Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

9 / 1998

...oto ręka była wyciągnięta do mnie, a w niej zwój księgi. I rozwinął go przede mną. A był zapisany z jednej i z drugiej strony. Były zaś na nim wypisane skargi, jęki i biadania. [...] I rzekł do mnie: Synu człowieczy! Nakarm swoje ciało i napełnij swoje wnętrzności tym zwojem, który ci daję! Wtedy zjadłem go, a on był w moich ustach słodki jak miód. Potem rzekł do mnie: Synu człowieczy! Idź, udaj się do domu izraelskiego i przemów do nich moimi słowami.

Ezech. 2:9-3:4

Czas biegnie bardzo szybko. Skończył się tegoroczny sezon urlopowy, za nami wakacje szkolne, niedługo zaludnią się sale wykładowe wyższych uczelni. Wszyscy przystępują do swoich zajęć, chcąc sprostać im jak najlepiej. Planują przyszłość, myśląc o tym, co zamierzają osiągnąć. Nauczyciele chcieliby wywiązać się z niełatwego zadania, jakim jest bycie wychowawcą i przyjacielem młodzieży. Rodzice chcą, żeby dom i rodzina były naprawdę przytulnym miejscem, w którym wszyscy czują się dobrze i rozumieją się nawzajem. Wszyscy potrzebujemy stale uczyć się, jak mamy żyć i postępować, byśmy nie tylko my sami – choć to również jest bardzo ważne – ale także inni ludzie oraz sam Bóg mieli z nas zadowolenie i pożytek. W tych wszystkich sprawach nie jesteśmy zostawieni sami sobie: z pomocą przychodzi nam Bóg, kierując do nas swe Słowo tak samo, jak niegdyś do proroka Ezechiela.

Jest rzeczą znamienną, że Bóg mówi do proroka: „Synu człowieczy!”. Słowa te tchną serdecznością i ciepłem. W taki sposób Bóg zwraca się do istoty ludzkiej, do człowieka, od którego oczekuje miłości i posłuszeństwa. Bo każdy z nas powinien postępować zgodnie z wolą Boga i w swoim życiu upodabniać się do Syna Człowieczego, do Jezusa.

Podając prorokowi Księgę, Bóg daje mu dziwne polecenie: zjedz ją! Co więcej, w obrazie prorockim czytamy, że ten zwój, „zapisany z jednej i z drugiej strony”, ma być spożyty w całości, a więc ze wszystkim, co jest w nim gorzkie („skargi, jęki i biadania”). Znaczyło, że w naszym życiu: i materialnym, i duchowym – powinniśmy przyjmować z Bożej ręki wszystko. To, co „gorzkie”, również. Nie powinniśmy wybierać z Pisma Świętego tylko ulubionych fragmentów, opuszczając trudniejsze, niezrozumiałe lub budzące sprzeciw. Mamy karmić się całą treścią Biblii, abyśmy – nasyceni Bożym Słowem – znali i spełniali „całą wolę Bożą” (Dz. 20:27).

Znaczy to, że mamy kierować się w życiu nie tylko pragnieniem przeżywania radości, której Bóg i tak nam przecież udziela, czy chęcią doznawania Jego błogosławieństw. Powinniśmy również chcieć poddawać się Jego woli: nakazom i zakazom, zarówno miłym życzeniom, jak i twardym żądaniom. Spożycie, wchłonięcie w siebie całej Bożej Księgi – a taki właśnie obraz znajdujemy u starotestamentowego proroka, w przekładzie na język Nowego Testamentu oznacza, że naszym pokarmem jest Jego Słowo: przede wszystkim to Słowo, które „ciałem się stało i zamieszkało wśród nas” (Jn 1:14). Wyjaśnia to sam Jezus, mówiąc: „Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił; jeśli kto spożywać będzie ten chleb, żyć będzie na wieki [...]. Albowiem ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem” (Jn 6:51.55).

Bożym celem jest bowiem – jak pisze apostoł Paweł – to, „By [Ojciec] sprawił według bogactwa chwały swojej, żebyście byli przez Ducha Jego mocą utwierdzeni w wewnętrznym człowieku, [...] abyście zostali wypełnieni całkowicie pełnią Bożą” (Ef. 3:16.19b). Powinniśmy się stać czytelnym świadectwem tak dla Boga, jak i dla otaczającego nas świata, że wypełnia nas Boże Słowo, że jest ono naszym prawdziwym pokarmem. Że kształtuje całe nasze życie wewnętrzne wraz z jego zewnętrznymi przejawami: umysł, uczucia i wolę, charakter, decyzje i motywy postępowania; nasze opinie, sądy i system wartości; nasze reakcje i postawy.

