Drukuj

NR 9-10 / 2007

Proszę więc was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, które otrzymaliście, z całą pokorą i łagodnością, z cierpliwością, znosząc jedni drugich w miłości, starając się zachować jedność Ducha we wzajemnej więzi, jaką daje pokój.
Ef. 4, 1-3

Podstawą naszego rozważania będą oba teksty czytane dzisiaj: z I księgi Mojżeszowej 18, 1-15 i z listu ap. Pawła do Efezjan 4, 1-16.

Z ksiąg Starego Testamentu dowiadujemy się, że człowiek nie może zobaczyć Boga. Dlatego Bóg, chcąc rozmawiać z człowiekiem, stwarza sytuacje, by przez nie objawić swoją wolę i troskę o niego. Podobnie stało się w przypadku Abrahama. Bóg objawił się mu pod postacią trzech posłańców, którzy przyszli jako wędrowcy – ludzie ze swoimi potrzebami. W ten sposób niedostępny Bóg zniżył się do ludu. Albowiem człowiek może zrozumieć Boga tylko wtedy, gdy spotka Go w swoim życiu. Owi trzej wędrowcy zatrzymali się u Abrahama, a on udzielił im gościny: podał wodę do obmycia nóg, co w staroorientalnym zwyczaju oznaczało gest przynależność do jednej społeczności, a także szacunek pełen czci i pokory. Następnie kazał żonie upiec placki, a sam wybrał najlepsze cielę ze swojego stada, które przygotowali jego słudzy. Tak przyrządzony posiłek, wraz z masłem i mlekiem, postawił przed gośćmi.

Właściwie nie musimy pytać, dlaczego Abraham przygotował tak obfity posiłek i był tak gościnny dla obcych przybyszów. Zarówno dla nas, jak i Paragwajczyków gościnność jest bardzo ważna. A zatem zachowanie Abrahama podejmującego w serdeczny sposób gości nie budzi naszego zdziwienia.

Ale czy tu chodzi jedynie o gościnność? Przyjmując człowieka w domu, siadając z nim do wspólnego stołu – tworzymy z nim społeczność, jednoczymy się z nim pod wspólnym dachem, pod wspólnym namiotem. Staropolskie przysłowie mówi: Gość w dom, Bóg w dom. Ale czy rzeczywiście otwierając drzwi jesteśmy gotowi na przyjęcie każdego, kto za nimi stoi? Czy zawsze jest to możliwe? Czy zawsze jest to bezpieczne? Czy naprawdę każdy, kto puka do naszych drzwi, przychodzi z dobrymi intencjami?

Abraham rozpoznał w wędrowcach posłańców Bożych, dlatego dał im to, co posiadał najlepszego. Ofiarował to wszystko z chęcią, radością i wdzięcznością. Uczynił nawet więcej, oddał bowiem siebie samego w służbę Bogu. W tym momencie okazało się, że nie byli to wędrowcy, którzy głodni, spragnieni i zmęczeni potrzebowali chwili odpoczynku i posilenia się przed dalszą podróżą, lecz była to wizyta zamierzona. Posłańcy bowiem zapytali o Sarę i oznajmili Abrahamowi, że za rok Bóg go znów odwiedzi a wtedy Sara już będzie miała syna.

Zastanówmy się, o czym mógł pomyśleć Abraham. Przecież już kiedyś Bóg obiecał mu, że jego potomstwo będzie liczne. Wtedy to nawet zmienił mu imię z Abram na Abraham, co oznacza „ojciec wielu narodów”. W międzyczasie jednak nic się nie wydarzyło. A teraz Bóg potwierdził tę wiadomość, a liczba trzy (trzech posłańców) wskazywała na wiarygodność tej obietnicy.

Reakcją Sary, która usłyszała obietnicę, był śmiech. Nie był on spowodowany radością, lecz niedowierzaniem, gdyż oboje z mężem byli już w podeszłym wieku i nie mogli mieć dzieci. Jednak Bóg nie zamierzał z Sarą dyskutować, tym bardziej, że zaprzeczała faktom, które miały wkrótce się wydarzyć. Bóg z cierpliwością jej wyjaśnił, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Nie ukarał Sary za jej zachowanie, ale dał jej do zrozumienia, że przed Nim nic się nie ukryje i skończył rozmowę stwierdzeniem, które ją zawstydziło: śmiałaś się.

Bywają różne Boże obietnice, do nich należy także ta, w której czytamy, że z obumarłego ciała ma powstać nowe życie. Czy i ona nie może wzbudzić niedowierzania, a nawet wydawać się śmieszna? Kto uwierzyłby w nią? Przecież w ludzkim rozumieniu wiara w obietnice jest pozbawiona sensu. Jednak Bożych planów i obietnic nic nie może zmienić.

A jakie i jacy jesteśmy my? Czy jesteśmy podobni do Abrahama? Przypomnijmy sobie w skrócie jego historię. Czy bliski nam jest Abram, który zostawił wszystko, swój rodzinny dom i poszedł w nieznane, albowiem absolutnie ufał Bogu i cierpliwie czekał na wypełnienie Jego obietnicy? A zamiast wielu dzieci otrzymał jednego syna, którego miał złożyć w ofierze. Mimo to, Abraham nadal Bogu ufał.

