Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 5-6 / 2010

A gdy szli, wstąpił do pewnej wioski; a pewna niewiasta imieniem Marta przyjęła go do domu. Ta miała siostrę, a na imię jej było Maria, która usiadłszy u stóp Pana, słuchała jego słowa. Marta zaś krzątała się koło różnej posługi; a przystąpiwszy rzekła: Panie, czy nie dbasz o to, że siostra moja pozostawiła mnie samą, abym pełniła posługi? A odpowiadając rzekł do niej Pan: Marto, Marto, troszczysz się i kłopoczesz o wiele rzeczy; niewiele zaś potrzeba, bo tylko jednego; Maria bowiem dobrą cząstkę wybrała, która nie będzie jej odjęta.

Łk 10, 38-42

Historię Marii i Marty znamy doskonale. Słyszeliśmy ją wiele razy. A jednak za każdym razem tekst biblijny odsłania się przed nami z innej strony, ukazuje swą głębię.
     Znamy dwie siostry: Marię i Martę. Marta jest aktywna. Jest gospodynią: zaprasza Jezusa, chce go jak najlepiej ugościć, krząta się wypełniając rytuał związany z przyjęciem pod swój dach gościa. Wie, że przyjście Jezusa do domu, to święto. Na podstawie tekstu biblijnego dokładnie nie wiemy, co robi: czy przygotowuje wodę do obmycia nóg Jezusa, czy też przyrządza obfity posiłek. Wiemy, że jest zajęta nie samym gościem, ale sytuacją, w jakiej się znalazła. Usiłuje jak najlepiej spełnić swoją rolę.
     Jej siostra, Maria, wydaje się pasywna: siada „u stóp Pana” i słucha jego słowa. Nie wiemy, co Jezus mówi. Ważna jest reakcja Marii, która nie myśli w tym momencie o obowiązkach względem gościa. Zatrzymuje się i siada, by go słuchać. Ta sytuacja rodzi irytację jej siostry, która usiłuje interweniować u samego Jezusa, by Maria zajęła się tym, czym w jej mniemaniu powinna.
      Czyja postawa jest nam bliższa? Marty, która jest na pozór aktywna, zajęta, dająca, czy Marii, która jest na pozór bierna, słuchająca, przyjmująca? Kto z nas ma dziś czas na słuchanie, zastanawianie się, modlitwę albo czytanie Biblii? Zawsze mamy coś do zrobienia. Nawet nasz czas wolny jest starannie zaplanowany.
     Tak podstawową sprawę, jaką jest pomoc siostry „koło różnej posługi”, Marta mogła załatwić zwracając się bezpośrednio do Marii. Marta jednak tego nie zrobiła. Wyczuwamy jakieś napięcie między obiema kobietami, które nie rozmawiają ze sobą. Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje. Siostry przecież powinny się rozumieć bez słowa. I zamiast wyjaśnić nieporozumienia między sobą, jedna z sióstr usiłuje wciągnąć gościa w ich wewnętrzny konflikt i pozyskać go do wykazania, że to ona ma rację i prawo do skar cenia siostry. „Panie, czy nie dbasz o to.?”. Jezus odpowiada Marcie: „Troszczysz się i kłopoczesz o wiele rzeczy; niewiele zaś potrzeba, bo tylko jednego”.
     W średniowieczu część egzegetów uważała, że ważną rolę w tym tekście pełni jedzenie, posiłek, który przygotowuje Marta. Ich zdaniem Marta przygotowuje zbyt wiele potraw i dlatego krząta się, a Maria przygotowała jedną prostą potrawę i ma czas zająć się gościem, słuchać go. Inni uważali, że Marta żyje „w świecie”, a Maria jest typem „życia klasztornego”. Odbywały się w związku z tym dyskusje, czy w ogóle w tej historii biblijnej są potrzebne owe dwie kobiety, czy nie wystarczy jedynie Maria. Prowadziło to w prosty sposób do gloryfikacji życia mniszego i pogardzania życiem świeckim, bo przecież „Maria dobrą cząstkę wybrała.”.
    Marcin Luter skomentował ten tekst biblijny pisząc kazanie na dzień Wniebowzięcia Marii. Przypomina w nim, że Marta i Maria to kontrast, który dotyczy „brzucha” (i chodzi tu nie tylko o jedzenie, ale i wszelkie sprawy świeckie) i „duszy”. Marta jest człowiekiem dobrych uczynków. A z tekstu wynika, że najważniejsze są sprawy duszy, słuchanie Słowa Bożego, więc wszystko, co zewnętrzne, dobre uczynki, trzeba „ukrzyżować”. Jeżeli więc praca Marty nie zdaje egzaminu, to również wszelka robota mnichów nie ma sensu – sądził Luter.
    Również Jan Kalwin w swoim komentarzu do tego tekstu polemizuje z tradycją monastyczną, która utrzymuje, że Maria poprzez skupienie i słuchanie Pana jest lepsza. Reformator jest zdania, że jest ona o tyle lepsza, że przedtem i potem jest zapomniana, podobnie jak i Marta, ale w tych rzadkich chwilach, kiedy Jezus się pojawia – słucha. Kalwin przedstawia pozytywnie całą służbę Marty, ale ma pretensję, że przez zajęcie się obfitym posiłkiem przysłoniła całą naukę Jezusa.
