, co było wtedy obowiązkiem patriotycznym, a w średniowieczu oddając cześć już jednemu Bogu, ale częstokroć nawracając grzeszników mieczem, a nie Bożym Słowem.

Apostoł Paweł był przenikliwym człowiekiem. Znał koncepcję i rzeczywistość rzymskiej kastowości rycerskiej. I jeżeli odwołuje się do metafory zbroi, to na pewno, jako obywatel rzymski, odnosi się z niewątpliwym podziwem i szacunkiem do rzymskiej dyscypliny wojskowej, gotowości oddania życia za ideał imperium, a także wytrwałości w trudnych misjach zdobywania kolejnych terytoriów dla Rzymu.

Ale jako człowiek przenikliwy wiedział też, że ta zbroja, którą nakładali na siebie odważni rzymscy żołnierze, była czymś z istoty swej niepełnym. Chroniła tylko przed urazami fizycznymi i przed śmiercią ciała. W ostatecznym rozrachunku jej siła jako obronnego oręża była iluzoryczna – mogła uchronić człowieka cielesnego, ale nie mogła zatrzymać rozpadu człowieka w jego duchowo-cielesnej jedności. Trzeba tu wspomnieć o istotnej sprawie: apostoł Paweł zerwał z dualistycznym pojmowaniem natury ludzkiej. Jak pisze Marcin Luter w komentarzu do Listu do Rzymian: „Apostoł Paweł używa słowa »cielesność« w odniesieniu do całego człowieka, ciała, duszy, rozumu, jednym słowem wszystkich części, ponieważ każda jego część skłania się do cielesności”. Gdy to rozumiemy, to jest dla nas oczywiste, że w obliczu czasów ostatecznych i wieczności ta mocna, wydawałoby się, zbroja rycerska była tylko tekturową atrapą.

Od jakiegoś czasu modne stały się tak zwane rekonstrukcje historyczne konkretnych bitew. I są one czasami interesujące, gdyż obrazują historię. Ale wszyscy doskonale wiemy, że zbroje, w które ubrani są rekonstruktorzy, są czymś sztucznym, a same potyczki bitewne są tylko udawane.

Gdy apostoł mówi więc o przywdzianiu przez chrześcijanina „całej zbroi Bożej”, to występuje przeciwko takiemu udawaniu, przeciwko pogańskiej nadziei, która nie jest w stanie dać życia wiecznego. Przedstawia też zupełnie inny obraz rycerza, żołnierza. Zamiast zbroi z tektury chce, aby ubrał się w zbroję „całą” – a więc chroniącą całego człowieka, jego integralność jako dziecka Bożego i jego misję, którą jest szerzenie chwały Bożej wszelkiemu stworzeniu. A taką zbroją może być tylko Słowo Boże, którego jesteśmy pewni i które nie zawodzi na prawdziwym polu bitwy, a nie tym wyznaczanym przez generałów z ziemskiego nadania.

I tak uzbrojeni, jako chrześcijanie, mamy odważnie stawiać czoło przeciwnościom, które mogą nas spotkać na drodze życia. Ale nie jest to tekst, który skłaniałby nas do wejścia na ścieżkę wojenną ze światem. Apostoł mówi nam, że mamy przywdziać zbroję – ale nie po to, aby jak błędny rycerz Don Kichot przemierzać ziemię walcząc z wyimaginowanymi wrogami, ale po to, aby „opasawszy biodra swoje prawdą, przywdziawszy pancerz sprawiedliwości i obuwszy nogi być gotowymi do zwiastowania ewangelii pokoju” (Ef 6,14–15).

To prawda, że współczesny świat nie jest łatwym miejscem do życia dla chrześcijan. Często wyśmiewa to, co chrześcijanie uważają za piękne, prawdziwe, dobre i słuszne. Jest również miejscem wielu pokus, które na pierwszy rzut oka mogą się zdawać bardziej atrakcyjne niż surowe przesłanie chrześcijaństwa, cechujące się postrzeganiem ludzkich istot jako grzesznych, choć odkupionych. To, w co wierzą chrześcijanie, jest często w oczywisty sposób sprzeczne z tym, w co wierzy tak zwany przeciętny człowiek. Ta dysharmonia może często prowadzić do wewnętrznego rozdarcia, zaniku odwagi w szerzeniu przesłania ewangelii, braku „ducha misji”. Ale apostoł Paweł, człowiek, który wielokrotnie miał prawo w swoim życiu zwątpić, mówi nam: „stójcie tedy, opasawszy biodra swoje prawdą” (Ef 6,14). Mówi to z głębi swojego doświadczenia, pamiętając najgorsze dni ze swojego życia. Innymi słowy mówi nam: bądźcie pewni, że sam Bóg obejmuje was swoimi silnymi ramionami, ponieważ on jest prawdą – bez względu na to, co mówi świat. My zaś mamy jedynie stanąć w jego mocy, a on uczyni z nas wiarygodnych świadków. I nigdy nas nie zawiedzie.

