Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 11/2001

W 20. ROCZNICĘ ŚMIERCI

A wziąwszy z sobą dwunastu, rzekł do nich: Oto idziemy do Jerozolimy, i wszystko, co napisali prorocy, wypełni się nad Synem człowieczym. Wydadzą go bowiem poganom i wyśmieją, zelżą i oplwają, a ubiczowawszy, zabiją go, ale dnia trzeciego zmartwychwstanie. Lecz oni nic z tego nie zrozumieli i było to słowo zakryte przed nimi, i nie wiedzieli, co mówiono. A gdy on przybliżał się do Jerycha, pewien ślepiec siedział przy drodze, żebrząc. A gdy usłyszał, że tłum przechodzi, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu wtedy, że Jezus Nazareński przechodzi. I zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawidowy, zmiłuj się nade mną! A ci, którzy szli na przedzie, gromili go, by milczał. On zaś coraz głośniej wołał: Synu Dawidowy, zmiłuj się nade mną!. Wtedy Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy ten się zbliżył, zapytał go, mówiąc: Co chcesz, abym ci uczynił? A on odrzekł: Panie, abym przejrzał. A Jezus rzekł do niego: Przejrzyj! Wiara twoja uzdrowiła cię. I zaraz odzyskał wzrok, i szedł za nim, wielbiąc Boga. A cały lud, ujrzawszy to, oddał chwałę Bogu.
 (Łuk. 18:31-43).

Dzisiejsza Ewangelia mówi o dwóch wydarzeniach. Pierwsze to trzecia zapowiedź śmierci Jezusa na krzyżu, drugie – uzdrowienie niewidomego. Na pozór nie mają one z sobą wiele wspólnego, jednakże w istocie wyjawiają wielką prawdę wiary i życia chrześcijańskiego. Podobnie jest Lekcja Apostolska (I Kor. 1:21-31), w której apostoł Paweł mówił o mocy Ewangelii Chrystusowej w zwiastowaniu Jezusa Ukrzyżowanego.

Tak jak wielu dzisiejszym ludziom trudno jest zrozumieć Boga za pomocą własnego rozumu bez jakiegoś światła Bożego, tak i dla wielu ówczesnych ludzi Ewangelia była „głupstwem”. Jednakże – dodaje Apostoł – „głupstwo Boże jest mędrsze niż ludzie, a słabość Boża mocniejsza niż ludzie” (I Kor.1,25).

Rozważmy więc dzisiaj słowa Ewangelii w świetle wyznania Apostoła mówiącego, że „to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych, i to, co u świata słabego wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne” (I Kor.1,27).

Dzisiejsza Ewangelia mówi, że Jezus, wziąwszy ze sobą Dwunastu, skierował się do Jerozolimy. Po drodze wyjaśniał im, że zbliża się koniec Jego życia i wkrótce wypełnią się na Nim proroctwa męczeńskiej śmierci Mesjasza. Poprzedzona będzie ona najgłębszym poniżeniem Syna Człowieczego, który wydany poganom, zelżony i ubiczowany, wyśmiany i opluwany zostanie w końcu zabity, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie (Łuk.18:31-34).

Powiedziane jest, że “uczniowie nic z tego nie zrozumieli, i było to słowo zakryte przed nimi, i nie wiedzieli, co mówiono”.

