Drukuj

3 / 1999

Nie ma Go tu, bo wstał z martwych.
Mat. 28:6a

Znowu Wielkanoc. Rozdzwonią się radosnym tonem kościelne dzwony, zaśpiewamy z większym lub mniejszym przejęciem świąteczne „Alleluja”, zjemy..., odwiedzimy..., odpoczniemy... – ot, zwykłe, coroczne Święta. Biegną ustalonym tradycją trybem, mijają, a my oczekujemy nowej zbitki wolnych dni w kalendarzu. Czyż nie tak właśnie większość rodaków znad Wisły i Odry przeżywa wielkanocne Święta?

A jednak wieść o pustym grobie, tak dobrze znana, znów biegnie przez świat i pragnie znaleźć należne jej miejsce w ludzkiej świadomości: „Wstał z martwych!”. Z życia przez śmierć do zmartwychwstania wiodła Jezusowa droga w Bożych planach. Z jakim trudem te słowa torują sobie dostęp do ludzkich serc! Ze zwykłej małowierności zbyt się nimi nie przejmujemy, choć na ogół uznajemy istnienie ich Sprawcy.

W niedzielny poranek po pamiętnych wydarzeniach dni paschalnych wybrały się dwie Marie do grobu Mistrza, aby grób ten obejrzeć – tak cel ich porannej eskapady określił św. Mateusz. Czy tylko zwykła ciekawość wiodła je do grobowego ustronia? Może chciały sprawdzić, czy kamień dobrze zamyka otwór skalnej niszy, może chciały coś poprawić, może powspominać – wszak po to i dziś chodzi się na cmentarze. Pozostali synoptycy – św. Marek i św. Łukasz – mówią o bardziej konkretnym celu, kobiety owe chciały mianowicie zakupionymi wonnościami namaścić złożone tu ciało Jezusa.

Grób pusty, kamień odwalony, strażnicy, przezornie oddelegowani przez Piłata na prośbę arcykapłanów i faryzeuszy do „ochrony” grobu, bezwładni. Któż by nie poczuł się w tej scenerii nieswojo? I do tego głos anielski, wprawdzie uspokajający, ale wprawiający co najmniej w wielkie zakłopotanie. Znał ów anioł Pański stan ducha przybyłych. „Wy się nie bójcie” – słyszą zatrwożone. Zwróćmy uwagę na zaimek osobowy na początku zdania. Wy nie musicie się bać. Któż zatem wtedy i dzisiaj powinien się bać? Czyż w ogóle zmartwychwstałego Pana Miłości trzeba się bać? Kto przychodzi doń, jak owe Marie, z potrzeby serca, zapewne nie. Lecz przed tymi, którzy odrzucają Go na krzyżu, lekceważą Jego zmartwychwstanie, zamykają przed Nim serce, staje pytanie: Czy miłość Zmartwychwstałego rozbije te kamienne serca? Jeśli pozostaną kamiennymi, jest się czego bać.

Poszukiwanego nie ma już w grobie, „wstał z martwych, jak powiedział” – przypomina Jezusowe zapowiedzi Boży wysłannik. Wieść o pustym grobie jest więc z natury rzeczy przypomnieniem wieści wcześniej wielekroć słyszanej, ale puszczanej mimo uszu, zlekceważonej. To, co najistotniejsze, tak łatwo przeoczyć. Tylu uczniów Pana uprzedzonych zostało przez Niego samego o konieczności cierpienia i pewności zmartwychwstania. Gdy pierwsze się spełniło, zabrakło wiary w drugie. Ciemność Wielkiego Piątku tak mocnym cieniem położyła się na ich duchowym wzroku, że nie byli w stanie dostrzec jasności wielkanocnego poranka. Potrafimy błąd ów powtarzać w kolejnych pokoleniach aż do znudzenia. I nasze nie jest odeń wolne. Po prostu nie wierzy się dziś w zmartwychwstanie. Co gorsza, stanowisko takie nie jest obce nawet ludziom uważającym się za chrześcijan. Choć On powiedział.

Przeżywamy wielkanocne dni w prawie dwa tysiące lat po owej pierwszej Wielkanocy. Przeżywamy po raz kolejny ważny okres liturgiczny roku kościelnego, przypominający wydarzenia, jakie miały miejsce w Jerozolimie po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. I choć wciąż dla wielu współczesnych nam ludzi są to wydarzenia bardziej legendarne niż rzeczywiste, my, ludzie wierzący, wierzymy nowotestamentowym zapisom. Dlatego przecież wierzącymi się zwiemy, że z wiarą przyjmujemy relacje ewangelistów o dniu pustego grobu. Pamiętamy, iż na fundamencie wieści o pustym grobie, a więc o zmartwychwstaniu Pańskim, budują swe nauczanie apostołowie.

Wszak św. Piotr swe pierwsze kazanie po Zesłaniu Ducha Świętego poświęca cudowi zmartwychwstania. Jest to przecież cud, bo w innych kategoriach tego niezwykłego wydarzenia nie jesteśmy w stanie rozpatrywać. Przypomina zatem Piotr tłumom przybyłym do jerozolimskiej świątyni na żydowskie święto Pięćdziesiątnicy to wszystko, co dane było przeżyć uczniom Chrystusa. Mówi z perspektywy naocznego świadka uwięzienia i męki swego Mistrza, mówi jako ten, który owego pamiętnego ranka stanął wraz z drugim apostołem, św. Janem, w głębokim zdziwieniu przed grobową grotą w skalnym zboczu. Oto nie było ciała, tylko porzucone prześcieradła, w które zwyczajowo spowijano zmarłych. I gdy wówczas – jak pisze Ewangelista – „nie rozumieli Pisma, że musi powstać z martwych” (Jn 20:9), tak potem, a właściwie już wkrótce, po zaledwie pięćdziesięciu dniach, natchniony Duchem Świętym Piotr głosi z mocą Chrystusa – jak uwierzył – naprawdę wzbudzonego z martwych.

Rzeczywiście, człowiekowi trudno uwierzyć w to, co nie mieści się w jakichkolwiek racjonalnych czy zgoła wymiernych kategoriach. Zapewne samemu uwierzyć nie łatwo, samemu nie, ale to przecież Bóg wzbudza wiarę w ludzkich sercach, przecież to Duch Święty przekonuje. Trzymając się tej zasady, warto pamiętać, że wiary się nie zdobywa – wiarę się otrzymuje. Prawdziwa wiara nie jest zasługą człowieka, jest ona darem dobrego Boga. On sam chce ją dać i nam, tylko czy zabiegani wokół swoich codziennych spraw pragniemy ten dar przyjąć? W jakim stopniu jesteśmy nań otwarci? Obyśmy w pokorze, znając swe miejsce przed Bogiem, umieli i chcieli zawołać: „Wierzę, pomóż niedowiarstwu memu” (Mk 9:24)! Znana to prawda, przynajmniej wśród chrześcijan, że „wiara (...) jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe” (Rzym. 10:17). Apostołowie, jak się później okazało, za mało się nauczyli, zbyt pobieżnie wsłuchiwali się w Słowo Chrystusowe podczas wspólnych wędrówek po galilejskich i judzkich krainach, aby od razu uwierzyć w zmartwychwstanie swego pana, by zaraz przyjąć do serc cud pustego grobu. Zdziwienie, niepokój, wątpliwości – te rozterki towarzyszyły uczniom nie tylko w pierwszy poranek po sabacie. Jak mało różnimy się od nich w swych postawach wobec Słowa i cudu Zbawiciela. Lecz we wciąż darowywanym nam świetle Ducha wiary jesteśmy w stanie, jak i oni niegdyś, radykalnie zmienić swoje stanowisko i z małowiernych stać się mocno wierzącymi.