Mamy stanąć twarzą w twarz ze światem, który nie rozumie ani naszej misji, ani być może nas, umocnieni przez „pancerz sprawiedliwości”. O czym mówi apostoł w tym miejscu do was, do każdego z nas z osobna? Otóż przygotowuje nas do tego, że jako świadkowie naszego Pana musimy być w pełni świadomi, iż idziemy stoczyć walkę przeciw siłom i mocom, które będą zazwyczaj znacznie mocniejsze niż my. Siły grzechu, deprawacji i czystego zła mogą się przeciwko nam sprzysiąc. Nie oznacza to, że powinniśmy je traktować jako przeciwników. Gdyby tak było, uznalibyśmy je jako równe Bogu. A przecież jako chrześcijanie wiemy, że Bóg, nasz Zbawca, pokonał je na krzyżu. To, co widzimy, to ich śmiertelne drgawki. To są przeciwnicy dawno pokonani. Ale nie oznacza to też, że mamy być naiwni, gdy patrzymy na wydarzenia, które dzieją się wokół nas. Bo zło, nawet umierające zło, może – tak jak ranne dzikie zwierzę – ciągle rzucić się z impetem na tych, którzy tego nie oczekują.

Apostoł mówi: „Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich” (Ef 6,12). Czy rzeczywiście dostrzegamy nasze życie i nasze boje na ziemi jako odbicia dużo większej bitwy, na miarę kosmiczną? Bo przecież to zło, z którym mamy na co dzień do czynienia, często wydaje się nic nieznaczące, wdzierające się jakby cichaczem w zwykłość codzienności.

Zaganiani w naszej codzienności, zanurzeni w świecie, my, chrześcijanie, często zapominamy, że to, co robimy tu, na ziemi, w naszych rodzinach, społeczeństwach i narodach, to, jak postępujemy z naszym systemem ekologicznym, jest nieuchronnie związane z tym światem, który nadchodzi. Zapominamy, że gdy Zbawiciel nasz przyjdzie, będziemy sądzeni w pełni miłości, ale również w pełni sprawiedliwości, na podstawie tego, co zrobiliśmy z tym, co było nam powierzone do opieki, do troski, do miłości.

I kierując się najgłębszą prawdą o Kościele jako stale reformującym się według Słowa Bożego i niosącym przesłanie zbawienia całemu światu, musimy jednocześnie mieć odwagę „stanąć w prawdzie” i wyznać uczciwie i otwarcie, że nie zawsze to nasze świadectwo było jasne. Czasami było obciążone brakiem odwagi, patrzeniem tylko na interes własnego Kościoła, brakiem miłości do sióstr i braci z innych Kościołów, w tym tych najbliższych nam, wywodzących się z tego samego reformacyjnego pnia. Nie zawsze byliśmy przezroczyści dla innych, tak aby jaśniał przez nas Jezus Chrystus. Często zamulaliśmy jego przekaz, nieświadomie zakrywając jego oblicze. Reagowaliśmy z opóźnieniem na znaki czasu albo w ogóle ich nie dostrzegaliśmy.

Przez te 500 lat swoją nieudolnością i upartą grzesznością nie ułatwialiśmy światu i ludziom przyjęcia ewangelii o zbawieniu. Podzielony Kościół Chrystusowy jest ciągłą zadrą, która nas boli i która utrudnia naszą rozmowę z tymi, którzy są poza Kościołem powszechnym. Oni nie widzą nas jako luteran, reformowanych, prawosławnych, katolików. Widzą tylko tych, którzy podają się za uczniów Chrystusa, a którzy nie są w stanie wspólnie dzielić się chlebem życia.

Wiemy, że bardzo potrzebujemy jedności, aby móc dawać wiarygodne świadectwo światu. On takiego świadectwa oczekuje. Dziękujmy więc Bogu za to, że nasze dwa Kościoły [luterański i reformowany – przyp. red.] przełamały wiele oporów. Dziękujmy za wspólnotę kazalnicy, chrztu i Stołu Pańskiego. Bo taka coraz ściślejsza wspólnota świadectwa, z Biblią jako orężem miłości do świata i stworzenia, wspomagana przez siostry i braci różnych tradycji chrześcijańskich, jest naszą najpewniejszą zbroją na dzisiejsze niełatwe czasy.

Gdy wydaje nam się, iż jest nam trudno, gdy ogarnia nas pesymizm, musimy przecież pamiętać, że Bóg panuje nad każdym stanem ducha – nawet nad pesymizmem. Oczekuje od nas, abyśmy patrzyli na świat „w prawdzie”, abyśmy nie ulegali iluzjom – czy to optymistycznym, czy pesymistycznym. I musimy pamiętać o jednym: on jest tym, który przezwyciężył siły zła. Na wieki wieków. I nic tego nie zmieni.

Amen.

* * * * *

ks. Marek Izdebski – biskup Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP

 

Na zdjęciu: bp Marek Izdebski na ambonie w kościele Jezusowym w Cieszynie (fot. Michał Karski)