    Teologia feministyczna zaś, badając nasz tekst, skupia się na analizowaniu egzegezy tego fragmentu robionej przez mężczyzn i zarzuca im, że mówią oni z dużą pogardą o krzątaniu się Marty, która nie widzi sensu w skupieniu Marii.
    A przecież w krytyce Jezusa, skierowanej do Marty, nie chodziło o niedocenienie jej starań. Może nie zdajemy sobie sprawy, ale zarówno Marta, jak i Maria czynią rzeczy w żydowskim świecie za czasów Jezusa niemożliwe. Marta bowiem zaprasza obcego mężczyznę pod swój dach i przyjmuje go ze swą siostrą. Żaden szanujący się, religijny Żyd żyjący w czasach Jezusa, nie odezwałby się do samotnej kobiety, nie mówiąc już o przyjściu do domu, w którym nie ma jej męża czy brata. Zauważmy, że w tej historii są tylko dwie kobiety i Jezus. Nie ma rodziny obu kobiet (może jej nie miały?) nie ma ich krewnych i znajomych, nie ma wreszcie uczniów, towarzyszących Jezusowi wszędzie. Tu w rolę ucznia wciela się Maria, która siada u stóp Pana i słucha jego słowa. Określenie „usiąść u stóp” oznacza ło bycie uczniem rabina. A u rabina uczyli się przecież jedynie mężczyźni. Rolą kobiet było dbanie o dom i rodzinę. Z naszego tekstu jednak wynika, że Maria była pełnoprawnym uczniem Jezusa! Usiadła u jego stóp i słuchała jego słowa.
    I jeszcze jedna myśl. Czytając nasz biblijny tekst mamy wrażenie, że skoro Marta, która mieszkała z siostrą, przyjęła Jezusa do domu, to ona była gospodynią. Jednak gospodarzem tego spotkania nie jest ani Marta, ani Maria. Obie kobiety wiedzą, kto do nich przyszedł. Maria siada u stóp Jezusa i słucha. Marta jest tak przejęta sytuacją, że staje się niewolnikiem swej własnej służby Bogu. Nie potrafi już słuchać. Stara się z całą szczerością, ale potrzebuje tego, aby Bóg powołał ją ze stanu bycia niewolnikiem posługi do bycia uczniem.
      Sytuacja ta ma miejsce nie tylko w naszych duchowych relacjach z Bogiem. Przecież Bóg przychodzi do nas i w innych ludziach, lub chce przez nich do nas przemówić. Jakże często chcemy uszczęśliwić drugiego człowieka „na siłę”, w sposób, który nam się wydaje jedynie właściwy. Gdy okazuje się, że ten nasz sposób nie był potrzebny, obrażamy się, czujemy się lek ceważeni. Nie potrafimy zatrzymać się, posłuchać, co drugi człowiek ma nam do powiedzenia. A trzeba zapomnieć choć na chwilę o sobie i otworzyć się na drugiego, i myśleć tylko o tym, czego on potrzebuje. Tak trudno jest być po prostu przyjmującym, posłuchać, pozwolić się obdarować. Jak trudno nie wyganiać z sie bie Marii!
     „Potrzeba tylko jednego” – zauważenia, kto komu naprawdę coś może dać. Gospodarzem tego spotkania okazuje się Jezus, który przychodzi do domu obu ko biet. To on jest tym, który daje. To on jest prawdziwym pokar mem i prawdziwym napojem. Spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy w naszej relacji z Bogiem jesteśmy niewolnikami własnej służby, czy nie usiłujemy samodziel nie zrobić za wiele? Mamy nie troszczyć się „o wiele rzeczy”. „Niewiele zaś potrzeba, bo tylko jednego” – Jezusa Chrystusa.
     Ta historia jest jak podwójne przykazanie miłości: „Będziesz miłować Pana, Boga swego, całą swoją duszą, całą swoją siłą, całym umysłem, a bliźniego swego jak siebie samego”. W życiu ważne są obie postawy – i Marty, i Marii. Wybraliśmy najlepszą cząstkę, jeżeli przyjmujemy Jezusa Chrystusa do naszego domu, do naszego życia, do naszego świata – jak to uczyniła Marta. Ale pomijamy to, co najlepsze, jeżeli myślimy, że jest on zdany na naszą pracowitość, erudycję, niestrudzone działanie czy pobożność. Wybierzemy dobrą cząstkę i zachowamy ją, jeżeli otworzymy się dla Jego Słowa i obecność, jak to uczyniła Maria. Amen.

Ewa Jóźwiak

Błogosławieństwo Sary i Abrahama

Niech Cię błogosławi Bóg
Sary i Abrahama.
Niech Cię błogosławi Syn
narodzony z Marii.
Błogosławieństwo Ducha Świętego,
który czuwa nad nami
jak matka nad swoimi dziećmi,
niech będzie z wami wszystkimi.
Amen.

Błogosławieństwo z VI Zgromadzenia Ogólnego Światowej Rady
Kościołów w Vancouver 1983 („Jezus Chrystus – życie świata”)