Co się stało, gdy prorok spożył gorzki zwój? Ezechiel świadczy: „zjadłem go, a on był w moich ustach słodki jak miód”. Boże Słowo przeniknęło go i napełniło, wywołując w jego życiu przemianę. I my nieraz doświadczamy, że to, co odbieramy z Bożej ręki jako gorycz, że nawet gdy towarzyszą temu nasze „skargi, jęki i biadania”, w końcu wychodzi nam na dobre i ostatecznie okazuje się słodkie.

Gdy Ezechiel wykonał pierwsze polecenie, Bóg powiedział mu: idź! Każąc mu spożyć zwój, chciał przygotować proroka do zadania, jakie zamierzał mu zlecić. Za pośrednictwem Ezechiela Bóg chciał bowiem zrealizować swoje plany w zewnętrznym świecie. Oto teraz prorok miał udać się do domu Izraela, aby przekazywać mu Boże Słowo, którym się napełnił. Ta sama zasada obowiązuje wszystkich: i w Starym, i w Nowym Testamencie. Bóg nigdy nie daje nikomu żadnego zadania, dopóki nie przygotuje go należycie do jego wypełnienia. Na przykład inny prorok starotestamentowy, Eliasz, szczególnie wierny i gorliwy sługa Boży, w pewnym okresie życia przeżył załamanie wewnętrzne: utracił zapał i odwagę i zbiegł na odludzie. Lecz Bóg go odnalazł i posłał doń swego anioła, który przyniósł mu posiłek z Bożego Stołu. Eliasz posłuchał Bożego polecenia: „Wstał więc i posiliwszy się, szedł w mocy tego posiłku przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do góry Bożej Horeb” (I Król. 19:5-8). Przyjmowanie pokarmu, który Bóg nam daje, stanowi gwarancję, że będziemy w stanie wykonać zadania, które nam wyznacza, niezależnie od tego, co sądzimy o swej duchowej kondycji.

Trzecie polecenie, dane prorokowi Ezechielowi, brzmi: przemów do nich moimi słowami. Bóg zleca każdemu „synowi człowieczemu”, aby Jego Słowo przekazywał innym. Najlepszym sposobem mówienia o Bogu jest nasze chrześcijańskie życie i dobre uczynki będące owocem wiary, ponieważ ta „mowa” brzmi najgłośniej i najsilniej przyciąga ludzi do Boga. Pismo Święte, a więc i Bóg, który za nim stoi, oczekuje od chrześcijan świadectwa nowego życia: „Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili” (Ef. 2:8-10). Dzisiaj, po dwudziestu wiekach chrześcijaństwa, już naprawdę nie wystarcza – ani Bogu, ani reszcie Kościoła, ani światu – słuchanie chrześcijańskiego poselstwa o Jezusie, o zbawieniu, o życiu wiecznym itd., które nie przystaje do życia tych, którzy je głoszą. Bóg nie chce, by Jego Kościół tylko gadało Nim.

Oczywiście, niezwykłą wagę ma świadectwo naszych ust i głoszenie wszystkim Bożej ewangelii zbawienia w Jezusie Chrystusie. Znamy polecenie Pana: „Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem” (Mat. 28:19-20a). Ale realizując je wiernie, jednocześnie musimy być świadomi doniosłej roli, jaką odgrywa nasze wszelkie niewerbalne świadectwo. Jest wolą Bożą, abyśmy „postępowali w sposób godny Pana ku zupełnemu Jego upodobaniu, wydając owoc w każdym dobrym uczynku i wzrastając w poznaniu Boga” (Kol. 1:10). Gdy Słowo Chrystusowe naprawdę znajduje przyjęcie u Jego uczniów i gdy się nim nasycą, mogą wyznać z radością: „Czy serce nasze nie gorzało w nas, gdy przemawiał do nas po drodze i otwierał nam Pisma?” (Łuk. 24:32; przekł. ekum.).

Odwiedziła kiedyś Polskę grupa chrześcijan z holenderskiego Kościoła reformowanego. Podczas jednego z nabożeństw kaznodzieja zapytał: – Na jaką Biblię jest największe zapotrzebowanie na świecie? Ponieważ nikt z obecnych nie kwapił się z odpowiedzią, odparł: – Na Biblię w ludzkiej skórze i powinna to być skóra każdego z nas...

Ezechiel i Dawid, Aggeusz i Jan, Izajasz i Paweł. Wszyscy oni usłyszeli Boże Słowo, przyjęli je, nasycili się nim i usłuchali wezwania, by zwiastować je innym. Dzięki nim i my to poselstwo usłyszeliśmy. Czy pozwolimy na to, żeby Bóg dokonał tego samego z nami? Z każdym z nas? Bez wyjątku?

Ks. Mieczysław Kwiecień