Czy jesteśmy raczej podobni do Sary, która słysząc obietnicę Bożą z ust posłańców wątpiła w nią, wręcz kpiła z ich słów?

Powróćmy do zdarzeń poprzedzających wizytę posłańców, kiedy po raz pierwszy Bóg obiecał Abramowi liczne potomstwo. Nie mogąc się tego doczekać Sara oddała mężowi swoją służącą, żeby mógł mieć potomka, co dla człowieka orientu było bardzo ważne. Sara nie była cierpliwa, nie potrafiła podporządkować się Bogu, nie potrafiła bezgranicznie zaufać Bożej obietnicy.

Czym zatem jest cierpliwość?

W przeczytanym fragmencie z listu do Efezjan apostoł Paweł wymienił cierpliwość jako jedną z pięciu cnót chrześcijańskich obok pokory, łagodności, miłości i pokoju. Nowotestamentowa cierpliwość oznacza wytrwałość i niezłomność. Człowiek posiadający te cechy nigdy nie ulega, wytrwa do końca i doczeka się nagrody. Taki był Abraham. A czy my posiadamy te cechy?

Cierpliwość łączy się z drugą cnotą chrześcijaństwa: pokorą, która polega na postawieniu własnego życia w cieniu życia Jezusa i w świetle wymagań Bożych. Wynika ona ze świadomości, że jesteśmy stworzeniem Bożym i jesteśmy całkowicie zależni od Niego. Taki właśnie był Abraham, który całkowicie powierzył swoje życie Bogu. A jacy my jesteśmy? Czy potrafimy z pokorą przyznać, że bez Boga nic nie znaczymy?

Cierpliwość w obcowaniu z ludźmi powiązana jest z łagodnością. Z mojego doświadczenia i moich obserwacji wynika, że wielu młodym osobom brak cierpliwości wobec starych ludzi, którzy ciągle wspominają dawne czasy, nieustannie opowiadają nam tę samą historię z lat swojej młodości. A przecież współczesny świat jest inny niż był za ich czasów. Ludzie starzy nie mają pojęcia o tematach, które interesują młodzież, nie znają się na tym, co jej dotyczy. Wielu rodzicom brakuje cierpliwości do dzieci. Uważają, że one nie mają niczego mądrego do powiedzenia, brak im doświadczenia, więc cóż mogą wiedzieć.

Takie podejście do drugiego człowieka często zawiera w sobie agresję. Drażnią nas starzy, drażnią nas młodzi. Jedni już nas nie rozumieją, drudzy jeszcze nie rozumieją.

Cierpliwość w kontaktach międzyludzkich oznacza zdolność znoszenia cierpień. Cechę tę posiada człowiek, który się nie mści, nie odpłaca za wyrządzone mu krzywdy, lecz znosi je cierpliwie, a jego serce napełnia pokój.

Czy te kwestie, przeze mnie poruszone, mają jakikolwiek związek z sytuacją w Paragwaju, gdzie na porządku dziennym spotykane są: niesprawiedliwość społeczna, przemoc wobec dzieci i młodzieży, porwania, akty zemsty, walka o władzę, wyzysk i korupcja? Paragwajki zdają sobie sprawę z tego, że to wszystko oddala ludzi od Boga. Z tego powodu, w przygotowanej przez siebie modlitwie pokutnej, wyznały, że nie potrafią temu przeciwdziałać. Jednocześnie proszą wszystkich o wsparcie w modlitwie, żeby Bóg pomógł im cierpliwie i pokojowo rozwiązywać te problemy.

Cierpliwość jest wszak cechą, która każe znosić obrazę i krzywdę bez narzekania i goryczy, a ludzką głupotę bez irytacji. Często myślimy, albo pytamy innych: dlaczego Bóg nie reaguje? Dlaczego to przydarzyło się właśnie mnie? Dlaczego nie ukarze jej czy nie odpłaci jemu za moją krzywdę? Czy zdajemy sobie sprawę z tego, co robimy? A może to nas Bóg powinien ukarać za krzywdę innych?

Gdyby Bóg był człowiekiem i myślał po ludzku, już dawno, w porywie słusznego gniewu, unicestwiłby świat za nieposłuszeństwo ludzi. Lecz cierpliwość Boża każe Mu miłować i czekać.

Jeszcze raz zadajmy sobie to pytanie: czy czekamy cierpliwie na wypełnienie się Bożych słów w naszym życiu? Czy wierzymy w Boże obietnice, czy uważamy je raczej za niemożliwe do spełnienia? Czy w rozmowie z Bogiem jesteśmy szczerzy? Czy traktujemy Boga poważnie wypowiadając słowa: Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi? Czy naprawdę zależy nam na wypełnieniu się Bożej woli?

Boże obietnice i zamiary wobec nas są pewne, dlatego lepiej by dla nas było, gdybyśmy naprawdę zgadzali się z wolą Boga, w przeciwnym razie nasze życie może być nie do zniesienia. Zaufajmy więc Bogu i cierpliwie budujmy jedność pod Jego namiotem. Amen.

Hanna Tranda
[Wykładowca w Katedrze Podstawowych Problemów Wychowania w ChAT.]

Kazanie wygłoszone 2 marca 2007 roku w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie z okazji Światowego Dnia Modlitwy przygotowanego przez kobiety z Paragwaju.