Ongiś niepewny i zalękniony Piotr został przemieniony w odważnego głosiciela Zmartwychwstałego, w niezłomnego szermierza prawdy zmartwychwstania. Przyjął bowiem moc Ducha Świętego, przepojony został duchem mądrości i odwagi, przepasany mocą z wysokości. Tak też staje przed tymi, z których wielu zapewne nie tak dawno z nienawiścią krzyczało przed Piłatem: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj go”. I stało się, jak chcieli. Jakże krótkotrwały był smak ich pozornego zwycięstwa! Bo przecież nie krzyż Golgoty był ostatecznym kresem Jezusa i nie skalny grobowiec był Jego końcowym przeznaczeniem. To wszystko: ból, opuszczenie, śmierć krzyżowa, złożenie do grobu, ustąpiły nowemu – Zmartwychwstaniu. Tę prawdę głosi apostoł Piotr od swego pierwszego przemówienia w dniu Zielonych Świąt przez wszystkie następne, zanotowane przez skrzętnego kronikarza czasów apostolskich, św. Łukasza.

„Wyście Go rękami bezbożnych zabili – woła Piotra z wyrzutem do tłumów – ale Bóg Go wzbudził z martwych, rozwiązawszy więzy śmierci”! Dalej powołuje się Apostoł w tej pierwszej chrześcijańskiej homilii na znane tak dobrze słuchaczom starotestamentowe proroctwa, które zapowiadały wzbudzenie Pana z martwych. Ale i temu słowu ogół nie wierzył. Kulminacją Piotrowego kazania jest kategoryczne stwierdzenie, zapisane dosłownie w Dziejach Apostolskich: „Tego to Jezusa wzbudził Bóg, czego my wszyscy świadkami jesteśmy” (2:32). Tyle św. Piotr.

A my? Czy po prawie dwóch tysiącach lat równie dzielnie przyznajemy się do podstawowej prawdy chrześcijaństwa, jaką jest bezsprzecznie Chrystusowe zmartwychwstanie? Czy wierząc, chcemy i potrafimy dzielić się tą wiarą z innymi? Czy świadectwo wiary jest składane z mocą i dostrzegane we współczesnym świecie? Wszak znaczenie wieści o cudzie pustego grobu pozostało takie samo i tę samą rolę ma spełnić dziś – jak ongiś. Przecież Chrystus Pan dla nas zmartwychwstał, tak jak za nas, ludzi, wcześniej został ukrzyżowany. Jego zmartwychwstanie – to nasze zmartwychwstanie, ów pusty grób to zadatek i zapewnienie Boże: nasze groby też będą puste. Zmartwychwstaniemy do życia na zawsze ze swym Zbawicielem. Czyż nie taka jest wiara nasza, wyznawana w Apostolicum słowami: „...trzeciego dnia zmartwychwstał (...). Wierzę w (...) ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny”, jak i w Nicejsko-konstantynopolitańskim wyznaniu wiary formułą: „I zmartwychwstał dnia trzeciego według Pism (...). I oczekuję zmartwychwstania umarłych i żywota przyszłego wieku”. Rzecz jednak w tym, by nie tylko ustami przyłączać się do starokościelnych wyznań wiary, wiary pielęgnowanej przez pokolenia minione, ale by mieć wiarę w sercu i żyć nią na co dzień. Tajemnica pustego grobu nadal pozostaje dla nas przesłonięta z woli Boga Wskrzesiciela; wszak momentu, gdy Pan wstał z grobu, nikt z ludzi nie oglądał. Boże to misterium, ale zbawienne skutki jedynego wydarzenia dotykają całej ludzkości. Bóg oczekuje jednak wyraźnego opowiedzenia się za Zmartwychwstałym, przyjęcia ofiarowanego nam w Nim daru zmartwychwstania. Czy jesteśmy gotowi?

Módlmy się: Boże, Ojcze zmartwychwstałego Syna, któryś w swym przedziwnym planie zbawienia ludzkości wzbudził z martwych Ukrzyżowanego, daj nam, obchodzącym radośnie pamiątkę dnia, któryś Ty sam uczynił, udział w Jego zmartwychwstaniu do wiecznego życia z Tobą w Twoim Królestwie. Prosimy i wielbimy Cię przez zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa. Amen.

Ks. Adam Kleszczyński
[Duchowny ewangelicko-metodystyczny, proboszcz parafii w Łodzi]