Tekst dzisiejszej Ewangelii rozważany jest w tysiącach kościołów na całym świecie [Niedziela Estomihi – red]. Tysiące kaznodziejów zastanawia się wraz ze słuchaczami nad jego istotnym znaczeniem, starają się w myślach i sercach pobudzić najgłębsze struny wiary, zdolne do przyjęcia Bożego poselstwa o zbawieniu człowieka w Jezusie Chrystusie. Przyznajemy szczerze, że i my nie zawsze dobrze rozumiemy tajemne drogi Boże, i że nam trudno jest niejednokrotnie pojąć wiele tajemnic naszego życia w Nim. Czytamy, że Apostołowie nie zrozumieli, co do nich mówił Jezus. Przebywając wiele dni z Jezusem, byli świadkami niesłychanych czynów i cudów, które czynił i dlatego słowa o zbliżającej się śmierci ich Pana i Mistrza były dla nich obce i niezrozumiałe. Po prostu nie mogło pomieścić im się w głowach, że On, Pan i Nauczyciel, przez którego działo się wiele cudów i w którym widzieli już Króla Izraela, a siebie samych w bezpośredniej bliskości Majestatu, że On może być przez kogokolwiek sponiewierany, zelżony i zabity. Wydało im się niemożliwe, by w tak straszny sposób zakończyć się mógł dla nich ten cudowny czas obcowania z umiłowanym przez nich, a uwielbianym i czczonym przez zastępy Pana – nadzieją całego ludu! Nie, to absolutnie niemożliwe! Czyż w ten sposób miałaby się skończyć ich najcudowniejsza przygoda życiowa?

Tak zapewne myślał Szymon Piotr i Andrzej – rybacy, do których kiedyś powiedział Jezus: “Pójdźcie ze mną, a uczynię was rybakami ludzi!” Podobnie zapewne myśleli dwaj inni bracia: Jakub i Jan, którzy w czasie wezwania naprawiali w łodzi sieci swoje i zaraz opuścili łódź i poszli za Nim. Nie inaczej Filip i Bartłomiej, Mateusz i Tomasz, Jakub Alfeuszowy i Szymon Zelota, Judasz Jakubowy i Judasz z Kariotu.

Kiedy zastanawiamy się głębiej nad tą negatywną reakcją uczniów na słowa Jezusa, wówczas mimo woli i my pytamy, jak każdy z nas zareagowałby na zapowiedzi Jezusa, gdybyśmy byli na ich miejscu. Prawdopodobnie tak samo. To przecież zrozumiałe, że nikt z nas nie godzi się łatwo na utratę czegoś, co uważamy za naszą radość, za wartość nadającą sens naszemu życiu, co wypełnia myśli pokojem i szczęściem. Każdy broni się przed stratą czegoś drogiego i cennego. I to zrozumiałe. Należy przecież dbać o każdy dar Boży, o każdy dar życia od Boga pochodzący i życie nasze wzbogacający. Nie powinniśmy zapominać, że i one są darem Bożej miłości.

Możemy przyjąć, że Apostołowie również z wdzięcznością przyjmowali obecność Jezusa jako dar od Boga, ale w istocie nie rozumieli w pełni, że ich radość i szczęście kosztować będzie ofiarę Jego życia. I my jesteśmy nieszczęśliwi i zagubieni, gdy nie spełniają się nasze nadzieje, nasze wyobrażenia, gdy ponosimy straty nie do odrobienia lub gdy – co jest najsmutniejsze – musimy pogodzić się ze stratą najbliższych i kochanych istot. Wówczas może nadejść chwila, kiedy wydawać się będzie, że wali się wszystko w wokół, że rozpada się w proch cały nasz dom życia z takim przecież trudem budowany.

Podobnie przeżywali tę chwilę i uczniowie. Byli po prostu przerażeni tym, co im Jezus powiedział. W tym przerażeniu zawiodła nawet ich wyobraźnia do tego stopnia, że – nic z tego nie zrozumieli.

A co Jezus? Jezus pełen świadomości tego, co Go czeka, idzie spokojnie naprzeciw swemu przeznaczeniu. Jest spokojny spokojem Bożym. Idzie pośród zastępów drogą przez Jerycho do Jerozolimy, by spełniać największą ofiarę za życie ludzi. Jest spokojny i gotów na wszystko, co zgotują ludzie Synowi Bożemu na krzyżu, na Golgocie. I chyba nigdy nie ujawniła się bardziej Jego wielkość i boskość tak dobitnie, jak właśnie w tym spokoju wobec największego cierpiane i poniżenia. Przyjdzie czas, gdy z drzewa krzyża rozlegnie się: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił!”. Będą też i nasze słowa w chwilach największego opuszczenia i osamotnienia. Ale później usłyszymy: „Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mojego!”. Tak jak pragnęlibyśmy i my powiedzieć w wierze, że od Niego przyszliśmy i od Niego wracamy.

Prawdę tę jednakże zrozumieją uczniowie dopiero później: gdy Pan zmartwychwstanie, gdy ukaże się uczniom, gdy wstąpi na niebiosa i kiedy pozostaną sami na świecie. Lecz i wówczas będą mogli pojąć, że Bóg nie pozostawił ich w samotności. Ześle na nich Ducha Świętego, Ducha Mocy, wiary i miłości. Poznają wówczas prawdę słów Pana: „Ja jestem z wami aż do skończenia świata”. Są to słowa pociechy i ufności, w której psalmista Pański prosi: „Bądź i mi mocną skałą, domem obronnym, abyś mnie zachował. Boś Ty jest moc moja i ucieczka moja, dla imienia Twego prowadź i zachowaj mnie” (Ps.71, 3).

W dalszej części Ewangelii czytamy o uzdrowieniu ślepca, siedzącego przy drodze do Jerycha. Na pozór wydarzenie to nie ma związku ze słowami poprzedzającymi. Ubogi, biedny człowiek, zdany na łaskę i niełaskę innych, usłyszał, że drogą tą idzie Jezus, czyniący cuda. Cóż więc czyni ten biedak? W słowach: „Jezusie Synu Dawidowy, zmiłuj się nade mną” – zwraca uwagę Jezusa na siebie i na swą niedolę. Prosi o to, by mógł widzieć. Czyni to tak natarczywie, że niektórzy, idący na przedzie gromią go, by milczał. Jego rozpaczliwe wołanie stanowi jakiś zgrzyt w tym świątecznym pochodzie. Ale Jezus zatrzymuje się przed niewidomym i mówi: „Przejrzyj! Wiara twoja uzdrowiła cię.” A kiedy odzyskał wzrok, poszedł za Jezusem i wielbił Boga.

Drodzy Bracia i Siostry! Te dwa obrazki z drogi Jezusa do Jerozolimy mają głęboką treść. Mówią o nas samych, jakimi naprawdę jesteśmy i jakimi możemy się stać, kiedy naprawdę zbliżymy się do Jezusa i zrozumiemy, kim jest On dla człowieka. Idzie do Jerozolimy by płacić za grzechy świata. Nawet najbliżsi tego nie rozumieją. Jest dla uczniów największą radością życia, ale w pełni tego nie pojmują. Są właśnie w tej swojej nieświadomości biedni i słabi. Są czasami tak ślepi, jak ten niewidomy na drodze do Jerycha. Lecz Jezus przywraca wzrok ślepcowi, który wstaje i idzie radośnie za Nim. Uczyniła to jego wiara. W wierze jest zdolny wielbić i chwalić Boga. Na pewno świadczył o swoim Panu do końca życia.

Wierzę, że jeśli nas stać będzie na taką wiarę, wówczas Jezus Chrystus we wszystkich chwilach naszego życia darzyć nas będzie swoim spokojem, boską miłością i prawdziwym szczęściem, za które nie przestaniemy dziękować i wielbić Pana! Amen.

Ks. bp Jan Niewiaczerzał
[Kazanie wygłoszone w Niedziele Estomihi w warszawskim kościele ewangelicko-reformowanym. Tytuł od redakcji].

Tekst kazania ks. Biskup ofiarował jako pamiątkę w szczerej przyjaźni (...) panu Janowi Burmajstrowi, miłemu Bratu w Chrystusie, gorliwemu, ofiarnemu wyznawcy Zbawiciela i zasłużonemu członkowi Zboru Warszawskiego Ewangelicko-Reformowanemu, w wigilie jego 70. urodzin z najlepszymi życzeniami Bożego błogosławieństwa na dalsze lata, spokoju i radości pośród kochającej Rodziny, a także z podziękowaniem za długoletnią służbę dla dobra Zboru.