Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1-2 / 2010

 

Albowiem ja przejąłem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, której był wydany, wziął chleb, a podziękowawszy, złamał i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje za was wydane; to czyńcie na pamiątkę moją. Podobnie i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to nowe przymierze we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę moją. Albowiem, ilekroć ten chleb jecie, a z kielicha tego pijecie, śmierć Pańską zwiastujecie, aż przyjdzie.

1 Kor 11,23-26

 

Jedzenie to jedna z najważniejszych czynności życiowych. Nie tylko życiowych, ale i kulturowych. Przypatrzmy się bowiem dobrze, ile naszej obrzędowości i tradycji wiąże się w ten lub inny sposób z jedzeniem. Wigilia, Wielkanoc, urodziny. Podobnie jest i w innych kulturach. Oprócz samej czynności jedzenia kultura europejska wykształciła niezwykle skomplikowane reguły, jak jeść należy, a jak się jeść nie powinno. Jeżeli ktoś z was kiedyś widział film „Wiek niewinności” to pamięta wyszukane sceny podawania wieczerzy u jednej z arystokratycznych rodzin: kilka różnych sztućców, talerzy, półmisków, właściwe alkohole do właściwych dań, drobiazgowe ułożenie serwetek, poprawne zachowanie przy stole. Wszystko to składa się na skomplikowaną kulturę jedzenia. I chociaż zachowanie przy stole dzisiaj jest na pewno inne niż w XIX wieku, to ciągle lubimy dobrze, smacznie i wykwintnie zjeść. Stąd też eksplozja restauracji francuskich, greckich, arabskich, tajlandzkich i chińskich w naszych miastach.

Kiedy siadamy razem do stołu, zostawiamy za sobą część naszego bagażu emocjonalnego, zostawiamy nasze troski i oto twarzą w twarz siedzimy i jemy, i co najważniejsze, rozmawiamy. I tak jak w wieczerzy wigilijnej nie jest najważniejsze to, co jemy, czy nawet jak jemy (choć oczywiście nie jest to bez znaczenia), ale fakt, że jemy razem. Ceremoniał towarzyszący degustacji przy tej czy innej okazji służy jednemu: wytworzeniu atmosfery, w której jesteśmy otwarci na spotkanie innej osoby, na jej historię. I tak oto jedzenie zamienia się powoli, pomiędzy przystawką, zupą a deserem w spotkanie z drugim człowiekiem. Jedzenie zamienia się w SPOTKANIE.

Nie inaczej było w czasach Jezusa w kulturze ówczesnej Palestyny i dodajmy od razu, że niewiele się od tej pory w tamtej kulturze zmieniło. Do dziś w krajach Bliskiego Wschodu zaproszenie kogoś do wspólnego posiłku jest największym zaszczytem, największym przywilejem i honorem. Obcy jest witany w czymś najświętszym i intymnym, w czymś najbardziej osobistym: jesteśmy u kogoś w gościnie. Hańba temu, kto by gościa obrabował, oszukał albo skrzywdził. Jeśli jadłeś ze mną posiłek, to znaczy, że zostałeś dopuszczony do najbardziej prywatnej i intymnej sfery mojego życia. I stąd tak ważne jest, z kim jadamy. Pamiętamy oburzenie faryzeuszy, gdy Jezus jadał z „pracującymi dziewczynami” oraz celnikami: jak możesz z kimś takim jeść?! Przez fakt jedzenia z nimi stajesz się im podobny, nieczysty.

Przypatrzmy się dobrze dzisiejszemu opisowi Ostatniej Wieczerzy. Jezus zaprasza swoich uczniów na wspólną, ostatnią – jak się ma okazać – kolację. Zaczyna od dość dziwnej czynności umycia nóg apostołom i to pomimo obiekcji Piotra. Wieczerza jest spożyta, Judasz wychodzi, żeby Jezusa zdradzić, część apostołów idzie z nim do ogrodu oliwnego. Niby mały incydent, ale taki ważny. O co chodzi?

„Jezus zaprasza do stołu”. Brzmi to jak tanie hasło ewangelikalnej kampanii, ale nie żartuję. Oto w Wielki Czwartek Bóg zaprasza nas do siebie w sposób niezwykle intymny i osobisty. Chce byśmy z nim jedli. To coś nieprawdopodobnego, ale w e-mailowym skrócie można to opisać tak: „Bóg mówi – chodź do mnie, zjedz ze mną, w moim towarzystwie i być może, jeśli jest tylko taka twoja wola, powiedz mi o tym, co cię dręczy, co cię martwi. Porozmawiajmy”.

Obraz tak intymnej bliskości z Bogiem jest i był dla wielu obrazoburczy. Trudno bowiem pojąć, że oto Pan Wieków chciałby z nami nie tylko rozmawiać, ale i jeść. I co ważniejsze, jest to zaproszenie, które możemy odrzucić. Nikt nas bowiem nie zmusza, nie prowadzi na siłę do stołu z Panem. Ostatnia Wieczerza była bowiem posiłkiem osób, które powiedziały „Tak”. A jak wiemy, było też niemało osób, które grzecznie, ale jednak podziękowały.

Stąd też pierwsza reakcja św. Piotra „Nie, nie będziesz Panie mi mył nóg, bo jestem niegodny”. I tutaj Jezus wykonuje zaskakujący gest. Nie mówi Piotrowi: „Tak, masz racje, nie jesteś godny”, ale mówi coś wręcz innego: „Piotrze, jeśli nie pozwolisz mi być tak pokornym, by ci umyć nogi i ręce i ciało, to nic nie zrozumiałeś”. Bowiem przyjęcie propozycji Boga oznacza zgodę na rozmowę. Jest to powiedzenie Mu: „Tak, nie wszystko jest u mnie w porządku, nie zawsze jest mi dobrze, chciałbym o tym z Tobą porozmawiać”. Pozytywna odpowiedź jest więc krokiem odwagi, prawdy, ale i pokory: ja, wielki Kowalski albo ja, mocarna Kowalska poznaję przed sobą i przed Bogiem, że chcę z Tobą rozmawiać, że potrzebuję Twojej bliskości i intymności, że chciałbym z Tobą Boże jeść. A nasz dobry i pokorny Bóg mówi: „chodź i jedz!”.

dr Kazimierz Bem

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl