Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 7-8 / 2008

I rzekł: Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic, bo teraz wiem,
że boisz się Boga, gdyż nie wzbraniałeś się ofiarować mi jedynego syna swego.
1 Mojż. 22, 12

     Gdy byłem małym chłopcem wierzyłem, że z Bogiem można było zawierać różnego rodzaju transakcje: na przykład, jeśli dostanę na gwiazdkę to i to, to potem będę grzeczny przez tydzień. Jeśli uda mi się zbudować zamek z chybotliwych klocków, to będę się modlił dłużej i gorliwiej.
     Wszystko szło dobrze do momentu, gdy tej naszej wymiany uczynków za prezenty nie przerwali moi Rodzice. Otóż, gdy chciałem zasadę „daję byś dał” przenieść na stosunki z Rodzicami, ci szybko wyprowadzili mnie z błędu, że to jest możliwe: „Z rodzicami się nie targuje, ale się ich słucha” usłyszałem, gdy wydawało mi się, że przedstawiłem dość korzystny dla nich, i oczywiście dla siebie, układ. Wkrótce potem dotarło do mnie i to, że skoro z rodzicami targi są wykluczone, to najprawdopodobniej tym bardziej są one wykluczone z Bogiem.
     Właśnie próbkę, między innymi, tego rodzaju teologii mieliśmy w dzisiejszym czytaniu o Abrahamie i Izaaku.
Jest to chyba jedna z najbardziej znanych i zarazem najbardziej wstrząsających historii Starego Testamentu. Abraham i Sara przez wiele lat nie mogli mieć dzieci. I teraz, po wielu latach, Abraham ma swojego jedynego syna złożyć w ofierze, nie uprzedzając ani jego, ani żony. Dlaczego? Bo Bóg chce się przekonać, że Abraham na pewno w niego wierzy.
      Historia ta jest prawdziwym majstersztykiem literatury. Bóg nie oszczędza Abrahamowi cierpienia i nieustannie podkreśla, że ten ma złożyć swojego syna, „jedynego syna”, w ofierze – jakby chciał dodatkowo ranić go przypominając, że ma tylko jedno dziecko. Zwięzłość opisu nadaje mu prawie sadystyczny wydźwięk. Abraham z oddali przez kilka dni widział wierzchołek góry, na której miał złożyć ofiarę ze swojego dziecka. To musiała być prawdziwa tortura i Abraham starał się chyba zdystansować od dziecka, nazywając go z czasem „chłopcem”. Koniec jest nam znany: w ostatniej chwili Bóg uznaje, że Abraham zdał egzamin i zamiast z własnego syna ojciec składa ofiarę z cudownie znalezionego baranka.
     O tym, jak przerażająca jest ta opowieść, niech świadczą dwa komentarze z tradycji żydowskiej: według jednej Izaak zaniemówił po tym, co mu się przytrafiło i już do końca życia nie odezwał się nawet jednym słowem. Według drugiej, gdy Sara dowiedziała się o tym, do czego był gotowy jej mąż, umarła – słowem Abraham ocalił syna, ale za cenę śmierci swojej żony.
     Nie muszę chyba przypominać, że od początku swego istnienia, historia ta wzbudza wiele kontrowersji. Standardowe tłumaczenie: Bóg musiał się upewnić, że Abraham mu wierzy, nie wszystkich zadowala. W końcu, jeśli Bóg wszystko wie, to czy nie powinien wiedzieć, że Abraham go posłucha? Skąd więc taka tortura na Bogu ducha winnych Abrahamie, Izaaku i Sarze? Inni wskazywali także, że obraz Boga każącego składać „twojego syna, umiłowanego syna” w ofierze, dziwnie nie pasuje do obrazu JHWH, który takich ofiar miał zakazać i nimi się brzydzić.
     Większość tradycyjnych komentarzy woli trzymać się schematu: dobry Abraham, słuchający Boga, który kazał mu własnoręcznie zabić jego syna, jego jedynego syna w ofierze, bo chciał go poddać próbie.
     Jakże inaczej brzmią słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii! Wszystko, czego od nas żąda nasz Zbawiciel, to to, byśmy uznali, że każdy, kto napoi kubkiem zimnej wody spragnionego, jest człowiekiem godnym i prawym, i każdy, kto przyjmuje nas w imieniu Chrystusa, jego przyjmuje. Tylko tyle.
     Powiem tak: oba teksty są bardziej przewrotne niż nam się wydaje i co ciekawe, mówią o tym samym.
     Przypowieść o Abrahamie była używana do usprawiedliwienia najbardziej ohydnych, haniebnych zbrodni, dokonywanych w imię religii. Ludziom wmawiano, albo sami sobie wmawiali, że wiedzą, bez żadnej wątpliwości, czego Bóg od nich pragnie. Im większa była ta pewność, do tym większych ofiar byli gotowi. Król Hiszpanii Filip II miał powiedzieć, że gdyby się dowiedział, że jego syn jest heretykiem, sam zaniósłby drewno pod jego stos! W kalwińskiej Nowej Anglii pewność tego, że Bóg powołał nas reformowanych do walki z herezją zaprowadziła na szubienicę kilkudziesięciu kwakrów, zanim nie przyszło opamiętanie. Ale po co sięgać daleko? Z naszej najnowszej historii wiemy aż nadto dobrze, do czego prowadziła pewność tego, że „Gott mit uns” czy też, że „Bój to jest nasz ostatni”. Im większa pewność, im głębsze przekonanie o słuszności naszej sprawy, tym bardziej cel uświęca środki, tym bardziej okrutna i wygórowana cena jest zaakceptowania. Tysiące zabitych w dniu 11 września 2001 to także ofiary tych, którzy twierdzili, że Bóg tego właśnie od nich chciał i oczekiwał.
     A słowa Jezusa? Powiedzmy sobie szczerze, tutaj jest jeszcze gorzej. Zamiast żądać od nas schematu białe jest białe, czarne jest czarne, Jezus zdaje się nam sugerować, że jedni nas mogą przyjąć lepiej od drugich, ale wszyscy oni otrzymają nagrodę z nieba.

Dr. Kazimierz Bem

Przykład Abrahama - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl