Drukuj

2 / 2000

Inne podobieństwo podał im, mówiąc: Podobne jest Królestwo Niebios  do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. A kiedy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel i nasiał kąkolu między pszenicę, i odszedł. A gdy zboże podrosło i wydało owoc, wtedy się pokazał i kąkol. Przyszli więc słudzy gospodarza i powiedzieli mu: Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swojej roli? Skąd więc ma ona kąkol? A on im rzekł: To nieprzyjaciel uczynił. A słudzy mówią do niego: Czy chcesz więc, abyśmy poszli i wybrali go? A on odpowiada: Nie! Abyście czasem wybierając kąkol, nie powyrywali wraz z nim i pszenicy. Pozwólcie obydwom róść razem aż do żniwa. A w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw kąkol i powiążcie go w snopki na spalenie, a pszenicę zwieźcie do mojej stodoły.

Mat. 13:24-30

Skąd zło w świecie? Jak się zachować wobec zła? Jak je pokonać albo przynajmniej ograniczyć? Jakie zastosować środki: bogate, ubogie, zwyczajne? Przezwyciężać je dobrem czy może również, albo i przede wszystkim – ogniem i mieczem? A może zło pochodzi od Boga, może Bóg jest winien, może to On jest sprawcą zła, a więc i sam jest zły, nieskończenie i nieograniczenie zły, gdyż jest wszechmocny? W obliczu tych pytań można powiedzieć, że dwa tysiące lat istnienia Kościoła i parę tysięcy lat istnienia innych religii i kultur to próba dania odpowiedzi na te właśnie pytania. Dlatego już z góry trzeba przyjąć, że ani te religie, ani Kościół wyczerpującej odpowiedzi dać nie potrafią. Nasze odpowiedzi są zawsze mniej lub bardziej cząstkowe, po części trafne, mniej lub bardziej rozświetlają rzeczywistość zła, ale nie tłumaczą jej do końca. Owszem, chciałoby się już teraz znać najwłaściwszą odpowiedź na pytanie o sens zła, by ulżyć cierpiącym z jego powodu. Ulżyć zarówno tym, którzy cierpią z powodu zła im wyrządzonego, jak też tym, którzy zło szerzą. Na dodatek czasami ulegamy zbożnej pokusie misji, nawracania i myślimy sobie, jak to byłoby dobrze, gdybyśmy posiadali taką stuprocentowo pewną odpowiedź. Nikt by się wtedy nie ośmielił nam oprzeć. A jednak pytanie o sens zła, czyli o prawdę o złu, czy – lepiej powiedziawszy – o prawdę zła, pozostaje bez odpowiedzi.

Co więc z tym nieszczęściem począć? Jedni mówią, że lepiej nie zajmować się złem, nie stawiać pytań, na które nie ma odpowiedzi. Od zła trzeba uciekać, unikać okazji, żyć, jakby ono nie istniało. Jeszcze inni mówią, że ze złem trzeba walczyć, trzeba je wyplenić, stosując wszystkie dostępne środki, łącznie z unicestwieniem złoczyńcy – nie tylko przez zabicie go w walce, ale i przez zastosowanie kary śmierci.

Patrząc na historię Kościoła, trzeba ze wstydem i jak najpokorniej powiedzieć, że my, chrześcijanie, wszystkie te sposoby reagowania na zło już wypróbowaliśmy i to zarówno na niechrześcijanach, jak i wzajemnie na sobie. A przecież kto jak kto, ale uczniowie Pana powinni byli pamiętać, że ze złem trzeba się obchodzić bardzo ostrożnie. Przecież największa Miłość, najczystsza, niepodważalna, objawiła się nam właśnie wtedy, gdy postanowiliśmy raz na zawsze wyrwać spośród żyjących, spośród siebie, spośród nas, gorszyciela, heretyka, uwodziciela, fałszywego proroka, samozwańczego pomazańca, bezbożnego pyszałka stawiającego siebie na równi z Bogiem. Ta nasza gorliwość w oskarżaniu, składaniu zeznań, posuniętym aż do kłamstwa, przyjmowaniu na siebie i na nasze dzieci skutków wyroku, ta nasza gorliwość w zabieganiu o wyrok skazujący na śmierć, ta cała gorliwość była przecież spowodowana szlachetną skądinąd troską o religię, o jej czystość, o zbawienie naszych braci, o ojczyznę. Okazało się jednak, że chcąc wyrwać kąkol, wyrwaliśmy przede wszystkim Pszenicę, Chleb Żywy, który zstąpił z nieba, od Ojca, u którego o tenże Chleb zabiegaliśmy. Wielki Piątek chwalebnej męki i śmierci naszego Pana jest przecież spełnieniem się prawdy przypowieści o pszenicy i kąkolu.
Co więc począć ze złem? Najpierw trzeba podziękować Bogu za to, że zło, cokolwiek o nim wiemy i cokolwiek o nim powiemy, po tym, co wydarzyło się na Golgocie, nie jest już tylko jakimś horrendalnym nieporozumieniem, ale tajemnicą. To znaczy jest takim zjawiskiem, które zawiera w sobie tak wiele treści, że nie można jej wyczerpać rozumem, nie można ogarnąć sercem, opowiedzieć słowem. Owszem, próbujemy – świadczy o tym cała nasza kultura filozoficzna, literacka, plastyczna, teatralna i muzyczna, próbujemy na tak wiele sposobów zło opowiedzieć, a jednak ta nieopowiedziana reszta jest wciąż większa od całości.

Ta nasza bezradność wobec zła nie powinna nas jednak martwić ani zawstydzać, lecz przeciwnie – jest ona źródłem nadziei. Skoro bowiem na tak ważne pytanie (jak i na wiele innych podobnych pytań) nie możemy uzyskać pełnej odpowiedzi, to znaczy, że ani człowieka, ani też naszych ludzkich spraw nie wolno próbować zamknąć w klatce czasoprzestrzeni. Człowiekowi za ciasno jest na Ziemi, ale również w Kosmosie, bez względu na to, jak jest on wielki. Człowiek nie mieści się, jest mu za ciasno, również w swoim wnętrzu, w tym, co w nas psychiczne i duchowe. Co za tym idzie, człowiekowi jest za ciasno w kulturze, którą tworzy swoim umysłem i sercem, w religii, którą wyznaje, i w Kościele, do którego należy. Ta nasza bezradność wobec zła, ale i wobec dobra również, nie jest wcale naszą klęską, gdyż świadczy o tym, że człowiek, a z nim reszta świata, jest spokrewniony z Pełnią, jest tym, który został zasiany i od tego momentu jest nieustannie pielęgnowany, czyli mówiąc innymi słowy, jest otoczony miłością. U naszego początku jest więc miłość. Miłość naszych rodziców, jak też miłość wielu innych ludzi i miłość Kościoła. Patrząc więc na tyle dobra, które było i jest naszym udziałem, trudno zaprzeczyć, że dobro istnieje, a nie istniałoby wcale, gdyby nie było dobrego Boga. Gdyby Bóg był zły, wtedy, jak twierdzi Leszek Kołakowski, nie byłoby żadnego dobra, niczego pięknego, żadnej prawdy. Bo niby skąd miałyby się wziąć?

Wzrastamy przeto, kwitniemy, owocujemy. Przed nami czas żniw. Wtedy pszenicę Gospodarz złoży u siebie, a kąkol wrzuci do ognia, na spalenie. W tym miejscu ludziom, których ogarnął nagle lęk przed Bożą sprawiedliwością, trzeba przypomnieć, że Ten, który wypowiedział słowa o ogniu, jest również Tym, który nie stosuje podwójnej miary: innej dla siebie, innej dla innych. Kiedy zewsząd otoczył Go kąkol, nie bronił się, ale przyjął na siebie śmiertelny cios. Kiedy owce zażądały od Niego, swego Pasterza, oddania życia, Pasterz spełnił ich żądanie. Owszem, uczynił tak, kiedy przyszła Jego godzina, to znaczy kiedy nie można było już, nie należało, bo byłoby to sprzeniewierzeniem się miłości Ojca i do Ojca, przejść środkiem zbuntowanego tłumu, odejść na pustynię czy uchodzić do innego miasta.

O ile więc sąd wymierza karę w imieniu państwa, o ile powinnością policji jest chwytanie zło czyniących, a powinnością służby więziennej jest przywracanie społeczeństwu tych, którzy popełniając przestępstwo, wyłączyli się ze społeczeństwa, o tyle Kościół, chrześcijanie powinni być tymi, którzy umieją zdobyć się na nadmiar sprawiedliwości, czyli na przebaczenie. W tym wypadku polega ono na tym, żebyśmy potrafili – wzorem Jezusa Chrystusa – na siebie przyjąć cios, wiedząc, że czasami trzeba ofiary, aż ofiary z życia, by człowiek odkrył miłość. I nie chodzi tu zaraz o czyny wojenne czy np. o ofiarę z życia dla ratowania tonącego. Przecież małżeństwo, rodzicielstwo, wychowanie, praca, służba braciom w Kościele czymże innym są, jeśli nie miłowaniem, jeśli nie karmieniem innych i posilaniem się ciałem i krwią, jak tego wzór mamy w Wieczerzy Pańskiej.

Nie jesteśmy więc powołani do pielenia ogrodów Pana, ale do pielęgnowania pszenicy i tym sposobem poszerzania powierzchni jej upraw. Ponieważ jednak nie jesteśmy bezwolnymi roślinami czy też zwierzętami, naszym zadaniem jest szukanie tego, co było zginęło, zapodziało się w niewiedzy, nieznajomości rzeczy, utknęło na bezdrożach złej woli, skażonego złem umysłu, zatwardziałego serca. Wystarczy w tym miejscu przywołać na świadka Jana Złotoustego (ok. 350-407): Jak długo pozostajemy owcami, zwyciężamy; otoczeni niezliczoną gromadą wilków, jesteśmy mocniejsi. Gdy jednak stajemy się wilkami, ulegamy, ponieważ jesteśmy pozbawieni pomocy Dobrego Pasterza. Wszak nie jest On pasterzem wilków, ale owiec; dlatego opuszcza cię i odchodzi, gdy nie oczekujesz, aby okazał swą potęgę. To oczekiwanie nie powinno być biernym czekaniem, a więc i kuszeniem Boga czy wystawianiem Boga na próbę. Nie jesteśmy przecież nierozumnymi stworzeniami, jak mówi tenże autor, ale takimi, które potrafią kierować się w swoim myśleniu i postępowaniu ewangeliczną roztropnością węża i prostotą gołębia. I niech nikt nie sądzi, że tych poleceń nie da się spełnić. Pan wie lepiej niż ktokolwiek inny, jak się rzeczy mają. Wie, że przemocy nie pokonuje się przemocą, ale łagodnością. Amen.

Ks. Wacław Oszajca SJ
[Poeta, redaktor naczelny „Przeglądu Powszechnego”]